Otwierając szerzej oczy, w jego uszach odbijają się głośne słowa, jakie wypowiedział Pierwszy. I mimo odległości, jaka ich dzieli, Casimir wypuszcza głośno powietrze, odwracając się gwałtownie i biorąc od Bernarda lek dla Szaleńca w potrójnej dawce.
– Daj mi to – warczy, kiedy ten zdumiony zaciska jedynie rękę na rączce. – Pham! Apteczka i zapierdalaj na górę! Głównej Dowodzącej grozi zgon! Reszta zostaje!
– Może tak będzie dla niej lepiej – rzuca cicho Alegorii, jednak widząc, że jej słowa nie dotarły do uszu Piątego, wzdycha, spoglądając na przerażone dzieciaki od zwiadowców. – Naprawdę mi was żal – szepcze, odwracając od nich wzrok. Od niezrozumienia. Od zdziwienia. Niedowierzania. Pragnienia końca tego piekła.
– Jaja sobie robisz!? – podejmuje natychmiast Lee. – Mamy prawo iść z wami!
– Zostajecie! – powtarza ostro. – To jest rozkaz!
– Oi! Dzieciaku! – Zaciskając zęby na zignorowanie jego słów, kapitan Levi rusza za nimi, pozostawiając jego podopiecznych pod ochroną Hange. Unosząc się w górę, zastanawia się, co miała oznaczać ta biała flara, którą ktoś wystrzelił. Przełykając z trudem ślinę, zaciska palce na rękojeściach, a gdy staje na murze, zamiera na sekundę, po czym podchodzi bliżej, aby przyjrzeć się rannej, której krwotok próbuje zatrzymać Pierwszy.
Jest prawdopodobnie blada, stwierdza, a jej krew jest brudnawo... złota?
– Frost, odsuń ją! – podejmuje Adrien, wskazując na Anabel, po czym warczy na Zemanską, która się do nich przyłącza, wycierając dłonie we własną kurtkę i odbierając od Feliksa gazik. – Co ty tu robisz?
– Odsuńcie się – podejmuje spokojnie Trudi – za duży tłok.
– Co się dzieje? – pyta czarnowłosy, stając nad szatynem.
– Demetria umiera – odpowiada mu spokojny szept Pierwszego, na tyle głośny, aby jedynie Ackerman mógł usłyszeć, zaś samemu usuwając się z miejsca tej żałosnej operacji. Patrzy na swoje dłonie w brudnej krwi, po czym zaciska zęby, podnosząc się na nogi. – Jeśli czegoś nie zrobimy, Trzecia umrze.
– Nie sądzisz, że tak będzie lepiej? – wymawia ostrożnie i powoli te słowa Levi, wspominając jej załamania, jednak na wzrok szatyna, mruży powieki ze świadomością, że będzie on kazał żyć jej jeszcze w tym piekle.
– Kapitanie!
Kurwa, myśli Bonnet, ilu ich się tu jeszcze zejdzie?
– Co się dzieje?
Spoglądając na wysokiego blondyna, w pewnym stopniu, o końskiej twarzy, wzdycha cicho, słuchając, jak kapitan ze spokojem tłumaczy mu, że ma „spierdalać na dół i czekać na jego rozkazy". A chłopak chyba nazywa się Jean.
– Dowódca Hange kazała mi dowiedzieć się, co się dzieje – oświadcza głośno, prostując się i spoglądając na zbitkę osób. – Gdzie dowódca Corvus?
– Postanowiła uciąć sobie drzemkę i tam leży – informuje go, wskazując na grupkę, którą dowodzi Trudi. – Możliwe, że ta drzemka potrwa wieczność, więc nie musimy się z niczym spieszyć – dodaje sarkastycznie.
– Żołnierzu – rzuca po chwili myślenia Adrien i kieruje kolejne słowa do Jeana – mam do ciebie prośbę. Wróć na dół i przekaż Mołotowi, żeby za pięć minut przyniósł lek usypiający... Najlepiej wszystko, co mamy.
– Po cholerę wam lek usypiający? – odpowiada Levi, jednak kiwa chłopakowi głową, aby to zrobił.
– Muszę podać Demetrii potrójną dawkę – wyjaśnia – a bez leku usypiającego później się nie obejdzie, ponieważ lekarstwo dla Szaleńców ma silne środki pobudzające, jak i niszczące oraz w pewien sposób regenerujące już zniszczone przez Szaleństwo nerwy, więc będzie się rzucać, jak cholera i próbować wszystkich zabić... i siebie też.
CZYTASZ
Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]
RandomPrzyglądając się zielonym wzgórzom, pragnę zobaczyć ocean. Wbijając wzrok w niebo, pragnę ujrzeć w nim taflę wody. Wdychając ten rześki, spokojny wiatr, pragnę znowu poczuć morską bryzę. "Wrócicie do domu". Tak brzmiała moja obietnica. O...