Księga Demetrii. Dwa. [Część druga].

56 8 26
                                    

– Imię.

Milczy.

– Imię, gówniarzu.

Nadal milczy.

– Jak zaraz go nie podasz, zleję ci tyłek do czerwoności.

Parskam śmiechem.

– Dlaczego wyglądasz jak moja siostra? – Pytanie skierowane do mnie jest tak ciche, że nawet ćwierkanie ptaków byłoby głośniejsze. Puste oczy przyglądają się mi, nie zwracając żadnej uwagi na Levia. – Dlaczego?

– Jestem Demetria – odpowiadam lekko na wydechu. – Teraz ty.

– Nie powiem, bo wy powiecie tym głupim jednorożcom – mówi obrażony, zakładając ręce na piersi. – Nie lubię ich. Są niemili.

– Dziwisz się, gówniarzu, skoro tyle problemów robisz? – rzuca kobaltowooki z ironią. Cholera, można w tym nawet jad wyczuć, przemyka mi przez myśl. – Imię.

– Atsushi – oznajmia nareszcie, miętosząc w dłoniach moją pelerynę. – Nazywam się Atsushi – dodaje ze zrezygnowaniem. – Teraz powiecie to temu okropnemu smrodowi, prawda? – A na widok naszych min, mówi pospiesznie. – Ten wysoki, ciemnowłosy, który zawsze chodzi, jakby go coś ugryzło. Chyba nazywa się Lile.

– Nile? – poprawia go Levi, na co Atsushi klaszcze z aprobatą.

Atsushi.

Przypatrując się jego uśmiechniętej twarzy, zakładam ręce na piersi, wymieniając podobieństwa między nim a Jonathanem. Ilustrując, jak brunet wychodzi z budynku, mamrocząc coś pod nosem i wracając po chwili z małą miską z wodą oraz szmatką, ściąga z głowy kaptur, ukazując swoją twarz. Atsushi natomiast otwiera usta i uśmiecha się, ukazując uzębienie z krzywą jedynką górną.

– Ty jesteś Najsilniejszym Żołnierzem Ludzkości! Ale ekstra! – woła cicho, stając na nogi i wykonując imitację ich salutu. – Tata mi dużo o tobie opowiadał! Jak pokonałeś sam wielu tytanów! A kilka razy widziałem, jak wyjeżdżasz za mury!

– Ucisz się, bo głowa mnie boli od twojego jazgotania – nakazuje, na co ten zadziwiająco spokojnie przytakuje. Mocząc szmatkę w wodzie, Levi pierw podwija nieco rękawy i wyciska materiał, zaczynając obmywać buzię szatyna. – Gdzieś ty się tak uwalił?

– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – mówi nagle, ignorując całkowicie pytanie mojego towarzysza, aka tresera tytanów. – Ten pół-tytan to twój chłopak?

– Nie – zaprzeczam ze spokojem, unosząc kącik ust. – Nie jestem stąd, więc nie ma możliwości...

– A ja myślę, że on cię lubi – przerywa mi nagle. Czując drgającą powiekę, czekam na jego dalszy monolog. – Co jest złego w miłości?

Ile ty słyszałeś?, zastanawiam się, pozbywając wszelakich emocji.

– To, czego on chce, nie jest moim problemem – mówię lekko. – Nie ja odpowiadam za jego czyny i uczucia, a on sam. Doskonale wie, czym skutkuje miłość w wojsku, więc nie ma możliwości, abym z nim była.

– Mówisz, jak Ellie, kiedy walczyła ze swoją grupą – zauważa spokojnie, jakby przyzwyczajony do nieco ostrego tonu. – Ona też nie chciała być z Edem, ponieważ miłość w grupie skutkuje głupimi wydarzeniami i stratą bliskich. A to nieprawda. Przecież ją straciłem, a z nim nie była. Poza tym zobacz... – Krzywi się nagle i rękoma na oślep stara się odeprzeć atak szmatki kapitana na jego brudną twarz. – Zimne! – woła cicho, pokazując mu język. – Jeśli ktoś się w kimś zakocha, to ta druga osoba jest zawsze odpowiedzialna za uczucia tej pierwszej. Tata tak zawsze mówił i mówił też, że takiej miłości nie da się już zniszczyć.

Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz