44

1.4K 82 6
                                    


Pov.Lena

Tuż po powrocie z Anglii pierwsze co zrobiłam zadzwoniłam do Arka, aby ten przyjechał do Karoliny. Można powiedzieć, że taki małe odwiedziny. Było dopiero dziesięć po osiemnastej, więc po drodze wstąpiłam do super marketu i kupiłam dobre wino.

Gdy tylko dojechałam na miejsce, pod blokiem czekał już zniecierpliwiony Arek.

- Czemu nie wszedłeś? – zapytałam.

-Dzwoniłem domofonem, ale  nikt nie odpowiada. – odpowiedział.

To było podejrzane. Z tego co wiem, Karolina teraz powinna być w domu. Dobrze, że mama Karoliny dała mi klucze. Poszliśmy szybko pod drzwi do mieszkania mojej przyjaciółki i zaczęłam pukać. Wszystko wskazywało na to, że nikogo nie ma w domu, ale coś w środku kazało mi otworzyć drzwi i wejść do środka. Przekręciłam kluczyk i natychmiastowo zaczęłam rozglądać się po mieszkaniu. Krzyczałam ale to nic nie dało.

- Jest jej torebka i kurtka. - powiedział Arek.

Ostatnie pomieszczenie, w którym nie byłam jest kuchnia.Rzuciłam swoją torebkę na kanapę i szybko tam pobiegłam. Na podłodze leżała Karolina , a obok niej kałuża krwi.

- Arek! – krzyknęłam. – Dzwoń po karetkę! Szybko!

Chwyciłam za kawałek materiału, który leżał na blacie i obwiązałam pocięty nadgarstek. Nie mogłam uwierzyć , że moja przyjaciółka chciała się zabić. Tylko dlaczego?

Kiedy ratownicy zabrali Karolinę, rozpłakałam się.

- Kochanie, nie płacz. – szepnął Arek przytulając mnie.

- D-dlaczego o-ona c-chiała s-się z-zabić? – zapytałam szlochając.

- Nie wiem, ale się dowiem. – odpowiedział.

Po tym jak Arek zadzwonił do Roberta, pojechaliśmy do szpitala.

Pov.Robert.

Kiedy zadzwonił do mnie Arek, że Karolina jest w szpitalu, najszybciej jak potrafiłem pojechałem tam. Przez całą drogę zastanawiałem się co się stało.

Kiedy przyszedłem już na oddział w oddali zauważyłem płaczącą Lenę i załamanego Arka.

- Co się stało? – zapytałem.

- Karolina ... Ona... - zaczął Arek.

- Ona chciała się zabić! – wykrzyczała Lena po czym zaczęła jeszcze bardziej zaczęła płakać.

Nie docierało to do mnie. Karolina? Nie to nie możliwe.

Kilkadziesiąt minut później z jednej z sal wyszedł starszy mężczyzna. Arek zerwał się na proste nogi i zaczął z nim rozmawiać.

- Co z nią? – zapytałem.

- Ta doba będzie decydująca. - odpowiedział po czym usiadł z powrotem na swoim miejscu.

To nie możliwe. To znaczy, że już nigdy jej nie zobaczę? Już nigdy nie zobaczę jej wspaniałego uśmiechu? To nie może być prawda!

Całą dobę przesiedzieliśmy w szpitalu, czekając na jakiekolwiek informację o stanie zdrowia brunetki.

Przez całe dwadzieścia cztery godziny były trzy reanimacje, i trzy razy byłem blisko zawału.

Teraz gdy lekarz wyszedł z Sali uśmiechnięty byłem pewien, że Karolina będzie żyć.

- I co z nią? – zapytałem.

- Może pan ją sam o to zapytać. – odpowiedział po czym zniknął za rogiem. Z uśmiechem na twarzy obudziłem Lenę oraz Arka i zakładając fartuch wszedłem do Sali. Była blada jak ściana.

- Karolina. - powiedziałem. Spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczami słabo się uśmiechając.

- Robert ja cię przepraszam.- powiedziała.- Byłam głupia wierząc, że to zdjęcie jest prawdziwe.

- Nie rozmawiajmy o tym. Teraz musisz odpoczywać. – powiedziałem po czym ledwo powstrzymując łzy wyszedłem.

Gestem rękę pokazałem „zakochańcom" , że mogę wejść, a sam poszedłem się przewietrzyć.

Miłość opiera się na zaufaniu. Na zaufaniu, którego Karolina do mnie nie ma. Nie ufa mi. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy my jeszcze będziemy razem. Szczęście? Czy my kiedykolwiek będziemy jeszcze szczęśliwi?

Chciałem pobyć sam, więc wróciłem do swojego mieszkania. Nie byłem w stanie zrobić czegokolwiek. Najgorsze jest to, że ja ją tak cholernie kocham. Wieczorem siedząc samotnie na kanapie zacząłem przeglądać galerię w swoim telefonie. 749 zdjęć wspólnych z Karoliną z tego 154 tylko Karoliny.

To jest okropne! Jeżeli teraz odpuszczę, mogę się pożegnać ze szczęśliwym życiem. Ubrałem kurtkę i najszybciej jak potrafiłem wróciłem do szpitala. Na korytarzu spotkałem Konrada oraz jego tatę. Przywitałem się z nimi po czym wszedłem do Sali gdzie leżała Karolina. Jej mama widząc mnie, pogłaskała brunetkę po ręce i wyszła uśmiechając się.

- To wszystko moja wina. Gdybym wtedy nie zostawił cię tutaj samą nic by takiego się nie wydarzyło. Chciałem jak najlepiej, a omal nie doszło do tragedii. Wiesz co by się stało gdybym cię stracił? Zrobił bym dokładnie to samo, tylko dlatego aby być przy tobie. Zostawiając cię tutaj miałem wiele obaw. Że napotkasz lepszego mężczyznę ode mnie, że się w nim zakochasz, a mnie zostawisz. Każdy dzień w Monachium był dla mnie udręką. Nie potrafiłem się skupić na grze, ponieważ myślałem tylko tobie. – powiedziałem.

- Robert. Ty debilu. – usłyszałem. Uśmiechnąłem się na samą myśl, że Karolina nie jest na mnie zła. – Jesteś zwykłym debilem! Idiotą! Ale i tak cię kocham.

Zdecydowanie końcówka dnia była najlepszą końcówką od Euro. Wtedy do głowy wpadł mi znakomity pomysł. Wybiegłem szybko z Sali i podążyłem do bufetu gdzie zapewne siedzą rodzice Karoliny.

I hate you? Don't. I love you. ||rl9      W TRAKCIE KOREKTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz