Rozdział 217

1.3K 59 3
                                    

Noc była okropna. Mimo wszystkich zaklęć rzuconych na komnaty i gorących cegieł włożonych pod kołdrę, było zimno i Hermiona nie mogła powstrzymać drżenia. W taką noc jak ta, pragnęła być w lochach, w komnatach Severusa i móc się od niego przytulić, by poczuć ciepło jego ciała. Jednakże ta myśl spowodowała, że zrobiło
jej się jeszcze gorzej. Nie tylko Harry i Ron wciąż jej nie przeprosili, a zostały im ledwie
dwa dni, ale też Mistrz Eliksirów unikał jej i nie mogła wejść do jego sali. Hal, szczęśliwy nowożeniec, ze smutkiem w głosie powiedział, że jego przyjaciel nie chce z nim rozmawiać na ten temat i kazał mu rzucić zaklęcie na drzwi, które nie pozwoli jej tam
wejść.

- Naprawdę mi przykro, moja droga. On po prostu potrafi być… przekonywujący, gdy mu na czymś zależy. Nie wiem, co się stało, ale mam nadzieję, że gdy tylko przestanie się
dąsać, to wszystko wróci do normy.

Norma. Fajnie. Tylko co było normą?! To, że się unikali i robili sobie wzajemnie krzywdę,
czy też to, że udawali, że są razem? Bo ona by chciała, ale Snape… On unikał samego
tematu, jak tylko mógł. No i Harry ze swoim wybuchem wcale jej nie pomógł. Przeklęty
„Wybraniec” ze swoim kompleksem superbohatera!

Odrzuciła kołdrę na bok i przestała nawet próbować zasnąć. Musi z nim porozmawiać i guzik ją obchodzi, co on ma na ten temat do powiedzenia! Miała dosyć! Sześć dni
zastanawiania się, o co mu chodzi! Sześć nieprzespanych nocy, które spędziła na
produkowaniu horrendalnych ilości Veritaserum, Eliksiru Wielosokowego i Smoczej Łapy! I to przeklęte zimno!!! Ubrała się w ciepłą bluzę i wyszła z dormitorium na tyle cicho, by nie budzić koleżanek. Droga do wschodniej wieży, gdzie mieszkali Hal i Trelaw… yyy… znaczy się Hal i Friedrich… Nie, to brzmi głupio. Hal i Stuknięta Wieszczka, o! W każdym razie do ich komnat dotarła w rekordowo szybkim czasie i po chwili waliła w drzwi. Miała dosyć. Autentycznie dosyć. Chciał się obrażać?! Świetnie! Skończył się Dzień Dziecka! Ona już nie będzie milczeć! Po jakimś czasie zaspany, ubrany w szlafrok Hal otworzył drzwi i widząc ją, od razu się zmartwił.

- Coś się dzieje? Czy coś się stało Sevowi?

- Jeszcze nie. Idziesz ze mną i zdejmujesz zabezpieczenia!

Zmartwił się i zaczął tłumaczyć:

- Wiesz… On jest moim przyjacielem i jeśli prosi mnie o coś takiego, to nawet jeśli się
nie zgadzam…

- Och, daruj sobie! Albo ty to zrobisz, albo utworzę sobie całkiem nowe drzwi w ścianie, ale nie sądzę, by pani Pomfrey była z tego zadowolona! Mam tego dosyć! Podobno to on z nas dwojga jest dorosły, więc niech zacznie się zachowywać w taki sposób! A teraz pójdziesz ze mną, czy też mam cię tam zaciągnąć?!

Szeroki uśmiech Hala trochę ją uspokoił. Mruknął: „zaraz wracam” i po chwili wyszedł ubrany w szatę, z różdżką w ręku. Szybkim krokiem ruszyli do Skrzydła Szpitalnego.

- Wiesz… Od kiedy cię poznałem po prostu wiedziałem, że będziecie do siebie
pasować.

- Nie jestem w nastroju na romantyczne bzdury – warknęła i przyspieszyła. Mężczyzna jedynie zachichotał i kontynuował:

– Wiem, wyglądasz raczej jakbyś szykowała się na wojnę. Mnie pewnie oberwie się
rykoszetem, ale musisz się nastawić na pełny ogień artyleryjski. O co właściwie poszło?

– O Harry’ego. Zobaczył nas i zaczął… zaczął mówić okropne rzeczy.

– Okropne?

– Że pewnie zwracam się do niego panie profesorze i to go podnieca. Ogólnie rzecz
biorąc chodziło mu o to, że stwierdzenie „pupilka nauczycieli” właśni zmieniło swoje
znaczenie.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz