Dział piąty - podziemie: Księga Demetrii. Jeden. [Część pierwsza].

44 9 0
                                    

Miałam sen... Sen o ciemności i szumu morza. Stojąc pośród nicości, nie mogąc dostrzec nawet własnej ręki, starałam się znaleźć coś, co umożliwiłoby mi zobaczenie otoczenia. Danie ciepła. Ukazanie, co kryje się pośród mroku, który zawsze nas otacza...

Miałam sen... Sen, w którym czułam chłód wiatru, jaki targał się od oceanu niedaleko mnie. Moje ciało pokryła gęsia skórka. Szukając światła, sparaliżowało mnie do tego stopnia, że ramiona opadły po bokach, a fascynacja tym uczuciem wzrosła.

Miałam sen... Sen, gdzie byłam tylko ja. Gdzie rozlegał się szum wiatru. Szum fal. Szum nostalgicznej muzyki przypominającej smutne chwile. Jej dźwięk był w miarę niski, możliwe nawet, że grano ją na skrzypcach. Wolna melodia roznosiła się wokół mnie, docierając do uszu. Docierając do umysłu. Docierając do świadomości...

Miałam sen... Sen, w jakim, po otwarciu oczu, ujrzałam pustkę. Jednak i ta pustka powoli nikła, zastępowana przez blade światło wschodzącego słońca gdzieś na krańcu świata. Zasłaniając oczy, aby ból głowy nie wzrósł, odczekałam chwilę i pozwoliłam się przystosować źrenicom do nowego punktu, w jaki się wpatrywałam.

Wzdychając cicho, widziałam tylko bezkresny ocean rozciągający się na wszystkie kontynenty oprócz tego, który był za mną. Mając przed sobą spokojną wodę, monotonię, której nie śmiałam zakłócać, za sobą posiadałam las wysokich drzew. Natomiast po bokach rozciągał się pas dróżki wydeptanej przez ludzkie oraz zwierzęce stopy.

Nie wiem, co miał oznaczać, ale był piękny. Słyszałam ciszę, której nigdy nie poznałam. Słyszałam szum fal, dokładnie ten sam, jaki witał mnie każdego dnia w Midorium. Widziałam wschodzące słońce mające na celu uświadomić mnie, że przeżyłam kolejny dzień. Czułam niepohamowaną rozpacz mieszającą się ze spokojem, myśląc o tych wszystkich zabitych.

Krocząc wydeptaną dróżką, wpatrywałam się tylko w niezmienną taflę wody. Tylko jej chciałam, tylko jej pragnęłam. Marzyłam o dotknięciu lodowatego lustra, chcąc w pewien sposób zniszczyć jej spokój. Zakłócić harmonię, na jaką budowała wiele miesięcy.

– Cześć, Demetrio.

I zatrzymałam się, prychając cicho i kierując się do mola kilka metrów dalej. Czując ich wzrok na plecach, nie odwracałam się, ponieważ nie chciałam znać ich liczby. Na nagich ramionach czułam zimne chłostanie, włosy zaczesałam do tyłu. Na plecach, na których przyjmowałam baty za niektóre jednostki, czułam ich wzrok. Łagodny, współczujący, chcący dosięgnąć moich oczu.

Znowu czułam ten ból.

– Dlaczego płaczesz?

Przekręciłam głowę i spojrzałam na ładną dziewczynę z brązowymi włosami. Zaczesana z przodu grzywka zakrywała jej duże czoło, ale jasne oczy uśmiechały się do mnie, jakby nigdy się nie zeszkliły. Nie spłonęły. Nie zastygły w momencie śmierci.

– Skoro wiedziałaś, czym to skutkuje, skoro miałaś świadomość wszystkich swoich decyzji oraz wiedziałaś, że płacz jest po tym niemal żałosny... dlaczego? – spytała cicho, łapiąc moją dłoń. Nie wzdrygnęłam się, kiedy druga została również pochwycona. Jedynie skierowałam tam wzrok i natrafiłam na uśmiechniętego blondyna po czterdziestce z masą blizn na twarzy. – Skoro wiedziałaś, że swoimi działaniami dasz tylko śmierć, dlaczego płaczesz?

– Dlatego, Anastazjo, że jeślibym nie płakała, nie byłabym w stanie przeżyć psychicznie – odpowiedziałam cicho, przymykając oczy, kiedy kolejne dłonie dotknęły moich ramion, barków, pleców, włosów... Kiedy ich delikatne muśnięcia zostawiały na mnie swój ślad, ja tylko wpatrywałam się przymrużonymi oczyma w taflę wody, nie chcąc zakłócić jej spokoju. – Biorąc na siebie winę za śmierć tylu ludzi, chyba wolno mi płakać, prawda?

Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz