Dział szósty - Księga Lotników. Siedem.

33 6 2
                                    

– Wybacz mi chłopcze – szepcze po zamknięciu drzwi – ale przez obietnicę jej złożoną, tylko tyle mogę dla ciebie zrobić.

Przymykając własne powieki, stara sobie przypomnieć ten wzrok. Wzrok nienawiści, którą obie starały się zatuszować. Goryczy, po straconych życiach. Nieufności, którą tak dobrze maskowały uśmiechem i delikatnymi słowami. Pierw ufała temu wzrokowi, ponieważ był dla niej niczym słońce. Posiadało brązowo-złotą tęczówkę, w której odbijało się każde światło przypominające o utraconej wolności na górze. Jednak nawet mimo tego, sprawiało jej radość oglądanie tych zamyślonych oczu. Sprawiało jej radość, kiedy Jennifer z uśmiechem obracała jej ukochanego synka i kręciła się z nim, dając, chociaż odrobinę szczęścia. Wiary, że w podziemiu nie będzie tak źle.

Teraz jednak kiedy wzdycha i otwiera drzwi, które prowadzą na korytarz, cieszy się, że nie musi już oglądać tych oczu pełnych słońca. Cieszy się, że również te same oczy, które posiada Demetria, nie nękają jej, ponieważ, po raz pierwszy od blisko trzydziestu lat miała ochotę zapłakać nad tym, co straciła. Wpatrując się w ten spokojny, aczkolwiek pusty wzrok, jakim odznaczała się Demetria, od razu zauważyła, że ona również jest Szaleńcem. Podczas tych czterech lat spędzonych z Catoc, nauczyła się, jak ma poznawać zagrożenie i możliwe, pozbywać się go jak najszybciej.

Współczuje tym chłopcom i tej dziewczynie, którzy na nią czekają. Na sztuczne uśmiechy, jakimi się posłuży zapewne, równie jak Catoc, kiedy przez przypadek kogoś zabiła i udawała, że nic się nie stało. Już, kiedy pierwszy raz odebrała komuś życie, Mireille powinna zareagować, jednakże ta nie wykazywała żadnych niepokojących ruchów... aż do momentu, kiedy wpatrując się w nią z załzawionymi oczyma, przepraszała cicho, w obcym języku za to, co zrobiła. Pozwalała Mireille wpatrywać się w ciała najbliższych i spojrzeć na nią. Pozwoliła usłyszeć jej słowa z własnych ust, nim strzeliła sobie w głowę.

Nie znienawidź mnie za to, że żadne z nas nie miało tego luksusu wyboru. Po prostu... pamiętaj o mnie, bez nienawiści w sercu, którą wiem, że masz.

I mimo wiedzy, że jej prośba nie zostanie spełniona, wyszeptała coś pod nosem, po czym rozległ się huk, a jej ciało uderzyło o podłogę, zwabiając jej męża.

Mireille pamięta wszystko. Siadając przy pianinie, przypomina sobie, że jednak nie jest na tyle silna, aby o tym mówić nagłos. Nie posiada na tyle odwagi, aby ze spokojem opowiadać wydarzenia, które miały miejsce trzy dekady temu, a które nie będą teraźniejszością.

Stukając palcami w klawisze, uśmiecha się pod nosem na wspomnienie o małym chłopcu, który buszował w jej papierach. Niby powinna go za to okrzyczeć, jednakże ciekawość i niewinność, jaką się odznaczał wtedy, nie pozwoliła jej choćby na odsunięcie go.

Jej mały Victor również odznaczał się niewinnością i słodyczą. Jak każde inne dziecko, jednak w podziemiu miał on nieco lepiej dzięki szybkiemu działaniu swoich rodziców i ciotki. Oni, odrzucając własną wygodę, chcieli dla niego jak najlepiej, aby miał kiedyś możliwość wyjścia ponownie na ulice miasta Stohess, czy chociażby któregoś z murów w Rose.

Czasem jednak śmierć przychodzi zbyt wcześnie i odbiera zbyt wiele, a siedmiolatkowi, jakim był Victor, odebrała niemal całe życie. Jej siostrze, która była od niej starsza, odebrała uśmiechy i próbę ponownego wstania po tym, co zrobili jej żandarmi. Wszystko, co osiągnęły razem z mężem Mireille... przepadło dla niej i stało się własnością siwowłosej.

Jestem Jennifer Catoc – wspomina jej pierwsze słowa, tak dumne, tak twardo wypowiedziane – jestem żołnierzem Midorium, zastępcą Szóstego Głównego Dowodzącego, kapitanem w oddziale morskim. Pomóż mi – dodała niemal szeptem, a cała duma ulotniła się na rzecz łez w jej oczach. – Błagam, kobieto zza Murów, pomóż mi.

Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz