Pov.Robert.
Wojtek z Mariną byli na nas wściekli, że nie powiedzieliśmy im o naszym przyjeździe. Wojtek przeklinał nas na różne możliwe sposoby, a Marina najzwyczajniej się fochnęła. Taka typowa baba.
Dziś było nie co chłodniej niż wczoraj, tak więc aby zabić czas poszliśmy do 'obrażonych' Szczęsnych. W sumie to chyba im przeszło bo z uśmiechem na twarzy wpuścili nas do środka. Było fajnie – mówiąc prościej. Rozmawialiśmy jak normalne rodziny. Każdy temat był ważny, ale nie najważniejszy. Naprawdę, to wspaniałe uczucie. Karolina kilka razy poczuła się źle ale zapewniała nas, że wszystko jest w porządku i, że się nie musimy martwić. Uwierzyliśmy jej bo to w końcu ona będzie rodzić i chyba wie co robi.
Gonił nas czas. Chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej, ale dzień ma tylko dwanaście godzin. Po prawie dwugodzinnym 'posiedzeniu' u Szczęsnych poszliśmy jeszcze raz do centrum miasta. Nie kręcą mnie te wszystkie katedry, ale robię to tylko dlatego aby sprawić przyjemność Karolinie.
Pov.Karolina.
Nie lubię starożytnej architektury. Owszem, jest piękna, ale to tylko architektura. Nic nadzwyczajnego. Jednak nie chciałam sprawić przykrości Robertowi, tak więc uśmiechałam się jak głupia.
Po południu wróciliśmy do hotelu. Miałam zbyt dobry humor, aby spacerować. A tak serio to odpadały mi nogi i na moją prośbę popołudnie spędziliśmy w hotelowym pokoju. Niestety i tu nie mieliśmy spokoju. Do Roberta zadzwonił sam trener i rozkazał mu aby ten wrócił do Monachium. Był zły, chociaż to mało powiedziane.
- Nie złość się. – powiedziałam przytulając go. – Taki jest sport.
Zdecydowanie nie umiem pocieszać ludzi. Robert przez całe popołudnie nie odezwał się ani słowem. Wieczorem oczywiście to ja musiałam nas pakować bo obrażony Pan Robert Lewandowski leżał na łóżku i przeglądał coś na swoim telefonie. Miałam mu ochotę w tym momencie przywalić, tak aby już się z tego łóżka nie podniósł.
- Ostatni raz gdziekolwiek z tobą jadę.- mruknęłam wychodząc z pokoju. Tym razem spacer to była jedyna droga by nie wydrzeć się znów na Roberta. Naprawdę z nim jest gorzej niż z dzieckiem. Nawet ja nie mam takich humorków. Nie minął nawet kwadrans, a mój mąż zaczął wydzwaniać jak głupi. Milion połączeń na minutę.
Ja: I czego do mnie dzwonisz ?
Robert: Oj no wróć już, przepraszam.
Ja: Ha Ha. Śmieszne jak celność Milika...
Robert: Wiem , przepraszam , ok. ? To ty jesteś w ciąży ale to ja mam humorki.
Ja: No to akurat prawda. Ok. Będę za dziesięć minut.
Wsunęłam telefon do tylniej kieszonki w spodniach i z ciągłym uśmiechem na twarzy kierowałam się w stronę hotelu ale po drodze wstąpiłam do włoskiego supermarketu. Pomimo bycia 'fit' miałam ochotę na czekoladę, ale taką prawdziwą.

CZYTASZ
I hate you? Don't. I love you. ||rl9 W TRAKCIE KOREKTY
FanficW TRAKCIE KOREKTY; fabuła może ulec małej zmianie 2017© Ona. - dwudziestoletnia brunetka , o błękitnych oczach. Zaradna , miła , twardo stąpająca po ziemi dziewczyna z dużymi ambicjami. Studentka oraz asystentka w dobrze prosperującej kancelarii s...