Pov.Karolina
Szału nie ma, dupy nie urywa. Dobra, żartowałam. To miejsce jest niesamowite! Zazdroszczę Lenie takiego miejsca.
- Dobrze się czujesz? – zapytała Lena siadając obok mnie na kanapie.
- Trochę mnie głowa boli, ale to nic poważnego. – odparłam uśmiechając się.
Kiedy Robert z Arkiem przestali się wygłupiać, razem z Leną na spokojnie postanowiłyśmy na spokojnie poprzeglądać informacje o „byciu fit w ciąży". Wiem, że dla Leny to niewykonywalne, ale sama trochę co nieco się dowiedziałam, więc może to nie takie głupie?
- Kiedy wy będziecie mieć swoje dzieci? – zapytała Lena.
- Sorry blondi, ale my jeszcze nawet po ślubie nie jesteśmy. – zaśmiał się Robert dopijając swój ulubiony sok pomarańczowy.
Wieczorem kiedy wszyscy położyli się już spać, ja postanowiłam pozwiedzać miasto nocą. Z opowieści Arka, wiem, że nocą jest tutaj niebezpieczne, ale to jest silniejsze ode mnie.
Idąc główną ulicą Neapolu nie miałam się czego obawiać. Tłum turystów, wszędzie lampy. Arek na pewno przesadza. Fontanna, która za dnia była nieczynna teraz jest główną atrakcją.
- Co taka piękna dziewczyna robi tutaj sama? – zapytał mężczyzna stając tuż przede mną.
- Nie sądzę abym musiała ci odpowiedzieć. – syknęłam idąc w przeciwnym kierunku. Nagle poczułem mocny uścisk za pośladki. Odwróciłam się i najmocniej jak potrafiłam uderzyłam tego oblecha w twarz.
- I żeby to było ostatni raz idioto. – warknęłam po czym triumfalnym krokiem wróciłam do mieszkania Leny i Arka.
Oczywiście jak zawsze, mamusia Robert musiał już od progu zacząć prawić mi kazania.
- Też cię kocham, ale jestem zmęczona, daj mi spać. – powiedziałam idąc na górę.
Kilka dni później.
Po powrocie do Niemiec, musieliśmy wrócić do normalnego życia. Ja wróciłam do pracy, a Robert do treningów. Chodź większość czasu spędzę w domu, to mam poczucie, że jestem w nim sama. Robert wychodzi o dziewiątej, a wraca dopiero gdzieś po siedemnastej. Ufam Robertowi, i nie podejrzewam go o zdradę. Nie zrobiłby mi tego. Przynajmniej nie teraz.
Jak zawsze w sobotni wieczór musiałam siedzieć sama. No nie do końca, ponieważ towarzyszyły mi moje ulubione lody truskawkowe.
Po pewnym czasie, gdy skończył się mój film, usłyszałam trzask frontowych drzwi.
- Już jestem kochanie! – krzyknął Robert. Odłożyłam miskę z lodami i poszłam przywitać się z Robertem.
- Dlaczego jesteś taki spięty? – zapytałam.
- Musimy pogadać odnośnie naszego śluby. – odparł zaciskając zęby. Wystraszyłam się. Wystraszyłam się, że coś jest nie tak. Że naprawdę każe mi się wynieść, bo znalazł sobie inną.
- Musimy przyśpieszyć nasz ślub. – powiedział, a mi w głębi duszy ulżyło.
- Co? Dlaczego?
- Wybacz, ale nie wytrzymam do kwietnia. – odparł zmieszany.
- Okej. Październik?
Poważnie, wystraszyłam się. Jednak trochę mnie dziwi zachowanie Roberta. Jestem pewna, że coś tutaj nie gra.
Od razu zabraliśmy się za organizację. Spisaliśmy listę gości i zamówiliśmy odpowiednią ilość zaproszeń.
CZYTASZ
I hate you? Don't. I love you. ||rl9 W TRAKCIE KOREKTY
FanfictionW TRAKCIE KOREKTY; fabuła może ulec małej zmianie 2017© Ona. - dwudziestoletnia brunetka , o błękitnych oczach. Zaradna , miła , twardo stąpająca po ziemi dziewczyna z dużymi ambicjami. Studentka oraz asystentka w dobrze prosperującej kancelarii s...