Może w końcu bedziemy szczęśliwi

622 24 4
                                    

Minęły dwa dni odkąd Kaśka siedzi w areszcie. Jest godzina 9:03 a te leniuchy dalej śpią. Czas użyć niekonwencjonalnych sposobów. Na moje szczęście wszyscy spali w studiu ja w sumie też ale wstałam wczesniej i poszłam sie ubrać. Kuba nauczył mnie jak obsługiwać te wszystkie programy. Włączyłam piosenkę Marusia i zaczęli sie rozbudzać.

Mart: wstawać leniuchy.
K: jeszcze 5 minut.
Ł: Martynka zlituj sie.
Mar: właśnie.
Mart: spoko jade do Łucji sama.
K: a to już wstaje!
Ł: jak trzeba to trzeba.
Mart: chcecie kawę czy sok pomarańczowy?
K: ja sok poprosze.
Ł: ja w sumie też
Mar: ja kawę.
Mart: wy idziecie sie ubrać a ja zrobię soki i kawę Markowi.

Skończyłam robić soki w momencie gdy chłopcy schodzili.
Usiedli na krzesłach a ja podałam im szklanki. Oni chórem odpowiedzieli dziękujemy niczym w przedszkolu.
Ja zaczęłam temat świąt Bożego Narodzenia.

Mart: co robimy w święta?
Ł: ja myślałem, żeby zostać w domu.
Marek: ja też.
K: no ja w sumie też, Łucja ma 3 miesiące więc jechać gdzieś na dłużej... No nie wiem
Mart: ja też myślałam, aby w tym roku spędzić Święta tutaj z małą.
Ł: no  super, i tak byśmy niczego już nie zarezerwowali bo zostało tylko 6 dni.
Mart: aha spoko o jedzenie się nie martwcie.
K: to może pomyślimy kto co będzie robił a potem pojedziemy do Łucji?
Ł: spoko pomysł.
Mart: nom
Marek: zajebiście.
Mart: macie sztuczną choinkę ?
Ł: tak z żywymi zawsze jest u nas problem.
Mart: to pomyślałam, że Marek zajmie sie dekorowaniem choinki, ja z Łukaszem będziemy przygotowywać jedzenie a mój Kubuś zajmie sie Łucją dobra?
K: dla mnie zajebiście.
Ł: dla mnie też, gotowanie w takim towarzystwie to sama przyjemność.
Marek: dekorowanie choinki cudowne zajęcie.
Ł: a może zrobimy tak, że ja z Martyną pojedziemy za chwile do małej i  do galerii po prezenty a Kuba z Markiem pojadą potem do Łucji.
K: i do galerii.
Ł: no tak.

Dopiliśmy soki i zmierzałam w stronę drzwi gdzie był już Łuki.

K: a tak bez pożegnania?
Mart: eh Kubuś co ja z tobą mam.
Podeszłam dałam mu buziaka i wyszłam do samochodu.

Ł: audi czy jaguar?
Mart: moje audi.
Ł: spoko.
Wsiedliśmy a Łukasz zaczął jechać w stronę szpitala.
Po 10 minutach jazdy weszliśmy do budynku i od razu do sali mojej małej księżniczki.
Akurat wyszedł lekarz.

L: dzień dobry.
Mart: dzień dobry panie doktorze.
Ł: witam.
L: Łucja jutro dostanie wypis, wyniki są zadowalające.
Mart: to wspaniale..
L: możecie państwo do niej wejść.
Mart: dziękujemy.

Otworzyłam drzwi i podbiegłam do tego łóżeczka. 
Mart: hej kochanie.
Ona zrobiła coś co przypominało uśmiech.
Ł: patrz uśmiechnęła sie.
Mart: nawet uśmiech ma po tatusiu. Weź ją na ręce a ja zadzwonie do Kuby.

M:hej kochanie
K:hej co tam?
M: jutro ją wypiszą także rano przyjedziemy oki?
K: no dobra a jedziecie już do galerii?
M: no zbieramy sie już.
K: dobra my wchodzimy do szpitala.
M: o to super.

Ł: co?
M: już tu idą.
Ł: spoko 
M: zbieramy się
Ł: okey.

Opuściliśmy sale Łucji, przy recepcji minęliśmy chłopaków.

K: jeszcze nie minęły dwie godziny a ja już tęsknie.
Mart: dobrze Kubuś Wynagrodze ci to a teraz lećcie na góre.
K: eh dobrze to pa.

Wsiadłam z Łukaszem do samochodu i odjechaliśmy. Najbliższa galeria jest pół godziny stąd.
Ł: włącz hellboy.
M: spoko.
Jechaliśmy w ciszy,po 30 minutach byliśmy przy obiekcie do którego już miałam wejść jednak coś a raczej ktoś mnie do tego zniechęcił. Przy wejściu stała moja mama z ojcem.

Nadałaś sensu mojemu życiuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz