Dzisiaj pierwszy dzień w pracy. Była dopiero 6:34, więc zwlokłam się z łóżka i poszłam do kuchni.
- Mam zgona. – mruknął Robert dopijając swoją kawę.
- Jest mi niezmiernie przykro, ale mi się chce jeść.
- To sobie coś zrób, ja muszę się już zbierać. – powiedział całując mnie w policzek i kierując do garderoby. Byłam zajebiście głodna, więc zrobiłam sobie dwie kanapki z białym serem i rzuciłam się na kanapę. Punkt siódma poszłam się ubierać. Wybrałam czarną sukienkę z małymi wycięciami po bokach, a do tego czarne szpilki. Rozczesałam włosy i lekko je pofalowałam. Na twarz nałożyłam trochę pudru oraz różu. Oczy pomalowałam ciemnym cieniem do oczu, zrobiłam kreski i nałożyłam trochę tuszu do rzęs.
- Nigdzie nie wyjdziesz! Nie ma mowy! – powiedział Robert torując przejście do korytarza.
- Robciu kochanie, ale ty już chyba spóźniony jesteś. – zaśmiałam się patrząc na swój telefon.
- Cholera! – wrzasnął wybiegając z mieszkania. Jeden problem mniej.
Założyłam kurtkę i powolnym krokiem poszłam do samochodu. Dwadzieścia minut później byłam już w biurze.
- Pani Karolina? – zapytał wysoki , starszy mężczyzna w języku niemieckim.
- Tak. – odparłam.
Mój szef, oprowadził mnie po całym biurze i przedstawił wszystkim. Byli tu bardzo mili ludzie, którzy już mnie znali. Znali mnie z wydarzenia w Dortmundzie. Oczywiście pytali co z „happy endem".
Po ośmiu godzinach pracy byłam padnięta, ale obiecałam Robertowi, że wpadnę na jego mecz. Był on dopiero o dwudziestej, więc wróciłam do mieszkania, aby coś zjeść i się przebrać.
Punkt dziewiętnasta wyjechałam z domu kierując się na stadion piłkarski. Było tam masa ludzi, i z trudem przecisnęłam się na swoje miejsce.
Mecz jak mecz. Chwile emocji i radość ze zwycięstwa. W tym wypadku radość ze zwycięstwa Bayernu.
Po meczu tak jak wcześniej się umówiliśmy z Robertem, czekałam na niego na parkingu gdzie zwykle parkują piłkarze.
- Już jestem kochanie. – powiedział całując mnie przelotnie.
- Nie popisałeś się dzisiaj. – zaśmiałam się wsiadając do samochodu.
Jak mogłam się tego domyślić, Lewandowski zaczął opowiadać o swoich przeżyciach przedmeczowych. Po powrocie do domu, byłam padnięta, więc przebrałam się tylko w dresy i padłam na kanapę zasypiając.
Pov.Robert.
Nie miałem serca budzić Karoliny, więc delikatnie zaniosłem ją do sypialni, a sam poszedłem się umyć. Jak dobrze, że już weekend.
Kładąc się obok Karoliny, nie mogłem zasnąć. Czułem się tak jak w tych wszystkich filmach romantycznych. Na początku się zaprzyjaźniają, później kłócą o błahostkę, potem dochodzą do porozumienia i wyznają sobie miłość, po pewnym czasie wychodzą nowe fakty i ze sobą zrywają, ale i tak na końcu są razem i tworzą udany związek. Gdyby ktoś zapytał mnie na samym początku, czy my będziemy z Karoliną odpowiedziałbym NIE. Szczerze to nie pałaliśmy do siebie sympatią, ale miłość nie sługa. Chciałbym kiedyś mieć żonę, dzieci, psa albo kota. Chciałbym mieć rodzinę z, którą mógłbym spędzać cały mój wolny czas. Chciałbym mieć kogoś kim mógłbym się zajmować, prócz Karoliny. Młody już nie jestem to chyba każdy wie.
- Nad czym tak zawzięcie myślisz? – zapytała Karolina kładąc głowę na moim torsie.
- Jak będzie wyglądało nasze wspólne życie. – odparłem bawiąc się jej długimi włosami.
- Pogadamy o tym jutro, a teraz idź spać. – powiedziała ziewając.
CZYTASZ
I hate you? Don't. I love you. ||rl9 W TRAKCIE KOREKTY
FanficW TRAKCIE KOREKTY; fabuła może ulec małej zmianie 2017© Ona. - dwudziestoletnia brunetka , o błękitnych oczach. Zaradna , miła , twardo stąpająca po ziemi dziewczyna z dużymi ambicjami. Studentka oraz asystentka w dobrze prosperującej kancelarii s...