Rozdział 289 18+

1.9K 51 1
                                    

Następnego ranka po kłótni Hermiona obudziła się z podkrążonymi oczami, bolącą
głową, wysuszonym gardłem i piekielnym kacem moralnym. Owszem, była na niego
wściekła za to, jak zachował się u jej rodziców, ale z jakiej racji wyrzuciła mu to
wszystko już wtedy, gdy było spokojnie i dobrze? I, o rany, kopnęła go w miejsce, na
którym raczej powinno jej zależeć, by było w nienaruszonym stanie. Nie zmieniało to
faktu, że sam nie zachował się lepiej – zatrzymywał ją i to dość brutalnie, o czym
świadczyły ślady palców na jej ramieniu. Wiedziała, że powinna go przeprosić, ale miała dosyć bycia tą, która przepraszała pierwsza. Niech choć ten jeden, jedyny raz on pierwszy powie, że zrobił źle. Choć raz. Wstała, umyła się, ubrała i przysiadła nad
esejem dotyczącym Zaklęć w Uzdrawianiu. Nie miała ochoty schodzić na śniadanie.

- Hermiono, kochanie? – Pani Weasley otworzyła drzwi i uśmiechnęła się, podając jej list, herbatę i kilka grzanek z dżemem. – To przed chwilą przyszło sowią pocztą. Och, i gdybyś mogła zejść na dół jak tylko zjesz. Severus czeka na ciebie na zewnątrz.
Powiedział, że masz przyjść.

Zacisnęła usta, żeby nie wyładować swojej wściekłości na biednej mamie Rona. Dlatego
kiedy się odezwała, starała się być tak beznamiętna, jak tylko się dało.

- Dziękuję, ale niech pani mu powie, że może sobie tam sterczeć cały dzień, a ja i tak
nie przyjdę.

Starsza kobieta skinęła głową, choć wydawała się być niezadowolona. Była już przy drzwiach, gdy najwyraźniej zebrała się do tego, by coś powiedzieć.

- Czasami w związku kobieta musi być tą mądrzejszą, nawet jeśli mężczyzna jest
starszy i powinien być dojrzalszy. Tak naprawdę mężczyźni to duże dzieci, którym trzeba ocierać noski i poprawiać koszule, żeby nie zrobili z siebie pośmiewiska. Wierz
mi, że wiem co mówię. Mój… Mój starszy brat był dokładnie taki sam, jak Severus. Im
głupsze rzeczy robił, tym bardziej bronił swojego zdania i twierdził, że robi dobrze, choć w głębi duszy było mu z tym źle.

Po czym wyszła. I dobrze, bo Hermiona nie była w nastroju na słuchanie wykładów.
Rozerwała list i zdziwiła się widząc znane pismo Dumbledore’a.

Droga panno Granger,
piszę do Pani w sprawie dość nietypowej, aczkolwiek nosiłem się z tym zamiarem od
pewnego czasu. Chciałbym zaproponować Pani etat nauczycielki Zaklęć dla klas 1-7 w
Hogwarcie, od września tego roku począwszy. Zdaję sobie sprawę, iż ma Pani pewne plany na przyszłość – dotyczące zarówno rodziny, jak i kariery – jednakże prosiłbym o rozpatrzenie mojej oferty.
Od śmierci profesora Flitwicka ja go zastępowałem, jednakże pozycja Dyrektora jest pracochłonna i obowiązki z nią związane zajmują mi większą część dnia, przez co cierpi nauka uczniów. Jest kilka innych osób, którym mógłbym zaproponować to stanowisko, jednakże Pani
ma zarówno podejście do uczniów (wieloletnia pomoc w nauce większej części
Hogwartu to potwierdza), jak i niesamowity talent do Zaklęć, co wielokrotnie powtarzał
profesor Flitwick. Będę czekał na odpowiedź do piętnastego sierpnia bieżącego roku. Mam nadzieję, iż będzie ona pozytywna.

Albus Dumbledore
Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart

ps. Severus oraz reszta świata nic o tym nie wiedzą. Chciałem, byś mogła sama podjąć
decyzję, bez czyjegokolwiek wpływu.

No, to byłby pierwszy raz, gdy Dumbledore pozwala jej na cokolwiek. Westchnęła i
puściła mózg w ruch. Lista zalet była długa, a na jej czele znajdował się powrót do
Hogwartu, ale wad również było sporo. Wyciągnęła długi pergamin, narysowała pionową kreskę od początku, aż do samego dołu i po prawej stronie nabazgrała dużymi literami: ZALETY, a po lewej: WADY. I zaczęła pisać. Kilka godzin później skończyła i
podsumowała listę. Miała pewien sposób – wypisywała wady i zalety, ale przed podsumowaniem zaznaczała te, które miały ogromne znaczenie i te, które można było
pominąć. I tak na przykład „dwumiesięczne wakacje” były zaletą do pominięcia, za to
„darmowe i dobre posiłki” zaliczały się do tych z ogromnych znaczeniem, bo kucharką
była nędzną. Wadą do pominięcia była „współpraca z Severusem” (była pewna, że na gruncie wojny ślizgońsko-gryfońskiej niejedną noc prześpi na kanapie), ale ogromną było „towarzystwo stukniętej wieszczki”. Miała talent do Numerologii, ale nawet jej obliczenia zajęły mnóstwo czasu i nie zauważyła, jak Fleur, która przyszła z Billem, postawiła jej obiad na stole. Zjadła automatycznie, pochłonięta pracą. Kiedy wreszcie wypisała ostatnie liczby przeciągnęła się i zerknęła z okno. Słońce zachodziło. Z jednej strony nie powinna się dziwić – wstała ładnie po dziesiątej, ale zerkając na zegarek odkryła, że nad listą spędziła ponad dziesięć godzin. Cóż, obliczenia nie należały do najprostszych i najłatwiejszych. Konkluzja była prosta, choć dość bolesna – gdyby nie to, że chciała zostać magomedykiem, to z radością przyjęłaby posadę w Hogwarcie. Plusy były mocne i niewiele było tych, które mogła skreślić, za to lista minusów – mimo,
że długa, składała się głównie z nieważnych pozycji. Zastanowiła się czy list wysłać
Dumbledore’owi już teraz, czy może poczekać. Mogła przecież zmienić zdanie, a jeśli on już kogoś innego wybierze, to nie będzie odwrotu. Lepiej się ubezpieczyć. I nikomu nie mówić o tym ani słowa. Zaburczało jej w brzuchu, więc zeszła na dół, czując, jak od długiego siedzenia bolą ją pośladki. Jednak zdarzało się to tak często, że nawet nie zwróciła na to uwagi. W kuchni była jedynie pani Weasley, Draco i Harry.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz