Na wstępie chciałam wam życzyć wszystkiego co najlepsze w te święta , udanego sylwestra i przede wszystkim abyście moi drodzy czytelnicy wytrwali ze mną do końca.
Prosiliście o świąteczny maraton , ale niestety nie mogę go zrobić , ponieważ całe święta począwszy od Wigilii (dziś) spędzę z rodziną aż do Nowego Roku. Tak więc ogromnie was przepraszam :(
ROZDZIAŁ 57
Dni mijają, a ja wciąż robię jedno i to samo. Punkt 9:00 śniadanie. Od 9:30 do 18:00 leżę przed telewizorem bez przerwy, a od 19:00 idę spać.
Robert gdy pojechał na mecz, ja spakowałam kilka swoich ubrań i pojechałam do rodziców.
Podróż była długa i męcząca, ale dałam rady i po kilku godzinach byłam już w Warszawie.
- Córeczko, przecież w drodze mogło ci się coś stać! – mówiła mama goniąc koło mnie jak koło króla.
- Ale nic się nie stało. – powiedziałam zrezygnowana.
Wieczorem zgodnie z prośbami Roberta oglądałam mecz. Prosił mnie abym oglądnęła ten mecz, ponieważ ma dla nie niespodziankę. Akurat tuż po rozpoczęciu, w odwiedziny wpadła Lena z Arkiem oraz Szymusiem.
W 61 minucie, gdy Robert strzelił gola, włożył pod koszulkę piłkę i kciuka do buzi.
- Jakie to słodkie! – wypaliła Lena.
- On jest niemożliwy. – skomentowałam śmiejąc się pod nosem.
Po meczu w odwiedziny wpadła jeszcze jedna osoba. A mianowicie mama Roberta. Kochałam tą kobitkę, a szczególnie jej poczucie humoru.
Wspólna kolacja, na szybko przyrządzona przez moją mamę minęła całkiem nieźle. Moi rodzice jak i mama Roberta pogrążyli się w swojej rozmowie, Konrad poszedł pobawić się z Szymonem tak więc my, całą trójką wybraliśmy się na mały spacer po okolicy.
- A znacie już płeć? – zapytała blondynka.
- To dopiero początek czwartego miesiąca, ale możliwe, że na kolejnym badaniu będzie już coś widać. – odpowiedziałam uśmiechając się.
W tym samym czasie zadzwonił do mnie podenerwowany Robert.
[Robert]: Gdzie ty jesteś Karolina ?
[Ja]: Przecież wysłałam ci sms'a , że jadę do rodziców.
[Robert]: Czekaj... No faktycznie , ale sama pojechałaś ? Samochodem ?!
[Ja]: Tak , Robert. Tak w ogóle , to fajna cieszynka.
[Robert]: Weź nie gadaj bo to było spontaniczne.
Szkoda, że Robert ma mecz za trzy dni i nie może przyjechać. Ale na szczęście to już będzie ostatni mecz w tym roku.
Po powrocie do domu, pożegnałam się z mamą Roberta oraz państwem Milik i poszłam do salonu gdzie siedzieli jeszcze moi rodzice.
- Wybraliście już jakieś imiona? – zapytał tata robiąc mi miejsce pomiędzy nim a mamą.
- Może nie wybraliśmy, ale nad tym myśleliśmy. – rzekłam.
- I?
- Jeżeli będzie chłopczyk to albo Wiktor albo Kuba, a jeżeli będzie dziewczynka to albo Gabrysia lub Natalia.
- Wiktor ? Przecież to nie Polskie imię. – wtrąciła się mama.
- Wiktor jest Polskim imieniem, tylko przyjętym dosyć późno. – zaśmiałam się.
Późnym wieczorem, gdy poczułam zmęczenie pożegnałam się z rodzicami i poszłam do mojego dawnego pokoju.

CZYTASZ
I hate you? Don't. I love you. ||rl9 W TRAKCIE KOREKTY
Fiksi PenggemarW TRAKCIE KOREKTY; fabuła może ulec małej zmianie 2017© Ona. - dwudziestoletnia brunetka , o błękitnych oczach. Zaradna , miła , twardo stąpająca po ziemi dziewczyna z dużymi ambicjami. Studentka oraz asystentka w dobrze prosperującej kancelarii s...