Księga Demetrii. Dziewięć. [Część pierwsza].

59 8 0
                                    

Co jest, do diabła?, myślę, zaciskając mocniej powieki, gdy widzę blask światła. Krzywię się, mimo że włosy zasłaniają moją twarz i tym samym, widoczność. Czuję chłód na nadgarstkach, jednak nie mogę poruszyć rękoma, aby sprawdzić co to. Moje ciało jest ciężkie i sparaliżowane. Ból głowy mija, jednakże nadal jest wyczuwalny. Co się do diabła stało?, zastanawiam się tylko po to, aby kolejno unieść brwi.

Libra, warczę w głowie, ty debilu.

Co się wczoraj działo?, zastanawiam się, czekając, aż paraliż minie. Trening to słowo pierwsze przychodzi mi do głowy. Trenowałam moich ludzi oraz zwiadowców. Marnie szło, zwłaszcza kiedy zamienili się sprzętami. Wyznaczyłam młodą Ackerman na pilnowanie lotników, a sama zajęłam się jej przyjaciółmi. Dopiero po pół godziny chyba stwierdzili, że warto się przyłożyć.

Co dalej?, pytam się tępo, zaczynając ruszać palcami. Później koniec. Prysznic i kolacja. Denerwowanie Levia i słuchanie jego słów odnośnie do wyprawy. Wypicie herbaty, którą zrobił Ezra.

Co dalej?, warczę, poruszając lekko ramionami. Co dalej? Co...

Otwieram szeroko oczy, szybko łącząc pewne fakty.

– Libra! – wydzieram się głośno, odzyskując resztę zmysłów. – To rozkaz! Masz natychmiast stawić się przede mną i się wytłumaczyć!

Podnoszę wściekła głowę.

Herbata miała dziwny smak, który kojarzył mi się z jagodami. Przeważnie z nich robiliśmy środki nasenne dla żołnierzy. Kilka razy użyto ich na mnie w formie przyprawy do herbaty czy robiono z nich mleko jagodowe, które nie przypadło mi do gustu, więc jestem w stanie rozpoznać ich smak. Zwłaszcza kiedy ich intensywność wzrasta dzięki lekom nasennym, o nawet najmniejszej porcji.

Musiałam odpaść szybko, a dawkę zwiększył. Trzy lata temu, kiedy użyto na mnie tego sposobu ostatni raz, stwierdził, że może mnie dobrze uśpić tylko pięciokrotna, może sześciokrotna dawka ze względu na mój organizm, jednak trzeba liczyć się ze skutkami ubocznymi.

Wściekłym wzrokiem rozglądam się po jasnej sali wyłożonej kamiennymi płytkami. Spoglądam na wysokie okna, z których bije światło dnia. Przenoszę wzrok na jasne ściany, na dwa balkony po obu moich stronach. Przypatruję się barierce, jaka odgradza mnie od żołnierzy poza nią. Słysząc ciszę, przełykam ślinę i szukam pośród obecnych tutaj ludzi mojego zastępcy. W międzyczasie dostrzegam przerażone miny.

Czując skrępowanie na nadgarstkach, spoglądam za siebie i zaciskam zęby, widząc, że zostałam zakuta, a sam łańcuch jest zaczepiony o metalowy słup za moimi plecami i wbity w podłogę. Starając się nie stracić cierpliwości i powstrzymać wściekłość, ponownie podnoszę głowę.

Czuję się jak gówno, stwierdzam. Libra dostał to, czego chciał. Zasnęłam, tracąc cenny czas. Wzdychając cicho, odwracam wzrok w stronę zwiadowców, po której stronie znajduje się dowódca Erwin, Levi oraz jego zastęp za plecami mężczyzny, oraz Hange. Z osób z mojego oddziału widzę jedynie Casimira oraz Anabel. A więc wiedział, co go czeka, stwierdzam, przenosząc wzrok na drugą stronę, po której stoi Nile Dok, wraz z resztą żandarmów. Unikając mojego wzroku, wpatruje się w coś przed sobą, a po dokładniejszych oględzinach, uderzam się mentalnie w twarz, ponieważ dopiero teraz dostrzegam szeroką ławę, za którą siedzi trójka sędziów. Natomiast za nimi samymi zostały zawieszone cztery znaki: dwa miecze, żandarmów, stacjonarki oraz zwiadowców. Sami ludzie z oddziału stacjonarnego okupują tę salę, mierząc do mnie z broni palnej.

Och, gwiazdy, myślę z niemym jękiem, naprawdę nie mogę się już mylić i powiedzieć na nich „zastęp publiczny" czy „oddział morski"?

Spoglądając ponownie na moich lotników, prycham i przyglądam się Erwinowi kiwającemu mi głową, Hange zajętej rozmową z kimś z jej oddziału oraz Leviowi, który poprawia swój żabot, jednak ani na chwile nie spuszcza ze mnie wzroku.

Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz