89

885 66 2
                                    


Ja: A więc kiedy spotykamy się przed ślubem ?

Szczęsna : My będziemy pod kościołem gdzieś o 14:30.

Boruc: My również. Trzeba jeszcze sprawdzić czy wszystko w kościele jest tak jak być powinno.

Ja: Masz w zupełności rację. Teraz gdy tak myślę to mogłyśmy same to wszystko ubrać.

Szczęsna: Dobrze jest jak jest. Nie panikuj bo jeszcze urodzisz 😂

Ja: Marina... Ty się lepiej nie śmiej.

Do ceremonii ślubnej pozostało całkiem dużo czasu, ale wiadomo... Fryzjer zajmuje bardzo dużo czasu. Jednak tym razem to Robert był tym, który stał przed lustrem najdłużej.

- Wyglądasz prześlicznie kochanie. – skomentował Robert mój wygląd. Sama muszę przyznać, że nie wyglądam najgorzej. Nieco mniejszy brzuszek pozwala mi na bardzo dużo. Gdy wybiła godzina czternasta, ostatni raz przejrzałam się w lustrze i dumnym krokiem ruszyłam do samochodu, gdzie czekał już na mnie Robert. Jak przystało na dżentelmena otworzył mi drzwi, a później delikatnie zamknął. Podróż do kościoła minęła nam sprawnie i szybko co umożliwiło mi zerknięcie do środka. Było wszystko tak jak zaplanowałyśmy.

- Wszystko jest tak jak byś powinno.- powiedziałam witając się z Mariną oraz Wojtkiem.

Wszyscy zaproszeni goście czekali na zewnątrz na parę młodą. Kiedy i ona się zjawiła wszyscy byli wniebowzięci. Suknia, którą miała na sobie Celia była przepiękna!

Po ceremonii ślubnej w kościele, przetransportowaliśmy się do jednego z Warszawskich pałaców gdzie miała odbyć się dalsza część wesela. Byłam dumna z wystroju Sali i w żadnym stopniu nie przejmowałam się, że coś może komuś nie spasować.

Oczywiście czym by było wesele bez grona najbliższych przyjaciół. Wszyscy piłkarze i ich partnerki życiowe, w tym ja usiedli przy jednym, duży , okrągłym stoliku, który idealnie nas pomieścił. Bardziej niż 'znajomością' moi przyjaciele kierowali się towarzystwem do wspólnego picia. Owszem, nie było mi to na rękę, ale przecież wesele zdarza się raz na jakiś czas i trzeba zaszaleć. Po obiedzie cały parkiet był zajęty. Chłopaki już teraz byli troszeczkę nie po tej stronie przez co chcieli 'potańczyć' a w ich znaczeniu trochę się powyginać.

Godziny mijały, piosenki również, a ja miałam już dość. W ogóle nie czułam nóg.

- Idę się przewietrzyć. – szepnęłam do Leny, po czym wzięłam swój płaszcz i wyszłam na dwór. Usiadłam na ławeczce, która znajdowała się w centrum dużego 'ogródka' i oddychałam jak najwięcej świeżym powietrzem.

- Co tu robisz sama? – usłyszałam głos Bartka. Zdziwiła mnie ta sytuacja , bo akurat jego się tutaj nie spodziewałam.

- O to samo mogłabym spytać ciebie. Co się stało, że tak źle wyglądasz?

Bartkowi chyba było na rękę to pytanie gdyż od razu się przede mną otworzył. Opowiedział mi o wszystkich swoich problemach, czego nie każdy facet umie zrobić. Jego największym problemem był klub. Dopóki jest w Leicester przechodzi tam nie złe piekło. W szatni nie ma życia.

- Spokojnie Kapustka. – powiedziałam lekko się uśmiechając.- Wytrzymasz ten miesiąc, a później będziesz się cieszył Realem.

- Dzięki, oby tak było. – zaśmiał się. – Chodź już, bo się przeziębisz.

I hate you? Don't. I love you. ||rl9      W TRAKCIE KOREKTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz