Rozdział 244

1.1K 60 6
                                    

Była już tak blisko… Jeszcze tylko jakiś metr… Ginny przesuwała się w kierunku węża powoli, by nie zwrócić na siebie uwagi. Sięgała już do buta, by wyjąć nóż, gdy lodowata dłoń zacisnęła się na jej ramieniu i podniosła ją do góry. Czerwone, pionowe źrenice wpatrywały się w nią z sadystyczną radością.

– A teraz, moja śliczna Ginewro… Teraz mi się przydasz.

Wszystko nagle ucichło, był tylko głos, który mówił: „oddaj mi… oddaj”, któremu nie
mogła się oprzeć. Westchnęła ciężko i poddała się, by poczuć, jak uchodzi z niej cała energia… To było tak, jakby coś uchodziło z całego jej ciała falami i kierowało się w kierunku ramienia, na którym zaciśnięta była długopalczasta dłoń. Gdy uścisk zelżał – padła na ziemię, nie mając sił nawet na mruganie. Czuła się pusta… Tom coś tam mówił, ale nie słyszała go. Nagle do jej uszu dotarł syk. Podniosła powieki i zauważyła, że patrzy wprost na Nagini. Tom rzucił ją tuż obok węża. Cztery razy próbowała zmusić swoją rękę do ruszenia się, ale było to tak, jakby jej ciało należało do kogoś innego, kto kazał leżeć bez ruchu. Wciągnęła powietrze i wielkim wysiłkiem podciągnęła kolana do brzucha. Pot spływał jej z czoła i wszystko ją bolało, ale uśmiechnęła się, gdy poczuła chłodną stal pod palcami. Teraz trzeba tylko szybko zadziałać. Odpoczęła chwilę i gdy poczuła się na siłach szybko wyciągnęła nóż i wbiła w wijące się cielsko Nagini, która syknęła i dosłownie sekundę później była już martwa. Czując, że zrobiła to, co trzeba, pozwoliła sobie na utratę świadomości… To było łatwe. Wystarczyło zamknąć oczy…


Harry patrzył ze strachem na leżącą na ziemi Ginny. Voldemort zaśmiał się.

– I co, Potter? Twoja maleńka przyjaciółeczka wreszcie się do czegoś przydała?

– Ty… ty…!

– Tak, ja. Widzisz, Harry, nie masz ze mną szans. Moi Śmierciożercy otoczyli twoich
przyjaciół i czekają na mój sygnał, by ich zabić. Dumbledore leży nieprzytomny i raczej ci nie pomoże. Ginewra nie pomoże już nikomu. I tak właśnie kończy wielki Harry Potter.

Pośród przyjaciół, którzy nie mieli mu jak pomóc. Harry zamierzał mu odpowiedzieć, że jeśli ktoś tu zginie, to nie on, ale Voldemort ryknął i spojrzał wściekle w kierunku rudowłosej dziewczyny. Ginny miała rękę na Nagini, która… zadrżała i padła martwa, a z jej grzbietu wystawał sztylet, który gdzieś już widział… No tak! Tym nożem często bawił się Malfoy!

- JAK ŚMIAŁAŚ?! – wrzeszczał czarnoksiężnik, w końcu zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie stracił swój ostatni horkruks. Miał prawo się zdenerwować, bo przecież horkruksy piechotą nie chodzą. Harry zastanowił się, czy będzie mógł podejść na tyle blisko, by go zaskoczyć… Zrobił krok do przodu i w tym momencie ktoś na niego wpadł, omal go nie przerwacając. Podniósł wzrok i zobaczył Anthony’ego, który był wyraźnie wystraszony.

– Sorry, Harry. Muszę lecieć. Zaraz za… za Sam-Wiesz-Kim jest Hal. Muszę mu pomóc.

– Uda ci się do niego dojść?

– Jasne. Muszę tylko okrążyć Ginny…

– Nie pomożesz jej?

– Nie chcę włazić Sam-Wiesz-Komu pod nos, którego nie ma. Jestem potrzebny, stary.

– Wiem…

Nie podobało mu się to, ale rozumiał.

- Ej, Lordzie Voldemort! Nie sądzisz, że to na mnie powinieneś się skupić?
Człowiek-wąż spojrzał na niego wściekle.

– O, tak. Skoro się o to prosisz, Harry…

Ruszył w jego kierunku i w tym momencie stała się najmniej spodziewana rzecz, którą
czarodzieje mieli przekazywać sobie przez najbliższe sto lat, jako najbardziej żenującą historię w świecie czarnej magii.

____________________________________

Autorka: mroczna88

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz