Księga Lotników. Osiem. [Część pierwsza.]

76 7 0
                                    

– Zmarnowałam na ciebie energię, Libra – oświadcza, przyglądając się dolnej części ciała, jak z buchającej rany, z małymi iskierkami oraz lekkim płomieniem, z powrotem noga zaczyna się regenerować. Opierając się wzajemnie o swoje plecy, z uniesionymi mieczami, celują w każdego, kto chce się zbliżyć. – Muszę się skupić tylko na nodze, a mniejsze rany potrwają dłużej.

– Dobrze ci tak – odpowiada, przyglądając się własnym ranom. – Tobie przynajmniej nie zostaną ślady.

– Ty atakowałeś jak popierdoleniec.

– Ty zaczęłaś.

– Fakt – przyznaje, parskając cicho. Biorąc głęboki wdech, skupia się na najsilniejszym źródle bólu, jakim jest zakończenie kolana. Krzywiąc się, zaciska wolną dłoń na dłoni Ezry, tym samym sprawiając i jemu niemiłe uczucie. – To był zły pomysł z tym odcięciem nogi – stwierdza. – Boli jak cholera.

Zaciskając zęby, pochyla głowę i przymrużonymi oczyma dostrzega już nową, czystą łydkę. Oboje, ignorując tłum wokół oraz kapitana Levia, dowódcę oddziału drugiego Hange z dowódcą zwiadowców Smithem, którzy właśnie przybyli, oddychają głośno, ciężko i przerywanie. Ignorując lotników, którzy, zebrani pod różnymi ścianami, próbują przetrawić nową informację, nie widzą, że jedynie Casimir postanowił działać.

– Corvus! – Roznosi się wściekłe warknięcie kaprala. – Co to ma, do cholery, znaczyć!?

– Raz, nie drzyj się – prosi cicho, odczuwając skutki swojej decyzji. – Dwa. Wasz poziom walki jest za niski, jak na mój oddział, więc musiałam podjąć drastyczne środki.

– I co? – podejmuje Ezra, stukając boleśnie jej potylicę swoją. – Jak nam poszło?

– Daj mi się zregenerować. Inaczej nic nie powiem – oznajmia jedynie, wzrokiem podążając za Hange, która podeszła do odciętej kończyny i teraz uważnie ją bada. Spoglądając na swoją nową nogę, puszcza Ezrę i macha do kobiety. – Byłabym wdzięczna za oddanie buta!

Słysząc ciche parsknięcie, sama nie unosi kącików ust, tylko swoją osobę, sprawiając, że Libra zalicza kolejne spotkanie z glebą. Lekko kulejąc, podchodzi do Zoe, wyciągając dłoń po dolną część odzieży. Odzyskawszy zniszczony but, noga jest jej natychmiast zabrana, a sama Hange znika w akompaniamencie wrzasków. Unosząc brwi, Demetria, blada jak ściany wokół niej, podchodzi do Ezry, wyciągając brudną, zakrwawioną i poranioną dłoń. Przyjmując ją z wdzięcznością, nastolatek podnosi się chwiejnie na nogi i bierze od Casimira bukłak, wchłaniając w siebie resztę tego, co rano przygotował. Podobnie postępuje Corvus, trzymając na ramieniu nieco osłabione ciało nastolatka.

Zatem są na takim poziomie, stwierdza niemo, patrząc jak blondyn, pomaga reszcie. Nie interesując się otoczeniem, oboje tylko wyczekują krzyków oraz oskarżeń lotników na temat możliwości samo leczenia się dowódcy. Jednak kiedy silne dłonie zaciskają się na przodzie bluzki dziewczyny, ta unosi brew zaskoczona i wypuszcza bukłak, kiedy właściciel seledynowych oczu uderza ją w twarz.

– O cholera. – Słyszy obok, orientując się, że klęcząc, ma obok Ezrę, w podobnej pozycji. – Dlaczego mnie walnęłaś?

– Ty mnie walnąłeś – oświadcza nieco zdezorientowana i przytrzymując krwawiący nos, lekko kręci głowa. – Nie, czekaj. To było zbyt precyzyjne.

– Fakt – przyznaje. – Ty walisz mocniej. Dobrze, że ząb mi nie wyleciał.

Kierując wzrok na geniusza odpowiedzialnego za nagły atak, dostrzega wściekłą twarz Erena blisko swojej. Przytrzymując się jedną ręką jego ramienia, którego dłoń zaciska na przodzie bluzki, odsuwa nieco głowę, chcąc dowiedzieć się o, co chodzi.

Lotnicy; Krokiem w przód zaczniemy naszą wolność[SnK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz