Księga Demetrii. Pięć. [Część pierwsza].

154 14 2
                                    

Idę długim, długim korytarzem, przez który prowadzi mnie pułkownik Hange. Słucham jej słów pełnych ekscytacji, jednak sama milczę. Posuwając się do przodu wolnym krokiem, uważam na jej czyny oraz słowa, ukradkowo wypatrując kogoś z mojego oddziału. Kiedy na kolejnym zakręcie natykamy się na Casimira, chłopak salutuje mi bez słowa i kiwa głową, wdając się w lekką pogawędkę z Hange.

Rozglądając się, dostrzegam tylko kamień i drewno. Zimne ściany oplatają mnie. Doprowadzają do złości, ponieważ to nie jest szeroka przestrzeń. Nie czuję tutaj świeżego powietrza, które oferuje wiatr poza murami. Poza ścianami. Uwięziona pośród kurzu i drewna, czuję się niczym ten sam szaleniec, którym byłam dwa lata temu. Uwięziona pośród ścian, nie mogłam wyjść na świeże powietrze. Nie mogłam wsiąść na statek ani wyjść poza mury, walczyć za Midorium. Nie mogłam zrobić nic, ponieważ byłam unieruchomiona, podobnie jak inni.

A teraz, idąc za nimi, odziana w mundur mojego kraju, zaciskam pięści, zastanawiając się, jak to wszystko się potoczy. Kiedy stajemy przed masywnymi drzwiami, z cierpliwością czekam, aż kobieta je otworzy. Jednak gdy nanosekundy zmieniają się w sekundy, a te zaokrąglają się do minuty, ciemnowłosa rozgląda się uważnie i odwraca do mnie, co skutkuje odruchowym uniesieniem dłoni w geście obrony.

– Posłuchaj mnie teraz uważnie – zaczyna tonem, jakby zaraz ten budynek miał się zawalić – wierzę wam, podobnie, jak połowa zwiadowców. Jednak z racji, że przybyliście znikąd, pokonaliście tytanów pod murami i podajecie, że walczyliście z nimi za górami, daje nam pewne wątpliwości. Jeżeli chcesz dogadać się z Leviem, nie możesz pokazywać swojej frustracji – ciągnie, patrząc mi w oczy. Układając słowa w proste zdania, mające przekaz mówiący mi, abym była ostrożniejsza, niż wymaga sytuacja. – Casimir mówił mi o wymianie. Postarałam się, aby zdobyto wszelkie potrzebne wam informacje, ponieważ, jeśli mówicie prawdę, będziecie dla nas wybawieniem.

– Nie powiedziałam, że się na cokolwiek zgadzam – zaprzeczam po równo czterech sekundach, ilustrując jej twarz. – Na chwilę obecną, moim jedynym zadaniem jest pilnowanie bezpieczeństwa moich ludzi oraz zorientowanie się co do sytuacji.

– Rozumiem. – Błysk w jej oczach nieco mnie przeraża. Przypomina błysk Chiny, która miewa niekiedy bardzo głupie pomysły. – Jednak Levi, w imieniu Erwina, nie będzie miał nic do stracenia. Uzna was za wroga, gdy nie będziecie z nim współpracować.

Coś ukrywacie, myślę, kątem oka widząc, jak wyciera dłonie o materiał spodni. Zagryzając nieco wargę, mogę przypuszczać, że albo jest podekscytowana, albo zestresowana.

– Dla nas to nie problem – stwierdzam spokojnym tonem. – Skoro przetrwaliśmy aż do tego momentu, to również przetrwamy do dnia, w którym wrócimy do domu.

Nie boję się olbrzymów. Nie boję się aż tak bardzo śmierci, jak boję się ludzi. To oni są głównym źródłem tej katastrofy. Zatem, co ludzie zaczęli, ludzie muszą skończyć. Łącznie z tą wojną. To, co stworzyli, jednocześnie doprowadzili do katastrofy.

– Zanim wejdziemy, jeszcze jedno – dodaje nagle. – Levi jest dowódcą specjalnego oddziału mającego za zadanie chronienie pewnej osoby, natomiast Nile Dok jest dowódcą korpusu żandarmerii.

Zdziwiona jej słowami, tylko kiwam głową i odwracam się do Casimira, aby poprosić o dokumenty, co do wymiany. Sięgając do wewnętrznej kieszeni kurtki, wyciąga z niej dość dużą, brązową kopertę. Zaglądając do środka, wyciągam papiery i odczytuję kolejne informacje o moich ludziach, które spisali, zagryzając wargę. Nieco uproszczone, jednak powinno wystarczyć.

– Nieźle. Co jeszcze postanowiliście zdziałać? – pytam Casimira.

– Ezra poprosił mnie, abym to ja uczestniczył zamiast niego. Opowiedział mi dokładnie poszczególne spotkania – odparowuje.

Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz