Rozdział 295

1.5K 49 13
                                    

– To jest najgłupszy pomysł z możliwych.

Hal westchnął ciężko, spoglądając na swojego przyjaciela, który wypowiedział to zdanie dwudziesty siódmy raz w przeciągu ostatnich pięciu minut. Najwyraźniej oczekiwał jakiegoś komentarza, ale zebrani w kuchni w Norze mężczyźni nie do końca byli pewni, czy po ewentualnej odpowiedzi przeżyją. W końcu Hal zdecydował się być tym, który zaryzykuje.

– To był twój pomysł, Sev.

W zamian otrzymał nasycone jadem spojrzenie i ledwo się powstrzymał przed
zerknięciem na przód swojej wyjściowej, granatowo-szarej szaty w złote gwiazdy w
poszukiwaniu dziury. Dzień, w którym Sev przyzna się do tego, że nie miał racji, będzie
zwiastował Apokalipsę – powinien być zapisany w ostatniej księdze mugolskiej Biblii jako ósma pieczęć, która ma wypuścić bestię o imieniu SześćSześćSześć, czy coś w tym stylu. Jeśli zwykle usposobienie Mistrz Eliksirów wahało się pomiędzy bryłą lodu a personifikacją nadpobudliwości, to dzisiejszego ranka przechodził samego siebie i wszyscy wokół niego chodzili na paluszkach nie wiedząc, w której sekundzie w jakim jest nastroju. George już-już otwierał usta, ale Bill zatkał mu je dłonią mrucząc:

– Chcesz dożyć swojego własnego ślubu?
Drugi bliźniak – ten nie zakneblowany – odpowiedział.

– Bill, po prostu to jest komedia roku. Snape, nasz kochany Snape, stoi przed lustrem
podziwiając swój nowy strój i pomstuje zarówno nad odzieniem, jak i fryzurą. Swoją drogą dobrze go w końcu widzieć z umytymi włosami i związanymi.

Niby nie zwracał uwagi na to, kto go słyszy, ale gdy Sev obrócił się Fred podskoczył
nerwowo i odetchnął, gdy okazało się, że nerwowy pan-nie-tak-znowu-młody, jak
złośliwie go określali goście, po prostu sięga po swoje nieśmiertelne szaty. Hal jęknął ze
zgrozą.

– Nie ma mowy!

– Odczep się, Hal! To ja decyduję co będę nosił na swoim grzebiecie!

– Nie możesz założyć tych szat! Przecież one w ogóle nie są wyjściowe! Co ty – chcesz kojarzyć się wszystkim z nauczycielem? To dopiero będzie perwersja!Fred szepnął teatralnym głosem do George’a:

– Perwersja dopiero będzie jak ubierzemy Hermionę w mundurek.

– To niezły pomysł – odpowiedział drugi z kamikadze. – Moglibyśmy…

– … skombinować takie mundurki jakie są w mugolskich filmach przyrodniczych.
Chwała Merlinowi, że Sev ich nie słyszał! Wystarczyło, że kiedy Hal przyszedł go zabrać z Gniazda z samego rana, ten omal nie rozwalił mu głowy, bo chciał się przecież
wyspać. Dopiero informacja, że dziś jest TEN dzień postawiła go na nogi. Jednak od
tamtego czasu chodził z kąta w kąt, choć pewnie nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Coś go gryzło i tak pogrążył się w myślach, że na nic i na nikogo nie zwracał uwagi. Łącznie ze swoim strojem. Gdyby Hal nie podstawił mu pod nos dopiero co kupionych wyjściowych spodni i koszuli, to ten pewnie założyłby któreś ze swoich zwykłych. Zapomniał jednak o szacie wierzchniej. Naprawdę – miał wrażenie, że już zajmuje się niemowlakiem, który sam nic nie potrafi, ale łatwo może zrobić sobie kuku.

– Nie możesz tego założyć!

– Nie zachowuj się jak niańka, Hal.

– Hermiona będzie zła.

– To już jej problem. Albo weźmie mnie w starych szatach, albo w ogóle.

– Albo bez niczego.

Bliźniacy naprawdę mieli dziś zapędy samobójcze. Zachowywali się jak stare plotkary, które muszą skomentować absolutnie każdy krok Seva.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz