25

1.5K 82 5
                                    


Tego dnia wszyscy mieli wolne, łącznie z nami. Czułam się źle i nie miałam najmniejszej ochoty gdziekolwiek iść. Baa! W ogóle nie miałam siły iść.

- Co ci jest, mała ? – zapytał Robert siadając obok mnie.

- Źle się czuję. – odparłam.

- Biedactwo moje kochane.- zaśmiał się. Gdy Lewandowski poszedł do łazienki, ja w tym czasie próbowałam wstać. Już przy pierwszym kroku zakręciło mi się w głowie i upadłam na ziemię.

Pov.Robert.

Gdy tylko wszedłem do łazienki, już po chwili usłyszałem huk. Wybiegłem z łazienki i zobaczyłem Karolinę, która siedziała na ziemi.

- Nic ci się nie stało ? – spytałem pomagając jej usiąść na łóżku.

- Trochę mi słabo , ale prześpię się i mi przejdzie. – powiedziała. Położyłem się obok niej i przytuliłem. Po chwili jej oddech się unormował co oznaczało, że zasnęła. Nie utrwało nawet dziesięć minut, a  ktoś zapukał do drzwi. Była to Lena .

- Gdzie je... - powiedziała dosyć głośno więc zatkałem jej usta ręką.

- Śpi. – szepnąłem.

- No to ją obudź, w czym problem ?

- W tym problem, że źle się czuje. – powiedziałem. Blondynka zatkała sobie ręką usta i wyszła z pokoju.

Usiadłem na krześle obok łóżka i sam zasnąłem.

Pov.Lena.

Po wyjściu z pokoju Karoliny od razu pobiegłam do Arka, który najprawdopodobniej jest na hali.

- Arek! Oni muszą być razem! – powiedziałam.

-Brawo geniuszu! – zaśmiał się całując mnie w policzek.

- Czy ty chociaż raz nie możesz być poważny?! To sprawa życia i śmierci, a ty zachowujesz się jak skończony kretyn! – warknęłam.

- Oj nie złość się już kotek.No proszę cię.

Pov.Karolina.

Wieczorem, gdy byłam już wypoczęta mogłabym góry przenosić, ale jest coś co mnie blokuje, a raczej ktoś. Moja nowa mama o imieniu Robert Lewandowski.

- Robert no! – jęknęłam.

- Koniec kropka! Musisz odpocząć. – powiedział nieugięty.

- Mama się znalazła. - mruknęłam siadając na swoim łóżku.

Po pewnym czasie znudziło mi się bezczynne siedzenie, więc postanowiłam po mimo później pory pójść na krótki spacer.

- A gdzie ty się wybierasz ? – zapytał szatyn.

- Idę na spacer. – powiedziałam wolno. – Przeliterować?

- Wieczorem?!

- Tak, przeszkadza ci to? – zapytałam.

- Nie ma mowy! Nie pójdziesz sama! A jeśli coś ci się stanie?!

- Chodź ze mną. – powiedziałam przewracając oczami. Robert wziął swoją bluzę, a po chwili oboje spacerowaliśmy wśród potężnych drzew  jednego z parków. Podczas naszej rozmowy zadzwonił mój telefon, a na wyświetlaczu widniał napis 'Amelia'

Odebrałam i nim zdążyłam powiedzieć 'cześć', ona zaczęła gadać o jakimś dziecku. Po czasie wywnioskowałam, że chodzi o jej syna, Maksa.

[Ja]: No ale co ja mam wspólnego z Maksem?

[Amelia]: Jak to co?! My z Adamem jedziemy nad morze i ktoś musi przypilnować Maksyma, prawda?

[Ja]: I padło na mnie ? O nie.Po pierwsze nie ma mnie w kraju, a po drugie co mnie obchodzą wasze wakacje? Ja jak cię potrzebowałam to przecież nie dałaś rady.Weź wynajmij niańkę, a nie mi głowę zawracaj. Pa. – powiedziałam i nie czekając na jej reakcję wcisnęłam czerwony przycisk i schowałam telefon do kieszeni od bluzy.

- Kto cię tak wkurzył?

- Wyobraź sobie moja kochana kuzyneczka odezwała się do mnie po roku czasu tylko dlatego abym popilnowała jej syna podczas gdy ona pojedzie sobie na wakacje.

-Masz rację. Też byłbym zły. – powiedział.

Około dwudziestej pierwszej wróciliśmy do hotelu .

I hate you? Don't. I love you. ||rl9      W TRAKCIE KOREKTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz