Rozdział 251

1.2K 58 14
                                    

Złote, kręcone włosy w puklach opadające na szerokie, umięśnione ramiona.
Śnieżnobiały uśmiech idealnie prostych zębów. Różana, zdrowa cera. Sylwetka prosta, zgrabna, z wyraźnie zarysowanymi mięśniami. Błękitne, niesamowicie intensywne oczy, wpatrujące się z uwielbieniem w swoje całkowite przeciwieństwo. Ginny jednocześnie starała się nie śmiać i nie ślinić. Hermiona uprzedzała ją, że God jest Apollem na ziemi, ale dziewczyna nie wyobrażała sobie, że będzie aż tak idealny. Sposób, w jaki wieszał się na zniesmaczonym, wkurzonym i skrzywionym do granic możliwości Snape’ie był przekomiczny. Zerknęła na Dracona, który wielkimi oczami wpatrywał się w scenę, która się przed nimi rozgrywała. Harry i Ron byli zieloni, a ci uczniowie, którzy nie zdążyli wejść przez bramę, chichotali w najlepsze. Ktoś rzucił: „Zawsze wiedziałem, że gra w drugiej drużynie!”, co spowodowało niekontrolowany atak kaszlu ze strony Hermiony, uśmiech samozadowolenia Alexandra i wściekły ryk Snape’a:

- PIĘĆDZIESIĄT PUNKTÓW OD HUFFLEPUFFU!!!

Młodociany samobójca odkrzyknął, oburzony:

- Ale ja jestem z Ravenclawu!

- Więc dodatkowo pięćdziesiąt punktów od Ravenclawu! Złaź ze mnie, Alexandrze!

God jedynie parsknął i mocniej przytulił się do Mistrza Eliksirów, ocierając się swoimi
biodrami o jego, w zdecydowanie sugestywny sposób. Dumbledore przysłonił usta ręką, ale mogła się założyć, że po prostu starał się zachować fason. McGonagall i Hal nawet nie próbowali – opierali się o siebie i płakali ze śmiechu, a co spojrzeli na swojego przyjaciela, to znów łapał ich atak. Starożytny mag spojrzał na tłum i złośliwy uśmieszek pojawił się na jego seksownych ustach.

– On jest mój, panie i panowie! Trzymać się z daleka!

To było za wiele na nerwy zarówno Hermiony, jak i Snape’a. Dziewczyna usiadła na ziemi i dosłownie zwijała się ze śmiechu, a Alexander został odepchnięty z taką siłą, że wylądował swoim zgrabnym tyłkiem na ziemi. Spojrzał żałośnie na drugiego mężczyznę.

– No, wiesz co… To ja tu specjalnie się aportuję, żeby wam pomóc z tym waszym
Voldziem, a ty mnie tak traktujesz? Mógłbyś okazać choć trochę wdzięczności. Najlepiej
w naturze. Co sobie o tobie pomyślą twoi uczniowie?

– To, co zawsze. Że jestem dupkiem. Granger, weź się w garść i przestań udawać hienę z napadem histerycznego śmiechu!
To zwróciło uwagę God’a na przyjaciółkę Ginny. Wstał, podszedł do niej i przyjrzał się jej uważnie.

– A, tak… Nie zapomniałbym tej szopy. Ty jesteś… no… ta… Harpia, tak?

Draco parsknął, a jego Opiekunowi Domu zadrżały usta w kącikach. Hermiona
opanowała się i wstała.

– Hermiona i dobrze wiesz, że właśnie tak mam na imię. Co tu robisz?
Mężczyzna westchnął żałośnie.

– Ile razy mam mówić? Przyszedłem pomóc wam z tą mierną imitacją czarnoksiężnika,
Voldziem. Ma dzisiaj atakować, nie?
Snape uśmiechnął się w sposób, który uczniowie dobrze znali. Był to uśmiech numer cztery – „masz wielkie, wielkie problemy i nie próbuj nawet uciekać”.

– W takim razie możesz aportować swój tyłek z powrotem do Ameryki czy gdzie tam
teraz mieszkasz. Czarny Pan nie żyje od dobrych dwóch tygodni. Obeszło się bez twojej pomocy.

Alexander oburzył się i zaczął wymachiwać rękoma.

– No wiecie co! To ja tutaj specjalnie przyłażę, nastawiam się na jatkę, a tu nic?! Miałem nadzieję, że może ten wasz cały Voldzio będzie choć niewielką rozrywką i da mi trochę radości, a wy…

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz