Księga Lotników. Cztery. [Część pierwsza].

32 5 1
                                    

Co się dzieje?

Słyszę krzyki, przemyka jej przez myśl, kiedy odciąga jednego ze zwiadowców. Słyszę desperackie wołania, myśli nieco dłużej, unikając ręki trzymetrowego tytana. Słyszę głosy, ich głosy. Tych, którzy żyją. Tych, którzy walczą.

Jestem...

– W Midorium? – szepcze cicho, aby nikt jej nie usłyszał. – Jestem w domu? – dodaje, a następnie bierze rozbieg, po którym wyrzuca linę z pasa, tym samym zahaczając o mur za tytanem. Odbijając się od kamienia, szybko i płynnie wycina kawałek skóry, stając na nim. – Gdzie jestem? – pyta desperacko wiatru, który świszczy w jej uszach. – Gdzie jestem? – dodaje, rozglądając się. Widząc zwłoki żołnierzy, rozszerza oczy ze strachu. – Nie – mamrocze, zaciskając palce na rękojeściach. – Nie. – Skacze i mija dom. – Nie. – Zaciska zęby i ponownie kieruje ramię z bransoletą w stronę tytana, który zamierza pożreć jednego z ludzi. – Jestem...

Szaleńcem, słyszy w głowie, jednak te słowa i tak zostały oraz zostaną wypowiedziane nagłos. Jestem Główną Dowodzącą, dodaje przytomniej, pustym wzrokiem wpatrując się w ciemne, bezrozumne oczy, tak łaknące ludzkiego ciała. Jestem Demetria Corvus. I muszę chronić żołnierzy.

Muszę...

Muszę...

Co...
Ja...

Co ja...

Muszę...

– Dowódco!

Zakazałam wam schodzić z muru.

– Muszę chronić swoich ludzi – dodaje chrapliwie, łapiąc dziewczynę za nadgarstek. – Kto ci dał prawo zleźć z tych pierdolonych murów? – syczy wściekle, mocniej zacieśniając uścisk. Nawet widząc nieco przestraszony wzrok Anabel, zaciska zęby i rozgląda się cierpliwie. Słysząc krzyki Ackermana, stwierdza, że żołnierze prowadzą konie w bezpieczniejsze miejsce. – Wynoś się na mur – warczy, przyciągając ją do swojej twarzy. – Ale już. I nie waż się schodzić, chyba że to będzie niezbędne.

– Dowódco – powtarza, blada jak ściana, jednak trzyma się prosto na nogach, aby nie ukazać swojego nagłego osłabienia poprzez działania dziewczyny. Fakt, w Midorium przeważnie się tak zachowywała, ale wtedy... Nie była podczas Szaleństwa. Prawda? – Oni mają problem z tytanem opancerzonym...

Ciche westchnięcie przerywa jej. Czując otaczające ją w pasie ramię, chwyta się szybko szyi dziewczyny, która chwilę później podniosła je i zmusiła do wejścia na dach. Wpatrując się w dowódcę, której twarz zdobi krew tytanów, wzrokiem ilustruje również resztę ciała, która nie stroni od brudu oraz krwi. Spuszczając wzrok, przełyka cicho ślinę, a następnie prostuje się z trudem, chcąc patrzeć na nią z resztkami godności.

Tak, mówiłaś, że nam nie wolno, myśli, ale Casimir również ma prawo wydawać rozkazy. Ja również znam pewne prawa Głównych Dowodzących. Ja również znam prawdę.

– Pomóż im – prosi lekko, na starcie wiedząc, że nic nie zdziała. Wpatrując się w beznamiętne oczy, które nie wyrażają nic poza pustką oraz lekkim zamyśleniem, analizuje sytuację i szybko zastanawia się nad swoimi prawami odnośnie do posłuszeństwa jej. – Dowódco, obiecaliśmy ich chronić z murów, ale ty powiedziałaś, że możesz im pomóc. Możesz z nimi walczyć.

– Nawet ja mam limity – przerywa jej, drgając i rozglądając się wokół. Nie zauważając niebezpieczeństwa, wzdycha cicho. – Anabel, mówię to ostatni raz – dodaje, kierując na nią brązowe oczy – wypierdalaj na ten zasrany mur i nie ważcie się z niego żadne schodzić. Nie bez powodu wydaję te rozkazy. Nie bez powodu żaden dowódca każe wam patrzeć na śmierć tych, którym przeznaczone jest odejście w danej chwili – wyjaśnia, widząc, że dziewczyna jest prawdopodobnie zdolna do buntu. – Nie każ mi cię zabijać, ponieważ i tak tego nie zrobię. To nie nasza walka. To nie nasza wojna. To nie nasz dom.

Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz