Księga Demetrii. Siedem. [Część pierwsza].

159 9 0
                                    


Przede mną była wielka, wielka dolina. Wysokie, wysokie góry sięgające nieba. I zimny wiatr kalający moje ciało. I gniew pomieszany ze strachem, który nie chciał zniknąć.

Jednak ja pamiętam głównie dolinę. Tę piękną dolinę, za którą chcę wyjść. Po której chcę kroczyć, kroczyć ścieżką do mojego domu. Chcę odnaleźć drogę do tych okropnych stworzeń, które znam. Chcę wrócić do miejsca cholernie niebezpiecznego, acz, gdzie możemy na sobie polegać. Możemy się nawzajem chronić, nie zważając na to, czy jesteś młody, czy stary. Mądry czy głupi. Słaby czy silny. Żywy czy prawie martwy.

Tam, za wysokimi murami, za którymi kryje się mój świat, gotowy do kolejnych wojen przeciwko olbrzymom. Jestem gotowa tam wrócić. Wrócić do ciągłego strachu, jednak i ulgi. Wrócić do czegoś, co jest dwa razy większe niż tutejsze stwory.

Jestem na tyle szalona, aby poświęcić się dla koszmaru mojego oddziału.

Jednak musimy wrócić. Ten świat nie jest nasz i nieważne, jak szybko ja się dostosuję, wyraźnie czuję dyskomfort moich ludzi. Gdy ci żołnierze stąd zapraszają ich do treningów. Gdy proszą o pomoc. Gdy chcą się zaprzyjaźnić i pozwolić sobie zaufać. Widzę ich nieufność ukrytą za maską ciekawości, którą pokazują tym dzieciakom. Uśmiechy, szczerze, są jednocześnie jednym z czynników, które mają na celu zdobycie ich zaufania.

A łatwiej jest zdobyć zaufanie dzieci niż dorosłych.

Kręcąc głową, czwartą noc z rzędu kartkuję kolejne strony. Wyraźne pismo napisane odręcznie wyjawia mi tajemnice tego miejsca. Zaufanie, którym nie chcą nas obdarzyć, jest już w moich dłoniach, schowane przed światem. Nadzieja została zgaszona przez iskrę wiary, że wrócimy do domu.

Strach, niekończący się, nieznający umiaru, nadal jest w naszych sercach i domaga się uwagi...

– Dowódco?

Ich głównym celem jest zatkanie muru Maria przy pomocy Erena Jaegera i dotarcie bezpiecznie do piwnicy jego domu w Shiganshinie. A, aby to móc zrobić, niezbędny będzie pół-tytan i jego zdolności.

Wzdrygam się gwałtownie i przenoszę wzrok na Erena, który patrzy na mnie zza kanapy, lekko zakłopotany. Drapiąc się po tyle głowy, unika mojego, zmęczonego nieco, wzroku.

– Coś się stało? – pytam ochryple, odkładając kartki na bok. – Nie możesz spać?

Kiwnięcie głową jest dla mnie odpowiedzią. Żadne z tych szczeniaków nie jest skore mi zaufać na tyle, jak bardzo ufają moim ludziom. Niepewni moich ruchów, czasem gwałtownych przez brak odpowiednich leków, jakimi dysponujemy w Midorium, wolą się ukryć za Ezrą, który dzielnie przyjmuje kolejne ciosy od mojej osoby.

– Eren, nic ci nie zrobię – obiecuję, wzdychając. – Może i sprawiam wrażenie niebezpiecznej, jednak mam swoje granice. Chcesz porozmawiać? – Rozciągam się ostrożnie i klapię wolne miejsce obok siebie. Opierając się o kanapę i masując bolący tyłek z siedzenia na podłodze, uśmiecham się lekko. Pół-tytan chyba wyczuwam, że, w przeciwieństwie do krasnala, nie chcę go zabić, ponieważ niemal natychmiast się rozluźnia.

– Dowódco...

– Mam imię, Eren – zauważam lekko, sięgając po plik notatek Hange o tytanach oraz pół-tytanach – więc zacznij go używać, dobrze? To, że jestem wyższa stopniem, nie oznacza, że również, aż tak bardzo różnimy się wiekiem.

– Ano, ile masz lat? – wypala bezmyślnie i rumieni się mocno, co widzę dzięki świecom oraz nikłemu światłu księżyca wpadającego przez okno. – Przepraszam! – dodaje natychmiast.

Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz