72#-To wszystko moja wina.

61 4 14
                                    

W tym czasie w nikomu nieznanym i obcym miejscu.

(Z Perspektywy ????)

Obecnie siedzę na swoim fotelu opierając się plecami o jego jakże wygodne oparcie, pochylony do tyłu z noga na nogę i rękami zgiętymi w łokciach położonymi na brzuchu z przeplecionymi przez siebie palcami i patrzę się w ekrany swoich monitorów bacznie przyglądając się liście oraz tablicy która pokazuje obecne wyniki ukończonych misji zlecone moim ludziom.

Nadal nie daje mi spokoju ta dwójka nastolatków co bezpodstawnie wtargnęła tam, gdzie nie powinni. Mówię o tej dziewczynie i blondwłosym chłopaku. Już wiem mniej więcej jak ich ukażę. Mogę być pewny że więcej się nie odważą po tym, czego doświadczą.

Poczują co to znaczy mieć do czynienia z organizacją Garvina Lir. Grr! .

Huh? Usłyszałem pukanie do drzwi do mojego biura. Któż to mi zawraca głowę, kiedy myślę?!

-Wejść — nakazałem gorzko z niezadowoleniem i oburzeniem. Przyjąłem wyprostowaną pozycję na fotelu i oparłem się łokciami o blat swojego mosiężnego biurka przeplatając przez siebie palce. Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem Jake'a. Patrzyłem na mężczyznę kamiennym wyrazem twarzy, ozięble.

-O co chodzi Jake? Mam nadzięję że masz dla mnie dobry powód że przyłazisz w godzinach mojego odpoczynku — spytałem uprzedzając go z wrogim spojrzeniem na jego osobę.

-Chodzi o tego chłopaka który nam przeszkodził w wykonaniu misji, Panie Lir — zaczął skrępowany drapiąc się palcem w okolicach ucha. Zmarszczyłem brwi na jego zachowanie przyglądając mu się badawczo.

-Co z nim? - dopytałem zaintrygowany wyczekując na jego odpowiedź.

-Nie powiedziałem szefowi że go dźgnąłem sztyletem w przedramię więc no....jakby to powiedzieć zapewne przebywa w szpitalu — oznajmił i zacisnął powieki, cały spięty. Trzymajcie mnie bo zaraz nie wiem co mu zrobię.

-Powtórzysz to, co przed chwilą powiedziałeś czy nie przypadkiem się przesłyszałem? - spytałem z sarkazmem w głosie z cynicznym uśmiechem na twarzy który, po kilku setnych sekundach zanikł a na jego miejsce wkradła się powaga i opanowanie.

-Chłopak trafił do szpitala bo wcześniej go zraniłem w przedramię — powtórzył wyraźnie spięty mój człowiek. Jest spięty bo się boi i słusznie. Bo ma się czego bać.

-Po jaką cholerę zraniłeś tego smarkacza co?! - wydarłem się na niego waląc w blat biurka otwartą dłonią z całej siły.

-Nie chciał się odczepić szefie, jakbym nie zrobił tego to zdołałby pomóc pana ofierze z pańskiej listy — objaśnił poddenerwowany.

-He, jeśli chłopak trafił do szpitala to wątpię że nie prędko go opuści co wcale nie oznacza przynajmniej dla Ciebie że nadal on i ta smarkula mają się u mnie nie pojawić. Bo nadal mam zamiar ich ukarać tylko sobie trochę z tym poczekam bo sama gówniara bez tego chłopaczka na nic mi się zda. Dlatego poczekamy na odpowiedni moment, kiedy ta dwójka będzie na wyciągnięcie ręki i wtedy ich do mnie przyprowadzisz. Czy to jasne? - musiałem się upewnić czy zrozumiał zadanie które mu zleciłem.

-Jak słońce szefie, obiecuje że nie zawiodę Pana i pańskich oczekiwań — oświadczył kłaniając się przed moim biurkiem w pas, po czym się wyprostował i spojrzał na mnie opanowany i stanowczo.

-Dobrze że się zrozumieliśmy, a teraz odejdź dla własnego dobra bo chcę mieć chwilę ciszy — nakazałem srogo wyganiając go poprzez machnięcie ręką. On tylko się pokłonił i wyszedł. Spojrzałem na niego kątem oka opierając się łokciem o jeden z podłokietników mojego fotela i przykładając sobie piąstkę do policzka patrząc za nim z chłodem w oczach.

Kwiatowa Napastniczka z tajemnicą II Inazuma Eleven (POPRAWKI)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz