Chcę go dotknąć. Chcę go objąć. Chcę spojrzeć na jego twarz z chciwością o wiele większą, niżeli jaką posiadają ludzie z tego miejsca. Czując bicie własnego serca, pędzę za chłopcem, który zgrabnie przemyka między kolejnymi namiotami z różnymi rzeczami na sprzedaż. Mijam nieznajome mi osoby, starając się utrzymać wzrok na ciemnej bluzce, jaką on nosi. Czując na sobie wzrok kaprala, zaciskam mocniej pięści i prycham mentalnie, schylając się, kiedy przed moją osobę, wychodzi jakiś mężczyzna z koszem jabłek.
– Zaczekaj!
Proszę go o przerwę. Proszę go o zatrzymanie się, jednakże chłopiec, tak bardzo do niego podobny, jedynie spogląda za siebie i skręca, wbiegając prosto na schody prowadzące na dół. Idąc jego tropem, ignoruję wrzask kaprala, po czym zamieniam blask słońca na ciemność pochodni oraz chłód, jaki bije od ścian. Zbiegając po dwa stopnie, czując adrenalinę w żyłach, skupiam się na dogonieniu tego cholernego gówniarza, który nie chce się zatrzymać!
– Zatrzymaj się!
Zdziwiona, że nie posłuchał mojego ostrego tonu, a przyspieszył, robię zwrot w lewo i wypuszczam powietrze, dając sobie sekundę na zilustrowanie miasta wzrokiem. Na przyjrzenie się tym dziwnym światełkom na ścianach skał. Na domach, zniszczonych. Wdycham stęchłe powietrze i odwracam głowę, orientując się, że za ramię trzyma mnie kapral, a za nim stoi dwójka mężczyzn, dość zdziwionych.
– Co ty, gówniaro, odwalasz?! – syczy, zaciskając uścisk, który nie robi na mnie wrażenia.
– Gdzie pobiegł ten chłopiec? – zwracam się do dwóch rosłych mężczyzn, którzy kręcą głowami i uśmiechają się dziwnie.
– Co dostaniemy za informacje?
Wzdrygam się, słysząc jego głos i krzywię z niesmakiem. Następnie, przekręcając głowę i zastanawiając nad jego intencjami, biorę dwa głębokie wdechy, aby unieść nogę, którą wbijam w jego brzuch. Słysząc jęknięcie oraz stęknięcie, zabieram kończynę, tylko po to, aby przyklęknąć przy rannym i podnieść jego obrzydliwą gębę, zaciskając palce na przetłuszczonych włosach.
– Spytam tylko raz – mówię spokojnie oraz cicho, nie zważając, że w środku wrzeszczę z ekscytacji. – Gdzie pobiegł ten chłopiec?
– Mówisz o małym rozbójniku? – pyta natychmiast ten drugi, przełykając ślinę. Biorąc szybkie wdechy, rozgląda się wokół, jakby czegoś szukając.
– Nie próbuj, ponieważ ci się nie uda – rzucam. – Mówię o tym, który przed chwilą tędy przebiegł. Chcę go znaleźć.
– Smarkacz naraził się górze? – Prycha, od razu zmieniając postawę. Po uspokojeniu się widać, iż zaczyna wysilać receptory mózgowe. Napotykając wzrokiem coś za mną, ponownie zamiera, zaciskając zęby. – Pobiegł w stronę zachodniej części. Tam go przeważnie można spotkać, obok starej chaty.
Kiwając głową na znak aprobaty, wypytuję jeszcze o imię, którego nie znają. Następnie kierując wzrok na zakapturzonego kaprala, wypuszczam nosem powietrze, przeczuwając, iż mój nagły wybuch był złym pomysłem. Jednakowoż, widząc tę znajomą twarzyczkę, próbuję usprawiedliwić samą siebie, że...
Że...
Nie. Zaraz. Milcz. Zamilknij na sekundę i uspokój się, myślę szybko, kiwając na mojego towarzysza, który odwraca się gwałtownie i machnięciem dłonią każe mi iść za sobą. Dlaczego powiedziałam to imię?, zastanawiam się. Dlaczego za nim pobiegłam?, pytam samą siebie. Dlaczego zareagowałam tak... bezczelnie, wiedząc, że nie przystoi to mojej randze?
Po raz kolejny cisza wkrada się między nas, podczas porzucania za sobą kolejnych metrów. Podziwiając piękno tego miejsca, uświadamiam sobie, że osiągnęłam kolejny cel, który chciałam. To miejsce jest podziemiem, o którym mi mówili. To miejsce jest domem dla ludzi niższej rangi, a którzy nie zdołali wybić się ponad ziemię, ponieważ im nie pozwolono. Otulani chłodem skał oraz delikatnym światłem, chowają się po kątach.
CZYTASZ
Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]
De TodoPrzyglądając się zielonym wzgórzom, pragnę zobaczyć ocean. Wbijając wzrok w niebo, pragnę ujrzeć w nim taflę wody. Wdychając ten rześki, spokojny wiatr, pragnę znowu poczuć morską bryzę. "Wrócicie do domu". Tak brzmiała moja obietnica. O...