jak to ona jest w szpitalu?

572 18 6
                                    

Dzień ślubu.
Łukasz

To już dziś Martyna i Kuba zostaną powiązani węzłem małżeńskim. Są z tego powodu bardzo szczęśliwi. Mama Kuby weźmie Łucję do kościoła, a później pojedzie z nią do nas do domu. Mamy jeszcze 3 godziny.
Zszedłem ubrany już do Martyny i Kasi. Moja kuzynka pomagała jej z sukienką Kubańczyk był z Mareczkiem i Oskim  drugim pokoju.

Łukasz: no powiem ci Martynka, że wyglądasz pięknie.

Kasia: ona zawsze jest piękna.

Martyna: ludzie bo ja tu zaraz sie porzygam z przesłodzenia.

Łukasz: tyle miłości... Że aż kurwa rzygam .

Martyna: czasy aska wspominasz

Łukasz: nom .

Kasia: ile nam zostało?

Łukasz: no dwie i pół godziny ale mamy być niby pół godziny wcześniej czyli tylko dwie

Martyna: spokojnie zdążymy.

Kuba: i jak tam ?

Martyna: zajebiście

Łukasz: no zgadzam sie z panią Flas.

Kuba: do tego aby była panią Flas zostało 1,5 godziny.

Martyna: jejku nie mogę w to uwierzyć, że za chwile będę mieć wspaniałego męża który jest ojcem Łusi.

Kuba: a ja nie wierze w to, że mam takie dwie piękności przy sobie.

Kasia: dobra koniec tych czułości Kuba ty idź po coś do picia a ja sie nią zajme Łuki mi pomoże.

Kuba: ok

*Martyna*
Byłam prawie gotowa. Kasia jeszcze robiła ostatnie poprawki w mojej fryzurze i wpinała welon. Makijaż był nie za mocny.

Okazało sie, że musimy już jechać, babcia Łucji Agata powiedziała, że przyjadą z małą i tatą Kubusia za 15 minut. Łukasz, ja i Kuba wsiedliśmy do jaguara i odjechaliśmy. Kasia z Markiem i Stuartem przyjadą audi.

Nadszedł czas abyśmy weszli do kościoła co też uczyniliśmy kątem oka zobaczyłam moje małe złotko. Złożyliśmy przysięgę małżeńską.
( wiecie co sie robi podczas ślubu w kościele).

Dojechaliśmy na sale ja obiecałam Kubie, że nie wypije więcej niż dwie lampki szampana on przyrzekł to samo. Po pierwszym tańcu którym był oczywiście Titanic Łukasza kelnerzy podali tort był różowy specjalnie na zamówienie Kuby. My pokroiliśmy pierwsze dwa kawałki a oni zajęli sie krojeniem go dla gości. Zespół zaczął grać a mnie już Łuki wyciągnął do tańca potem przy zmianie piosenki porwał mnie Kuba i sie tak zmienialiśmy. A nie wspomniałam, że jest 150 gości. Gdy mogłam usiąść po tańczeniu była godzina chyba 1:30 lecz przyleciał Kuba i przez to co powiedział stanęło mi serce.

Kuba: Martynka Łusia jest w szpitalu.

Mart: jak to ona jest w szpitalu?

Kuba: nie wiem mama powiedziała tylko to, że jest w szpitalu.

Mart: jedziemy tam wołaj Łukasza i Marka.

Kuba poszedł i wrócił tylko z Łukaszem.

Mart: gdzie Marek?

Łuki: jest schlany i tańczy z dziewczynami.

Mart: dobra nie ważne jedź do tego szpitala.

Po 10 minutach jazdy wlecieliśmy jak poparzeni do środka budynku.

Mart: przepraszam gdzie znajdę Łucję Flas?

Recepcjonistka: a pani to kto?

Mart: ja jestem jej mamą.

Recepcjonistka: drugie piętro sala 13

Mart: dobrze dziękuje bardzo.

Łuki: szybko.

Podeszliśmy pod drzwi sali i już miałam wejść lecz wyszedł lekarz.

L: pani do?

Mart: jestem mamą Łucji Flas co z nią panie doktorze?

L: przywieziono ją tutaj z bardzo wysoką gorączką. w ciągu tych kilku godzin może stać sie wszystko.

Kuba: czy to znaczy, że ona może umrzeć?

L: niestety jest taka możliwość.

I odszedł...
Ł: Jezu to nie może być prawda.
Mart: jak ona umrze to ja nie wiem co zrobię.
Kuba: nie mów tak ona będzie żyła przecież to jest tak silna dziewczynka jak ty.

Ł: wracamy do reszty czy jedziemy do domu?

Mart: do domu a jutrzejszy dzień wesela sie odwoła trudno. Nie będę sie bawić wiedząc, że Łucja jest tutaj.

Kuba: masz racje a ty Łukasz jak myślisz?

Ł: tak jak wy.

Patrząc na Łucję przez drzwi popłakałam sie chuj z całym makijażem, ważniejsza jest Łusia.

Dojechaliśmy do domu, przebraliśmy się i każdy z nas usiadł na łóżku w studiu.

Po godzinie chłopcy zasnęli a mi zadzwonił telefon dzwonił ten lekarz.
Odebrałam

M: halo?
L: przepraszam, że dzwonie o tak późnej porze ale pani córka...
M: co z nią panie doktorze??!
L: ona... Ona nie żyje.
M: ale jak to nie żyje?
L: zmarła na skutek działania trucizny.
M: jakiej trucizny?
L: badamy to ale została ona podana jakieś dwa dni temu..
M: dziękuje do widzenia.

Po tej rozmowie popłakałam sie na dobre i stwierdziłam ,że obudze chłopaków.

M: Kuba Łukasz!!
K: co jest.
M: dzwonili ze szpitala Łucja ona... Nie żyje.
Ł: ale jak to !
K: właśnie!
M: zmarła na smutek działania jakiejś trucizny którą dostała dwa dni temu.
Ł: która jest godzina?
M: 3:21
K: jedziemy tam
M: Kuba nie, pojedziemy tam jutro z Markiem.
K: no ok.
M: ale dlaczego to Łucja dlaczego to nam sie przydarzyło i to w dzień ślubu.?
Ł: świat jest niesprawiedliwy.
Zasnęliśmy ze świadomością, że Łucja jednak żyje i jak tam jutro przyjedziemy to znowu popatrze w jej piękne oczka które ma po Kubie. Nie tak będzie boże proszę .

Hejka dziś tak trochę smutno. Jak pisałam ten rozdział to przyznam sie, że poleciało mi kilka łez. Jak myślicie czy Łucja naprawde nie żyje czy może jednak zdarzył zie cud i gdy przyjadą to znów zobaczą te cudowne oczy?
Odpowiedź dostaniecie może jeszcze dziś. Nie bądźcie na mnie za to źli bo prawdopodobnie zamienie sie w czarodziejkę z księżyca. A tymczasem papatki ide pisać następny rozdział

Nadałaś sensu mojemu życiuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz