Rozdział 37

6.8K 391 29
                                    

Zapraszam na grupę Banany Klary i na naszą #szczeranoc w piątek, bo panuję świetna atmosfera, można się poznać, popisać, wyżalić, jednym słowem-zapraszam!

Charlotte:

No i kolejny poranek w Polsce. Tym razem trochę inny. Bez pobudki przez Maddie, czy Maddie czy Alex. Tym razem budzi nas Ana.

-Wstawajcie, dzieciaczki!-krzyczy, ściągając z nas kołdrę.-Tutaj jest tak gorąco, a wy śpicie pod kołdrą? Aha, wasze ubranie wszystko wyjaśnia.

-Ana-jęczę.-A gdybyśmy byli bez ubrań?-pytam.

-Chyba zamknęłabym się w sobie-przyznaje.-Idź zażyć tabletkę. Jest już po 12:30, nie chcę, żebyś dostała jakiegoś świra.

-Nie dostanę-mówię, wstając z łóżka, ale już czuję strach i uczucie, że wszystko dookoła jest beznadziejne. Nawet kręci mi się w głowie i prawie spadam na ziemie. Tylko szybki refleks Charliego mnie ratuje, ponieważ chłopak mnie łapie.

-Dam sobie radę-mówię do niego i staję na nogach już bez żadnych problemów.

Schodzę na dół, wymijając w drzwiach ciocię, i zażywam tabletkę. Oczywiście od razu nie pomoże, więc żeby w jakimś sensie się czymś zająć, wymyślam sobie, co mogę zjeść, ale kiedy myślę o jedzeniu, to chce mi się wymiotować. Chyba nie zażyłam wczoraj tabletki przed senem... No to Ana mnie zabije. Charlie pewnie też.

Obydwoje jak na zawołanie schodzą na dół i wchodzą do kuchni.

-Wszystko w porządku?-pyta Charlie.

-No tak-odpowiadam, ale głos trzęsie mi się na tyle, żeby Charlie i Ana się zorientowali, że nic nie jest w porządku.

-Kiedy zażyłaś ostatniego psychotropa?-pyta Ana.

-No przed chwilą.

-Charlotte.

-Nie pamiętam-przyznaję.

-O Boże, Charlie, mogłaś się nawet nie obudzić!-krzyczy ciocia spanikowanym głosem.

-Don't look back-rzucam.

-Przestań być taka wygadana!-Ana do mnie podchodzi.-Dziecko, masz najsilniejszą depresję, jeśli chodzi o samobójstwa!

-Nie popełniłabym samobójstwa gdybyście byli w domu.-Dalej mówię obojętnym głosem. Choć tak naprawdę chce mi się płakać. Jestem nieodpowiedzialna. Znowu zapomniałam.

-Mówiłaś też, że nie przejmuje cię to, że ludzie się z ciebie śmieją.

Śmieję się z tego. Przynajmniej śmiech pomaga ulotnić się strachu.

-Mówiłam też, że chodzę do psychiatry, a chodziłam do psychologa.

Ciocia jest poirytowana.

-Żartujesz sobie.

-Nie. Psychiatrzy to idioci.

Widzę, że ciocia przewraca oczami, ale Charlie próbuję ukryć uśmiech. Tylko przez to wracam do żywych.

-No, przepraszam. Miałam dosyć ważne sprawy na głowie.

-Nazywały się Charlie, tak?-pyta ciocia.-Rozumiem, że chcesz z nim spędzać czas, ale gówno będziesz robić, jak nie będziesz zażywać tych tabletek.

-Spokojnie, Ana. Teraz ja ją przypilnuję. Będzie je zażywała częściej, niż trzy razy dziennie, nawet.

-Dobra, tobie wierzę. A teraz idę do Magdy. A Alex chyba umarła, że jej jeszcze tu nie ma. Maddie ma zaraz przyjść.

be my queen • bamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz