[15]

1.7K 83 3
                                    

ROBERT

Dojeżdżanie na treningi było uciążliwe i to nie podlegało dyskusji, jednak te słoneczne dni wynagradzały wszystko. Byliśmy co prawda przepoceni, zmęczeni i zieleni od trawy, jednak ta frajda z gry przysłaniała te wszystkie jej mankamenty.

Swoją złość na Karolinę zdołałem wyładować na Fabiańskim, który był bez szans, podczas wykonywania przeze mnie karnych. Całą swoją wściekłość przelewałem kopnięciem na piłkę, która szła w światło bramki, niczym pocisk z karabinu. Łukasz tak więc był bez szans. To było... pokrzepiające i faktycznie miałem odczucie, jakbym pozbył się jakiegoś ciężaru.

— O mało nie urwałeś mi rąk! — zawył bramkarz, jednak na jego ustach błąkał się cień uśmiechu.

— Musisz mi uwierzyć, ale widziałem na twoim miejscu Neuera — zachichotałem. Nie, to nie była prawda, ale nie mogłem przecież przyznać, że chciałem na nim wyładować całą swoją frustrację. To byłoby niedorzeczne i wpędziłoby mnie w kłopoty.

Treningi były intensywne, niezależne od dnia, czy samopoczucia. Czułem w nogach, że przekraczam jakąś granicę, jednak myśl, by się znów nie zbłaźnić była piętnująca i sprawiała, że wszystko inne traciło znaczenie. Przegrane Euro w dwutysięcznym dwunastym roku zdecydowanie wyryło we mnie jakiś znak, bądź pozostawiło we mnie pewną traumę, którą mogłem tylko wyleczyć osiągnięciem na tym turnieju.

— Do przodu! Graj do przodu! — krzyczał Adam do drugiej grupy, która rozgrywała drobne rozgrywki między sobą. Jego sposób na treningi bardzo mi odpowiadał i powiedziałbym, że równał się z tymi taktykami, które praktykowane były w topowych klubach przez topowych trenerów. Nawałka wzbudzał respekt, ale jednocześnie dawał szczere poczucie przyjaźni i między innymi dlatego będę stał za nim murem.

Dołączyłem do swojej grupy, która zaczęła kolejną grę, tym razem trzymając nerwy na wodzy, a skupiając się na tym, co najistotniejsze. To było trudne, mając w głowie dziewczynę, która jednocześnie sprawiła mi przykrość i dała jakąś nadzieję, że mógłbym znów nawiązać jakąś szczerą relację. Jeśli miałem być szczery, to zdecydowanie czułem się, jakbym był w potrzasku. Z jednej strony byłem ciśnięty przez presję — przez sztab, pozostałych piłkarzy, którzy liczyli na moją skuteczność oraz kibiców, którzy wierzyli w nasz sukces — a z drugiej strony przytłaczały mnie sprawy życia codziennego, które były równie znaczące, jak piłka.

— W porządku? — poczułem na ramieniu czyjąś dłoń, lecz szybko okazało się, że należała ona do Szczęsnego.

— Tak — odparłem z westchnięciem. — Dlaczego pytasz?

— Nie jesteś zbyt przekonujący, Lewy — mruknął, kręcąc głową. — Problemy w raju, co?

Wojtek był... cóż. Jego osoba była specyficzna, chociaż z pozoru był właściwym, postawnym facetem. Kiedy jednak dawał się poznać, prędko można było stwierdzić, że wrażenie statecznego faceta było mylne. Szczęsny był żartownisiem, jakiego świat jeszcze nie widział, ale mimo wielkich możliwości (bo sławy mu nie brakowało), marnował swój potencjał.

— Nie czuję się, jakbym był w raju — rzekłem, decydując się spojrzeć mu w oczy. Pomimo, że teraz bardziej trzymałem się z Arkiem, a nawet pod swoje skrzydło zgarnąłem Kapustkę, to Szczena i ten jego przydupas Krychowiak wciąż byli moimi przyjaciółmi. To, co przeżyliśmy wspólnie wiemy tylko my i łączy to tylko nas, a więc nie mógłbym się kiedykolwiek na nich wypiąć.

— Karola to trudna dziewczyna i młoda, ale zajebiście inteligentna.

— Brzmisz tak, jakbym właśnie ją rzucił, a ty chciałbyś mi uświadomić, jaki błąd popełniłem — prychnąłem. — Mam na myśli, że sporo mam teraz na głowie, ale faktycznie, Karolina w cale nie sprawia, że czuję się lepiej.

I hate you? Don't. I love you. ||rl9      W TRAKCIE KOREKTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz