Księga Lotników. Cztery. [Część druga].

147 14 3
                                    

Dwa dni po przybyciu Demetrii Corvus.

– Gdy się obudzisz, liczę, że znormalniejesz – powiedział, patrząc na nieprzytomną z wyrzutem. Zasłonięta przez pułkownik Hange Zoe, leżała spokojnie. Natomiast Ezra w towarzystwie Casimira czekał jedynie na to, co powie kobieta.

– Jej ciało dość szybko powraca do zdrowia – zauważyła, prostując się. Uśmiech widniał na jej twarzy, ku zgrozie lotników.

– Co chce przez to, pułkownik, powiedzieć? – spytał blondyn. W ostatnich dniach stał się dziwnie rozmowny. Ku uciesze Ezry. Chłopak nie podniósł w tłumie głosu, czekając w pokoju Demetrii i nie odstępując jej na krok. Wysłuchując oświadczeń dziewczyn oraz Michaela na temat pisanego raportu, ciągle odmawiał Leviowi, dowódcy zwiadowców, Erwinowi czy wyższych rangą ludzi, jakichkolwiek informacji na temat świata zewnętrznego, upierając się, że skoro dowódca przybyła, gdy się obudzi, sama zadecyduje o dalszych losach ich spotkania.

No cóż. Jeżeli się obudzi.

Obrażenia wewnętrzne, jakie u niej wykryto, były niebywale ciężkie. Podczas ostatniej nocy on i pułkownik Hange starali się, jak mogli, aby doprowadzić ją do normalnego stanu, aż po paru godzinach sama z siebie zaczęła się regenerować. A będąc sami, Hange zdecydowała się przekazać Librze, że jeden z ich zwiadowców, Eren Jaeger również ma tę zdolność. Mruczała coś o tym, czy Demetria nie jest jedną z nich, a na pytanie Ezry, o co chodzi, ta tylko pokręciła głową.

I tak mijały godziny, podczas których obserwowali twarz zmieniającą się z bladej w lekko różową. Obserwowali wyrównujący się oddech oraz reakcje na bodźce.

– Mówiłem, że jest szalona – stwierdził nagle Ezra, zwracając na siebie uwagę pozostałej dwójki. – Poza tym. Mówiłaś, że wasz główny dowódca jest w stanie poświęcić wszystko, aby pokonać wroga, prawda?

Kiwnięcie głową było aprobatą na jego słowa. Trójka żołnierzy, będąc w małym pokoju i stojąc nad czwartą osobą, milczała przez kolejne minuty. Ezra nie dopowiadał swoich myśli, wspomnieniami wracając do Midorium. Wielkiej metropolii, która jest z każdej strony atakowana przez olbrzymów. Miejsca, w którym od dziewiątego roku życia uczysz się w szkołach, jak pokonać wroga, a od jedenastego zaczynasz trening, ruszając na pierwszą misję.

Za każdym razem pierwszaki są chronione. Ich strach na widok trzydziestometrowca jest na tyle silny, że połowa z nich nie wraca żywa do domu. Rodzice mają to oczywiście za złe. Płaczą po śmierci swoich pociech, które chcieli wychować, kochać oraz być z nich dumni, ponieważ to właśnie oni powrócili żywi. Oni stawili czoła olbrzymom i zwyciężali. Niestety, świat nie jest łagodny. Płacząc i ukrywając swój ból, żołnierze po dwudziestce nie mają prawa choćby narzekać za poległych. Zdecydowawszy się na dziecko, rodzic jest świadom tego, że najprawdopodobniej ono zginie, jeśli nie jest na tyle silne. I tak z każdym rokiem dzieci giną i się rodzą. Badane i szczepione. Poddawane brutalnemu treningowi, który ma na celu zrobić z nich broń, zostają zmuszone również do zapamiętania, że są ludźmi.

I raz na jakiś czas zdarza się przypadek, który już gubi się w tym, kim tak naprawdę jest. Jego umysł łączy ze sobą informacje, sprawiając, że dana osoba staje się zagrożeniem, nie tylko dla olbrzymów, ale i ludzi. Nie są oni jednak zabijani bądź intensywnie leczeni. Rząd, który obmyślił strategię mającą na celu wykorzystanie takich osób, poświęca ich siłę, która przewyższa pięćdziesięcioosobowy oddział.

Taką osobą jest również Demetria. Znając swój stan, za nic nie pozwoli swoim podległym poczuć go na własnej skórze. Nie zezwoli na poczucie tego okropnego strachu, gorszego niż ten, który czują jedenastolatki idące na swoją pierwszą bitwę. Nie pozwoli, aby dosięgły ich koszmary, które sama widzi, a w których na nowo ginie jej rodzina. Ich matki. Ich przyjaciele.

Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz