Księga Lotników. Sześć.[Część pierwsza].

32 7 3
                                    

– On musi ją ochronić.

Parskając śmiechem, spogląda raz jeszcze do notatek, które udało im się przemycić i drapie się po ranie na twarzy, za co dostaje po łapach. Warcząc na jej odruch, odsuwa się, unosząc jednocześnie brew na zaniepokojoną minę.

– Wiesz, że prędzej to ona ich ochroni, a nie on ją, prawda? – pyta lekko, sięgając po mapę odnośnie do możliwości aktualnego stanu Midorium. – Demetria jest Szaleńcem i jeśli żyje, to istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że jest w Stanie Piątym.

– Jeśli ci życie miłe, to zamilcz – warczy – ponieważ bez niej Radni naprawdę wcielą to w życie. Bez niej, bez jej wiedzy, to, o co walczyliśmy, stanie się jedynie mitem.

– Może tak będzie lepiej? – rzuca na wpół żartobliwie. – Może bez nas nareszcie Midorianie coś zyskają?

Wpatrując się w niego, kobieta wzdycha, jednak nie odpowiada. W milczeniu kartkuje kolejne strony, jakie zebrała i zabiera się do ponownego wyznaczania mapy.

– Nie będzie lepiej – oświadcza cicho – ponieważ bez nas, Midorium stanie się tym, co prawdopodobnie stracili niegdyś ludzie. Nie chcę, żebyśmy się do nich na nowo upodobnili.

Duma ponad litość. Siła ponad cierpienie. Rozkazy ponad życie.

A broń dłoni służy, a dopóty broń działa, dopóki się nie rozkruszy, słuchać się musi swego pana.

– Gdzie jesteście?

***

– Siedzi tak od dwóch godzin – stwierdza, spoglądając na sylwetkę dziewczyny wpatrującej się w miasto przed sobą. W mur oddalony o kilkaset metrów. W niebo, które niedługo zostanie zafarbowane na ciemne kolory, na granat, jaki mają na kurtkach. Czerń, która odznacza się w ich oczach. Miliony gwiazd, które są ich przewodnikami. – Trillian...

– Obudził się – przerywa mu, kierując wzrok na Arlerta, który się właśnie podnosi. Ilustrując wzrokiem scenę, kiedy Jaeger, jeszcze niedawno mówiący coś do Demetrii i całujący ją w czoło, teraz obejmuje przyjaciela, prawdopodobnie niebiosom dziękując, że nic mu nie jest. – Nie musisz się nią martwić, tylko tym, co może się stać w ciągu następnych godzin. Fetor pół-olbrzyma zrobił się nieznacznie intensywniejszy, więc daję maksymalnie godzinę, nim się tu zjawi.

– Trillian, nie sądzę, że wasze bajki o tym są prawdą, zwłaszcza że oboje nie jesteście do końca normalni – oświadcza spokojnie kapitan, ruszając w kierunku zbierających się zwiadowców. – I lepiej będzie, jeśli to jednak będą tylko bajki, bo nie zdzierżę, jeśli będę musiał znowu walczyć z kolejnym tytanim gównem.

– Nikt ci nie każe walczyć – niemal syczy natychmiastowo po zakończeniu przez Levia zdania. Wpatrując się w niego zmrużonymi oczyma, ilustruje sylwetkę, którą się odznacza. – Demetria jest Główną Dowodzącą, więc to na jej barkach spoczywała, spoczywa i zawsze będzie spoczywać odpowiedzialność za ochronę murów. Będąc tymczasowo Piątym, również muszę dzielić ten obowiązek. Natomiast żadne z was nie jest w żaden sposób związane z naszą wojną. Damy sobie radę tak jak to robiliśmy od dekad. Tak jak wy zrobiliście to dzisiaj. – Spoglądając na chłopców, kiwa mu głową na znak, aby ruszyli. Machając po drodze Michaelowi, aby zbliżył się do Demetrii i sprawdził, jak się czuje, staje obok kapitana, który przerywa Erenowi.

– Jak się czujesz, dowódco? – Na pytanie nie dostaje reakcji, a tym bardziej odpowiedzi. Wzdychając, siada jedynie obok niej i wpatruje się w puste spojrzenie wbite w obraz przed nią. W mruganie powiek, kiedy oczy schną. W beznamiętną minę, nieodznaczające się niczym usta. Ilustruje wzrokiem klatkę piersiową, która spokojnie zabiera i oddaje tlen. Brak kurtki Casimira, która ponownie spoczywa na jego ramionach, czy chociażby peleryny. Nie jest jej zimno?, zastanawia się. – Dowódco, proszę, powiedz coś – rzuca ciszej.

Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz