Rozdział 32/cz.2

5.4K 347 50
                                    

Coś bardzo ważnego pod rozdziałem, zależy mi, żebyście to przeczytali. Miłego. <3

Charlotte:

Wracam z Charlie'm do domu, choć ciągle płaczę. Cholera, to nie może być prawda. Mam w końcu siedemnaście lat. A jeszcze nie dawno wkurzałam się na Maddie.

W końcu staję się coś, czego mogłam się spodziewać, czyli dostaję ataku paniki i siadam na ziemi. Znowu uczucie, jakby ktoś wepchał mi watę do nosa i gardła. Uczucie umierania. W takich momentach raczej chce się umrzeć.

-Charlie-słyszę czyiś szept, jak mogę się spodziewać Charliego. Widzę, choć przez mgłę, że chłopak siada przed mną.-Kochanie. Wdech, wydech.-Bierze mnie za ręce.-Wszystko jest w porządku. I będzie. Nie zostawię cię, obiecuję.

Próbuję oddychać tak, jak każe mi Charlie, ale nie do końca mi się udaję, choć uczucie waty w gardle po mały ustępuję.

Nagle ktoś obok nas kuca.

-Atak paniki?-pyta ta osoba, ale nie mogę zidentyfikować jej głosu. Może ją znam, nie wiem.

-Tak-przyznaje Charlie.-Nigdy tak długo nie trwał.

-Charlie.-Znowu słyszę ten głos.-Pamiętasz, jak miałaś dziesięć lat i poleciałyśmy z twoją mamą i Izzy do Walii? I uderzyłaś jakiegoś chłopaka w buzię, bo uważałaś, że się z ciebie śmieje?

Czyli to musi być Ana. Ale skąd ona tu się wzięła?

Faktycznie to pamiętam. Ale chłopak się ze mnie nie śmiał, za to później cała moja rodzina tak.

-P-pamiętam-szepczę. Pomału wciągam powietrze, ale boli mnie przy tym serce, więc wyrywam jedną rękę z uścisku Charliego i ją do niego przykładam.

-Świetnie ci idzie-chwali Ana.-Próbuj dalej.

Przy kolejnym oddechu już nic mnie nie boli, ale orientuję się, że mam zamknięte oczy, do tego są mocno zaciśnięte tak, że okropnie bolą. Pomału się rozluźniam. Delikatnie otwieram oczy. Przede mną siedzi Charlie, a obok niego kuca Ana.

-Już wszystko w porządku, kochanie?-pyta ciocia.

Kiwam głową, ponieważ boję się odezwać. Znowu coś się ze mną dzieję.

-Okay... Więc co cię aż tak zdenerwowało, że dostałaś ataku pani?-pyta Ana.

Patrzę się na Charliego. Jego oczy od razu mówią, że powinniśmy jej zaufać. Też tak myślę. Ponownie kiwam głową.

-No więc-zaczyna Charlie.-Jak plemnik połączy się z komórką jajową wychodzi ciąża.

Lepiej bym tego nie ujęła, Charlie, naprawdę.

-Czyli chcesz powiedzieć, że będą małe Lenehanki, tak?-Ana unosi brwi.

Serio? Tak reakcja? Właściwie to mogłam się tego spodziewać. Annabelle, jak i mama, nie obchodzi nic.

-No... tak-odpowiada Charlie.

Kobieta wstaje i podaje mi rękę. Przyjmuję ją i podnoszę się z ziemi. Charlie również.

-Nie wiem, co mam o tym sądzić-przyznaje Ana.-Ale zapisz się lepiej do ginekologa i na razie nic nikomu nie mów, okay?-Kiwam głową.-I cieszę się, że mi zaufałaś.-Całuje mnie w czoło.-Kocham cię, jak własną córkę, Charlotte. A teraz muszę iść. Idźcie do domu, Izzy nie ma, mamy też, porozmawiajcie o tym, okay?

Razem z Charlie'm się zgadzamy.

Po pięciu minutach jesteśmy już na miejscu i w domu faktycznie nikogo nie ma. Wchodzimy do środka, a ja idę szybko zażyć dwie tabletki. Wracam do salonu, gdzie Charlie siedzi na kanapie. Nie wiem, czy jest na mnie zły. Nie umiem tego stwierdzić, więc siadam naprzeciwko niego, na fotelu.

be my queen • bamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz