Przełykam z trudem ślinę. Przypatruję się beznamiętnemu spojrzeniu, które widziałam podczas wcześniejszych procesów. Tych, które mi podarowano i te, które ja podarowałam. Narzekam, myślę, narzekam na swoje życie, mimo że zdecydowałam się je przyjąć. Skoro zdecydowałam się powiedzieć „tak", to chyba powinnam pozostać silna.
Jednak mama często płakała, przypominam sobie.
– Mamy spaczoną psychikę już za młodu, ponieważ wychodzimy za mur. Jako Głównym Dowodzącym, nam przypadł zaszczyt poinformowania rodzin o śmierci ich pociech – dodaję, spoglądając na sędzię, na wszystkich na sali. – Więc zastanówcie się... jak to jest samemu się nie rozpłakać, kiedy rodzice zarzucają ci śmierć ich dzieci. Jak to jest utrzymać spokój, kiedy dzieciak, który nawet nie wyszedł za mury, dowiaduje się o śmierci rodzeństwa. – Przyglądam się teraz jasnemu drewnu, które zostało ustawione wokół mnie. Niemal ze znużeniem ciągnąc tę opowieść, w duchu wrzeszczę. – A my ze spokojem i obojętnością musimy tego wysłuchiwać. Pomyślcie, jakie to okropne, kiedy w wieku czternastu lat musiałam informować ludzi, którzy z trudem doczekali się potomka, tylko po to, aby powiedzieć, że umarł pod moimi rozkazami – kończę z prychnięciem, które brzmiało jakbym była rozbawiona, pochylając głowę. – Jakie to musiało być trudne dla dziecka, kiedy jego rodzice zginęli.
Teraz jednak naprawdę parskam cichym śmiechem, pragnąc przez niego wyrazić mój własny ból, kiedy w umyśle widzę ponownie te mimiki twarzy. Ten zawód, niedowierzanie. Rozpacz i upadnięcie na kolana. Płacz oraz przekleństwa. Obwinianie nas przez ojców i łapanie za dłoń przez matki, które mimo to uśmiechały się nostalgicznie dziękując za opiekę nad nimi.
Głośno nabierając powietrza, prostuję się i z uśmiechem się nie załamuję. Nie ma po co. Będę krzyczeć, będę wrzeszczeć, będę płakać i wyć, kiedy nikt mnie nie będzie widzieć, aby w grobie mieć przynajmniej od tego spokój. Jednak przez ich słowa, chcę płakać. Przez ich słowa przypominam sobie wszystko, co mnie spotkało. Przypominam sobie, ilu przyjaciół zabiłam. A to tylko dlatego, że jestem na tym stanowisku.
I mimo mojego zachowania oraz słów, nie żałuję tej decyzji. Lepiej, abym to była ja, niż ktokolwiek o niższym stopniu. Lepiej, aby męczennik dokończył dzieła, niż nowicjusz się nim od nowa zajmował.
– Jednak mi się udało. Może jestem pierdolnięta, ale dzięki tym wydarzeniom, mogę bez trudu poświęcać ludzi. W ciągu ostatnich lat mojego dowództwa zamordowałam ponad dziesięć jak nie więcej tysięcy żołnierzy. A słowo „zamordować" idealnie odzwierciedla ich śmierć, nasze działania. Walczę i chronię tych, którzy sobie nie radzą, ponieważ taka jest moja rola. Tak więc...
Wypuszczam ciężko powietrze, przymykając powieki. Nie mam co żałować. Jestem bronią. Jestem Szaleńcem. Jestem dowódcą. I prawdopodobnie łamię punkt, zasadę, o której mówiłam. Właśnie skazuję na siebie wyrok śmierci, ponieważ adrenalina Szaleństwa nie pozwala mi siedzieć cicho. Trzeci Stopień, Trillian?, parskam w myślach. Sądząc po moich słowach i głosie, myślę, że Czwarty. Im Szaleniec bardziej zagłębia się w złe wspomnienia, tym wyższy jest jego poziom... dobrze pamiętam? Czy coś pomyliłam? Sądząc po tym, że słyszę każdy oddech na sali, każde szurnięcie butem...
– Zackley, powiedz mi, jak to jest być człowiekiem z czystymi rękoma? Wy wszyscy – dodaję, zwracając się do reszty żołnierzy głosem ponownie spokojnym, tym, którym zwracałam się cały czas, zwracam się do nich po prostu z ciekawości, chcąc jeszcze chwilę pomarudzić, skoro i tak marnujemy tutaj czas – jak to jest być, w przeciwieństwie do mnie, człowiekiem, którego nigdy nie zakuto? Na mojej szyi jest niewidzialna obroża, na której pisze „Własność Radnych". Inni Główni Dowodzący też je mają, mieli i mieć będą. Wykonujemy rozkazy tych, którzy wybywają za Midorium, aby znaleźć nowe tereny. Oni się zajmują zdobywaniem informacji o olbrzymach. Jednak to nie oni mordują innych.
CZYTASZ
Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]
RandomPrzyglądając się zielonym wzgórzom, pragnę zobaczyć ocean. Wbijając wzrok w niebo, pragnę ujrzeć w nim taflę wody. Wdychając ten rześki, spokojny wiatr, pragnę znowu poczuć morską bryzę. "Wrócicie do domu". Tak brzmiała moja obietnica. O...