Rozdział 233

1.4K 49 11
                                    

Kontynuowali korespondencję przez prawie cały następny rok. Luna doszła do wniosku,
że tak będzie najlepiej. Po pewnym czasie Augustus nauczył się tolerować (i nie
komentować) jej dziwactw, a ona starała się nie zwracać uwagi na co poniektóre…
ciekawe wtrącenia, które kazały jej się zastanowić, czy aby na pewno z jego głową
wszystko jest w porządku. Gdy napisała, że jest szczęśliwa, bo idzie z Harrym na
zabawę świąteczną u profesora Slughorna, jej pokrewna dusza nie odezwał się do niej
przez miesiąc. Później tłumaczył się, że mógłby napisać coś, czego by żałował i nie
chciał robić z siebie większego idioty, niż już nim jest.Tak zachowują się chłopcy w Twoim wieku, ptaszyno. Ja powinienem być ponad tym i jestem wściekły, jak jasna cholera, że nie jestem.

Przyzwyczaiła się do tego, że nazywał ją „ptaszyną” i nawet to lubiła. Snape rzucał jej zaintrygowane spojrzenia podczas lekcji i raz nawet spytał ją, co takiego oni do siebie
piszą, że Rookwood śmieje się co chwila na głos – w pełni zapewniając sobie opinię
wariata i rujnując spotkania, bo jego śmiech był zaraźliwy (i powodował, że jeśli nawet
ktoś się nie zaraził, to śmiał się z samego brzmienia śmiechu mężczyzny).
Niestety. W czerwcu przyszło otrzeźwienie. Dotychczas pisała po prostu z Augustusem
Rookwoodem – swoją połówką i kimś, kto został jej przyjacielem. Pod koniec roku
stanęła oko w oko z Augustusem Rookwoodem, Śmierciożercą. Nie wiedziała jak, ale poznała go od razu pomimo obszernych szat i maski. To, że zastygł na jej widok tylko potwierdziło jej podejrzenia. Chwilę później ogłuszył Neville’a i obrócił się na pięcie, by uciec. Dogoniła go na błoniach i – podczas gdy w szkole rozgrywała się bitwa –zaciągnęła do Zakazanego Lasu, choć sama nie wiedziała dlaczego. Nie była taka świetna w walce, więc pewnie nikomu by nie pomogła, ale jakiś czas później doszła do wniosku, że była strasznie samolubna.

– Dlaczego tu jesteś?

Zdjęła mu maskę i spojrzała w te wąskie oczy koloru sherry, które tak dobrze
zapamiętała i, które – nie oszukujmy się – czasami jej się śniły.

– A wyobrażasz sobie, że odmawiam Czarnemu Panu? Już to widzę. „Bo wiesz, Panie, tak sobie myślę, że nie pójdę. Mam ciekawą książkę do przeczytania i muszę wypielić ogródek. Tak? Mogę iść? Świetnie! Prześlę ci pocztą kilka jabłek z mojego drzewka w ramach podziękowań. Wolałbyś śliwki? Nie ma sprawy. A tak przy okazji, czy wspominałem, że jedna z przyjaciółek Pottera jest moją pokrewną duszą? Nie? Cóż… No, to właśnie powiedziałem. O, dlaczego podnosisz różdżkę i wylatuje z niej zielony promień?”. Wyciągnął mnie z Azakabnu. Wszystko ma swoją cenę. – Gdy przekrzywiła głowę, by mu się przyjrzeć poczuła coś ciepłego na twarzy. Mężczyzna wciągnął ostro powietrze. – Jesteś ranna, ptaszyno. Daj. Opatrzę.

Gdy wyciągnął do niej dłoń, zrobiła krok w
tył.

– Niby dlaczego? To twoi koledzy tak mnie urządzili. Dlaczego cię to obchodzi?

– Bo jestem nienormalny. A teraz uspokój się, bo muszę się upewnić, że nie grozi ci nic poważnego.

Wydawał się być zaniepokojony, choć na swój sposób – uśmiechał się sadystycznie
(choć doszła do wniosku, że chyba po prostu tak wygląda) i starał się zbagatelizować całą sprawę.

– Eee, prawie nic tu nie masz. Jakby ktoś ukłuł cię igłą i tyle.

– Może wdać się zakażenie i wtedy…

– Oszczędź mi dzisiaj kolejnych interesujących informacji o nieistniejących stworach.

Wzruszyła ramionami.

– Jak sobie chcesz.

Przesunął dłoń z jej rany na policzek i delikatnie go pogłaskał. Bezwiednie ustawiła twarz tak, by jego dłoń w pełni przylgnęła do jej policzka. Może nie był zły do końca, ale był zły. Jego obecność w Hogwarcie podczas tego ataku tylko to potwierdzała. Był zły, ale i tak nie protestowała, gdy ją do siebie przysunął i przytulił. Potrzebowała tego. Chciała. Człowiek, którego poznała korespondencyjnie podobał jej się i teraz – widząc go tuż przed sobą – nie mogła powstrzymać fali uczuć, które ją zalały. Po raz pierwszy w życiu czuła się na miejscu. Czuła, że to było to. Właściwe, bez względu na to, jak bardzo złe. Stali tak przez chwilę, aż w końcu przestał gładzić jej plecy i delikatnie ją odsunął.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz