Księga Demetrii. Dwa. [Część druga].

108 7 1
                                    

Tamtego dnia czułam się tak samo, jak w dniu, kiedy wraz z Ezrą staliśmy nad grobami ludzi z naszego oddziału oraz czwórki. Czułam rozpacz i strach. Czułam samotność i niebezpieczeństwo. Chciałam płakać, ponieważ zostawili mnie samą. Chciałam wykrzyczeć Radnym ich winę za śmierć mojego brata, ponieważ był za młody...

Tak, jak za młoda byłam ja,

Ezra,

James,

Casimir...

Jonathan.

My wszyscy byliśmy i jesteśmy za młodzi na wojnę. W wieku dziecięcym powinniśmy się uczyć, jednakże powód, jakim są olbrzymi, nie pozwala na to. Musimy walczyć. Musimy oddawać swoje życia za przyszłe pokolenia, aby one nie czuły tej grozy na karku. Strachu o każdy kolejny dzień. Wiary, że go przeżyją, niezjedzeni przez olbrzymów.

– Demetrio?

Jej łagodny głos zawsze działał na mnie uspokajająco. Delikatne dłonie oraz ramiona obejmowały mnie, podczas gdy ja bezgłośnie szlochałam łzami, których nie było. Wpatrywałam się tylko w nagrobki mojej matki oraz brata, wiedząc, że nie będę już widziała jej uśmiechu. Nie poczuję jego ramion. Nie dowiem się, jak minął dzień w placówce, nie posłucham marudzenia na Radnych, ponieważ ich po prostu nie będzie. Oczywiste było, że został mi Louis, ale po jego wybyciu z Midorium, nigdy więcej go nie zobaczyłam.

Wzięłam wdech. Jonathan nie będzie mnie wołał. Nie będzie żądał się ze mną widzieć. Nie będzie mi dopingował oraz chwalił się, jak radzi sobie w swoim oddziale.

Nigdy nie pozna smaku piwa. Nigdy nie poczuje, jak to jest się zakochać. Nie zrobi tego, ponieważ podczas jego kolejnej misji zginął. Odszedł. A ja nawet nie wiem jak.

Późniejszy pobyt w towarzystwie mojego nowego oddziału, powoli stawiał mnie na nogi. Hormony we mnie uderzały, a co za tym idzie, byłam cholernie impulsywna oraz zachwiana emocjonalnie. Nie mogłam odróżnić kolejnych uczuć, zatem postanowiłam je ignorować.

Moje postanowienie runęło jak wieża talerzy z rąk nowych żołnierzy na zmywaku, kiedy Michael wraz z Casimirem okazali się ciekawym nabytkiem. Kiedy Frost, ze świecącymi oczami przedstawiał mi kolejne plany, jakie możemy wykorzystać. Kiedy Trillian mu towarzyszył i stawał się coraz bardziej na nas otwarty. Zaufali mi obaj, jak zrobili to Ezra z Jamesem.

Nie raz jednak się zdarzało, że Michael po prostu załamywał się, a ja słuchałam jego słów. Nie mówiłam mu o swoim bólu, jednak słuchałam jego. Czułam go, podzielałam. Dowiadywałam się nowych rzeczy, a następnie, korzystając z tego, że ktoś z jego rodziny był z Inżynierii oraz dzięki zgodzie Pierwszego, szliśmy w kierunku ich fabryk oraz biurowców i tam z nim siedziałam, podczas gdy chłopak przedstawiał swoje projekty.

To nie tak, że chciałam go po prostu podnieść na duchu. Jego pomysły były dobre, zatem gdy uważałam, że coś się nadaje do pokazania, zabierałam go.

Dlatego, gdy po kolejnej walce i śmierci owych trzech osób, które były wraz z Michaelem, nie stałam nad ich grobami, tylko wraz z Ezrą udałam się na plac treningowy i tam obserwowałam kolejnych żołnierzy, którzy nie mieli już własnych oddziałów. Porzuceni, walczyli ze sobą, chcąc zrobić jak najlepsze wrażenie na dowódcach, którzy również poszukiwali nowych żołnierzy.

– Co sądzisz o nich?

Spojrzałam w kierunku, na który naprowadził mnie Ezra. Oddalone od reszty, dwie dziewczyny walczyły ze sobą. Chociaż, nie. Nie wyglądało to na dobrą walkę, ale na trening, podczas którego brunetka uczyła szatynkę. Widziałam niepewność tej mniejszej oraz dumę wyższej, jakby mówiły „damy sobie radę. Jeśli nie osobno, to razem".

Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz