[10]

2K 96 5
                                    

Karolina

Potrzebowałam pełnego tygodnia, by dojść całkowicie do siebie. Przy okazji złożyłam setki zeznań, których nigdy tak naprawdę nie złożyłam, a powinnam od razu, gdy tylko się 'uwolniłam'. W cudzysłowie, ponieważ dopiero teraz czułam się naprawdę wolna od wszystkiego, co do tej pory mnie niszczyło. Możecie mi nie wierzyć, ale poczułam, jak ogromny głaz spada z moich ramion, a ja robię się lekka, jak piórko. Prócz wielu godzin na policji, na życzenie rodziców spędziłam także kilka u mojego psychologa, który był ze mną w najtrudniejszych chwilach mojego życia i który wtedy zaszczepił we mnie ponowną chęć do życia. Choć nie chciałam tego przyznać, potrzebowałam tych rozmów, by wyrzucić z siebie resztki tego, co we mnie zostało. Nie spodziewałam się jednak po sobie, że zahaczę temat moim teraźniejszych przyjaciół, jednak Adam (bo poprosił byśmy przeszli na 'ty') uświadomił mnie, że myśląc o nich udowadniam samej sobie, że mi na nich zależy.

Wujek znów namówił mnie bym dała sobie szansę i poleciała z nim do Francji. Gdybym naprawdę się uparła, nie zrobiłabym tego, odpoczywając w domu, jednak wzrok mojego młodszego brata był nie do zniesienia, a jako dobra siostra, nie mogłam pogrzebać jego marzeń. Dlatego oboje lecieliśmy do kraju żabich udek, croissantów i miłości.


Byłam twarda — powtarzałam to sobie za każdym razem, gdy do mojej głowy napłynęły wątpliwości i naprawdę czułam, że zrobiłam coś, czego konsekwencje niewielu byłoby w stanie udźwignąć. A ja to zrobiłam, co napawało mnie dumą i optymizmem, że reszta to pryszcz. Rodzice, w porównaniu do mnie nie pałali takim optymizmem — dostrzegłam w ich spojrzeniu troskę i pewien ból, kiedy przyszło pożegnać nam się w hali odlotów.

— Teraz będzie już tylko lepiej... — szeptałam, ale to brzmiało tak, jakbym pocieszała samą siebie. W gruncie rzeczy wierzyłam, że teraz będzie już spokojnie, ale z tyłu głowy wciąż miałam moich przyjaciół, których skrzywdziłam, a którzy teraz nie odzywali się do mnie słowem. Choć sama skazałam się na to cierpienie, chciałam im powiedzieć, że wszystko to robiłam dla nich. Chciałam się przed nimi obnażyć, bo nie miałam już nic do stracenia.


Lot do Nantes zajął znam cztery godziny z hakiem. Wylądowaliśmy tuż po czternastej, a w samym La Baule byliśmy chwilę po piętnastej. Tak, jak umówiłam się z wujkiem, do dyspozycji miałam swój własny (można powiedzieć, że prywatny) samochód, bym mogła w dowolnym czasie podjechać do miejsc, które chciałabym odwiedzić. Nie miałam zamiaru ukrywać, że moje aspiracje zdecydowanie wykraczały poza odwiedzanie stadionów i chciałam to ogłosić wszem i wobec, żeby nie uznali mnie za jakąś niewdzięcznicę, gdy będę pokazywać swoje niezadowolenie, a będę, bo taka właśnie byłam — z lekka kapryśna, gdy ktoś próbował mnie ograniczać w sposób, jaki bym nie chciała.

I właśnie wtedy, kiedy w centrum miasta dostałam kluczyki do swojego samochodu, rozdzieliliśmy się z wujkiem. Ja i Konrad pojechaliśmy pod adres, który nam podano, a on... On miał milion swoich spraw, o których lepiej, żeby moja głowa nie wiedziała.

Kiedy mój brat z zachwytem obserwował miasto, przez które przejeżdżaliśmy, ja wróciłam myślami do mojego spotkania ze Szczęsnym, które choć było przelotne, to przybiło mnie do mury. Zanim mieli wylecieć do Francji, przenieśli się na jeden dzień do Warszawy, gdzie wpadliśmy na siebie dość przypadkowo, by później faktycznie umówić się na kawę. Wojtek dał mi możliwość oddania bluzy, która należała do Roberta, a on podarował mi plotkę, która krążyła wśród piłkarzy o mnie, a wyszła od Leny i Roberta. Sam fakt tego, że ci dwaj spiskowali za moimi plecami sprawiał, że czułam się fatalnie zupełnie, jakby wbijali gwoździe do mojej trumny, bym aby na pewno się nie wydostała. Wojtek dał mi jednak nadzieję, że nie każdy był na tyle głupi, by uwierzyć w te bajeczki o szemranych sprawach, niestabilnych emocjach i mrocznym życiu. Jego postawa dała mi wiele do myślenia i napawała mnie optymizmem, bo jeśli on wciąż miał mnie za normalną dziewczynę, chociaż z pewnymi problemami, to z pewnością znaleźli się jeszcze tacy, których zupełnie nie interesowało moje życie. Jak dobrze, że rozpowiedzieli innym, że mam zielone papiery, bo to zwiastowałoby istny armagedon.

I hate you? Don't. I love you. ||rl9      W TRAKCIE KOREKTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz