Księga Lotników. Dwa. [Część druga].

51 7 2
                                    


– Obrzydliwe – rzuca Casimir, odsuwając od swojego nosa pusty oraz wystygły kubek. – Masz łeb na karku, Arlert.

– Pachnie słodko – zaprzecza i kiwa głową na komplement. – To coś przypomina herbatę...

– Ale nią nie jest – kończy, utwierdzając chłopaka w jego przemyśleniach. – Ostygło – dodaje, rozglądając się. – Nie widzę więcej kubków.

– Było ich co najmniej trzech – informuje go. – Musimy to natychmiast zgłosić.

Aprobując jego słowa, zaciska palce ręki na metalowym kubku, a widząc zaciekawiony wzrok blondyna, tłumaczy ten gest tym, że Demetria może wiedzieć, czym ta ciecz jest. Następnie jedynie rzucając krótkie słowo „ruszaj", wpatruje się w znikającą ku górze sylwetkę Armina, nim sam za nim podążył, pierw jeszcze raz ogarniając otoczenie wzrokiem.

Ognisko, myśli, zatem musieli wiedzieć, kiedy dokładnie przybędziemy. Siedzieli pewnie całą noc, w zamyśle, że zwiadowcy będą chcieli zamknąć mur w nocy, kiedy aktywność tytanów spada niemal do zera, nie licząc tych nocnych, zamyśla się, z opóźnieniem zauważając, że zbliża się do krańca murów oraz miejsca, gdzie ląduje Armin.

– Łap – rzuca w stronę ciemnowłosej dziewczyny, której włosy unoszą się lekko na wietrze. Zaskoczona łapie kubek, aby następnie spojrzeć na resztki zawartości i powąchać wnętrze. – Oj, to chyba nie znaczy dobrze – mamrocze, widząc, jak Demetria gwałtownie odrzuca kubek, pochylając się do przodu, jakby miała zwymiotować.

– Co to jest? – Da się usłyszeć ciche warknięcie. – Wiem, że chcecie mnie otruć, ale zaczekajcie, aż wrócimy do Rose.

Prychając, prostuje się i przysłuchuje Erwinowi, kiedy Casimir zakłada na jej głowę kaptur. Niemo przekazując, aby go nie zdejmowana, kiwa głową na znak aprobaty, powoli analizując słowa dowódcy Smitha oraz rozmowę, którą prowadzi z drugim blondynem.

– Priorytet, nie priorytet, jeden kij – rzuca cicho. – Ale fakt, Arminie, twój mózg nas ocalił. Niemożliwe jest, żeby poruszali się oni pomiędzy domami. – Milknie. – Jeślibym była na ich miejscu, skupiłabym się na terytorium, skąd będę miała możliwość obserwowania wszystkiego. Ponadto bierze pod uwagę fakt, że mury można niszczyć.

Do czego zmierzasz?, zastanawia się chwilę, podczas której Erwin Smith oddaje możliwość poszukiwań Arlertowi.

– Powątpiewam, aby w tej chwili olbrzymi się pokazali – oświadcza po chwili, ze wzrokiem utkwionym w szukających zwiadowcach. – Arlert za chwilę powinien się zorientować, o czym mówię – dodaje, aby pokręcić głową. – W każdym razie – zwraca się do Trilliana – Anabel i Michael będą działać z ukrycia. Ty się zajmij ich ochroną, natomiast ja zrobię resztę.

– Istnieje możliwość, że atak będzie dwukrotnie silniejszy, niż przypuszczasz – odpowiada, mając na uwadze to, iż Armin nakazał żołnierzom przeszukać mur. – W Midorium nie mieliśmy szansy robić tego, co teraz oni. Jak się tego domyśliłaś?

– W murach są tytani, co samo jest odpowiedzią – wyjaśnia. – Ponadto, wróg z dołu nie jest w stanie dostrzec tego, co dzieje się w terenie całej Shiganshiny, więc będzie szukał najlepszego punktu widokowego, jakim jest albo sam szczyt murów, albo ich wnętrza.

Zaciskając zęby, przytakuje na jej słowa. Zauważa nagłą zmianę, jaka w niej zaszła. Pusty głos, jakim go raczy oraz beznamiętna twarz, którą dostrzega pod kapturem. Mając ochotę zapłakać, widząc ją w tym stanie, mentalnie Trillian daje sobie w twarz, wiedząc, że nie na to pora. Muszą ochronić zwiadowców, jednakże bez zezwolenia Demetrii, żadne z nich, nawet nowy Piąty, nie ma już prawa zejść z murów.

Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz