Dział czwarty - Księga Drugiej. Marissa Fiancee. Dwa. [Część druga].

56 7 0
                                    

– Wiadome jest, że pół-olbrzymi, po otrzymaniu lekarstwa, żyli maksymalnie dwadzieścia lat, jeśli nie zostali prędzej zabici – podjął Aleksander, stukając w biurko. – Natomiast co się dzieje z Szaleńcami, którzy po swoim pierwszym ataku, zaczynają świrować? Ile im zostało?

Niepewnie wiodła wzrokiem za mężczyzną, który odszedł od stolika. Poturbowany w trakcie swojej misji, omal nie stracił prawej ręki, która była dość szczegółowo opatrzona i unieruchomiona.

– Istnieje możliwość, że ze względu na ich stan, mają przed sobą, maksymalnie piętnaście lat życia – odpowiedział zaintrygowany Tom. – Ich umysł świruje, zatem jest też możliwość, że przeżyją tylko pięć lat. To zależy od woli.

– Leo żył z Szaleństwem siedem lat, prawda? – spytał Trzeci, nie spoglądając na żadne z nich. Kiedy usłyszał aprobatę, oblizał wargi. – Czyli coś w przedziale pięć na piętnaście. Medycy mogą nam pomóc w upewnieniu się co do tego.

– Dobra, wracając do tematu rękawic, który wałkujemy do trzech godzin – podjął Adrien, biorąc głęboki wdech. – Dostaliśmy szczegóły dotyczące nowego mechanizmu, dzięki któremu bomby wybuchają poprzez kliknięcie. Na ostatniej misji mieliśmy okazję się temu przyjrzeć i z satysfakcją możemy stwierdzić, że to działa.

– Działanie działaniem, ale ilu poległo podczas tego sprawdzania? – warknęła Druga. – Ilu żołnierzy zginęło z rąk olbrzymów?

– Około osiemdziesięciu – odpowiedział głucho Adrien. Mrużąc lekko oczy, wpatrywał się w kartkę przed sobą, jakby pragnąc zobaczyć zaprzeczenie na jego działania. – Dokładniej mówiąc, zginęło osiemdziesięciu czterech ludzi zeżartych przez olbrzymów, a kolejnych sześćdziesięciu zdetonowało bomby. Szacuje się, że z pierwszaków padło ponad dwudziestu na pięćdziesięciu.

– Te dzieci nie powinny mieć swojego udziału w tej misji – odpowiedziała rudowłosa, miętosząc pasmo grzywki. – Z racji, że ruszyliście na zwiady w tak daleki teren, oni powinni wam jedynie towarzyszyć do jakiegoś punktu, a później wrócić.

– Marisso, powiedz mi, pośród tego gówna mierzącego czterdzieści metrów, jak mieliśmy ich zostawić samych i kazać wrócić za mury? – odparował Adrien, krzywiąc się. – Nie mieliśmy wyjścia. Musieliśmy ich zabrać ze sobą z racji, że powrót gromadki bachorów byłby niemożliwy. Olbrzymi dostali jakiegoś kopa i z ledwością my sami wróciliśmy. Na dwieście osób wróciło pięćdziesiąt, z czego prawie połowa to dzieci.

– Znaleźliście coś konkretnego? – Zmieniając temat, blondyn otworzył szafkę i przeszukał ją wzrokiem. Nie znajdując jednak dodatkowego atramentu do piór, westchnął i odwrócił się w stronę pozostałych. – Adrien, zostań później chwilę. Musimy porozmawiać.

Obserwując ich dokładnie, szesnastolatka dostrzegła delikatny rumieniec na twarzy Pierwszego, kiedy Piąty skończył swoje zdanie. Prychając w odpowiedzi, odsunął się od biurka na bezpieczną odległość i stanął przed mapą Midorium, wyraźnie czegoś szukając.

– Jak mówiłem, rękawice działają bez zarzutu, zatem nie mam nic do dodania.

– Naucz się, dzieciaku, wyrażać zdanie, bo to, o czym biadolisz, nie ma sensu – podjął Trzeci, wyciągając z wewnętrznej kieszeni kurtki papierosy. – Jednak chłopaczek ma rację, też nie mam nic do dodania.

To po coś my się tutaj zebrali?, zastanowiła się zielonooka, odchylając głowę w stronę sufitu. Dlaczego rozmawiamy o czymś, co jest już teoretycznie zatwierdzone, a nie przeznaczymy tego czasu na poważniejsze sprawy? Mur Syriusza. Wyraźnie czuć, że coś się dzieje. Porty. Oddział Morski prosił o wstawiennictwo w sprawie wypłynięcia na dalsze tereny od czasów Wielkiej Wyprawy, jaka miała miejsce blisko dwadzieścia lat wstecz. Niestety, z racji, że nikt z niej nie wrócił, niemożliwe było, aby ktokolwiek otrzymał zgodę na tak długi rejs.

Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz