Księga Demetrii. Pięć. [Część druga].

150 11 0
                                    

– Zatem powiedzieliście im dokładnie, czego chcemy, czy po prostu to zbieg okoliczności? – pytam, muskając opuszkami palców delikatną kartkę, która przedstawia dane Armina Arlerta.

– Rozmawiałem z panią Zoe – odparowuje, czytając coś o owych murach. Po raz kolejny sunąc wzrokiem po kartce, po informacjach, do których powinni mieć dostęp już od wielu dni. – Demetrio, pamiętasz, jak odkryliśmy, że niektórzy mogą się zmieniać w olbrzymów? – Parska.

– Tak, a coś się stało? – Podnoszę głowę i niepewnie unoszę brew.

– Tutaj, podobno, niektórzy mogą zmieniać się w tytanów – informuje mnie z lekkością. – Sprawdź dane Erena Jaegera albo Annie Leonhart. U nich, niestety nie ma opcji, aby dokładnie zbadać ich ciała pod większą formą. Zoe Hange fascynuje się jednak tytanami, więc mamy szansę na zrobienie autopsji Erena.

– Nie zabijemy go – oponuję, prostując nogi. – Poza tym, lepiej zastanów się nad znaczeniem tego słowa. – Siedząc w pokoju, w którym się obudziłam i czekając na informacje od kapitana, że możemy ruszać za młodziakami, którzy pod dowództwem Ezry, już ruszyli do kryjówki oddziału specjalnego, przeglądam poszczególne notatki, które nam dano. Chaotycznie zaznajamiam się ze słowami oraz zapamiętuję je, jednocześnie zastanawiając się nad tym, dlaczego tutaj trafiliśmy. – Szczerze, to nie sądziłam, że naprawdę je wytrzasną.

– Nie sądziłaś, że tutejsza ludzkość może być tak słaba – rzuca już mniej rozbawiony. – Na moje oko nie powinnaś więcej niczego sądzić.

Wraz z zakończeniem jego słów, na twarzy ląduje poduszka.

– Skup się na pracy.

– Mogę coś dodać?

– Możesz się zamknąć – odpowiadam, czytając o tytanach. Według Zoe Hange, są to ludzie w nich zamienieni. Wskazuje na to miejsce na karku, które jest odpowiedzialne za ich śmierć. Jeden metr długości i dziesięć centymetrów szerokości odpowiada naszemu kręgosłupowi.

– Ezra miał rację – podejmuje, ignorując moją wypowiedź. – Ma dowódca fatalne umiejętności rozmów oficjalnych.

– Gdy znajdziemy się na miejscu – mówię, biorąc od niego kartki i pakując wszystkie z powrotem do koperty – to przysięgam, że ty i on będziecie mieli dostosowaną karę do waszego zachowania.

– Przepraszam, dowódco – odpowiada, uśmiechając się – ale po prostu nie mogłem się powstrzymać.

– Żebyś potem nie żałował tych słów – mówię, posyłając mu szeroki uśmiech. W momencie, w którym chce odpyskować, ktoś puka i bez czekania wchodzi. Moim oczom ukazuje Hange i Levi, którzy trzymają w rękach kolorowe ubrania. Ułożone w kostkę, na wierzchu widnieją zielone peleryny, które i oni mają na sobie. Na ramieniu kobiety zwisa beztrosko brązowa, skórzana torba. Zaskoczeni, patrzymy tylko, jak podchodzą do łóżka i kładą materiały na pościel. Posyłając krasnalowi zaciekawione spojrzenie, ten tylko prycha.

– Podejrzewam, że aż tak głupia nie możesz być – rzuca, patrząc mi w oczy. – Przebierzcie się. Nie możemy pozwolić, aby cywile zaczęli o was plotkować. – I rusza do wyjścia, a za nim Hange. Nim jednak zamknął drzwi, dodaje. – I posprzątajcie ten syf. Będziemy czekać przy wyjściu.

– Hę? – Zdziwiona, rozglądam się po pokoju, jednak oprócz zmiętego prześcieradła i pogniecionych poduszek, nie widzę nic, co mogłoby podchodzić pod syf. – Nieważne. Casimir, co jest na tych pelerynach? – pytam, podchodząc do ubrań. Biorę w dłonie lekki, zielony materiał, na tyle którego wyszyto dwa skrzydła. Niebieskie skrzydło jest zwrócone w lewo, natomiast białe, nachodzące na lewe, w prawo. Tworząc wizerunek znaku wzniesienia się ponad chmury, mimowolnie myślę o Skrzydłach Zbawienia na tyle mojej kurtki. – Zatem od dzisiaj jesteśmy zwiadowcami? – pytam zniesmaczona.

Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz