To Ona...

291 15 26
                                    

Moim oczom ukazała się Martyna... Nie moglem uwierzyć, że to ona, przez te kilka dni strasznie się zmieniła. Oczy miała czerwone od płaczu, na sobie ubrane białe jeansy z dziurami, i standardowo czarna koszulka Adidasa oraz moja bluza. Włosy związane w niedbałego koka i te pojedyncze kosmyki wypadające z niego.

K: hej.-powiedziałem zdziwiony i szczęśliwy z tego, że się tu pojawiła.
M: czemu to zrobiłeś?
K: nie wiem. - powiedziałem patrząc dalej w te piękne oczy.
M: nie rób nam tego więcej.- powiedziała siadając na krześle obok łóżka.
K: nie zrobię, nie chce was stracić, bez was nie umiem żyć. Wystarczyło troszkę czasu bez ciebie i widzisz co zrobiłem. - powiedziałem chwytając za jej drobną rękę.
M: musimy to sobie wyjaśnić bo tak nie może być.
K: wiem więc...
M: kim była ta dziewczyna?
K: nie wiem naprawdę jej nie znam.- powiedziałem pewien swojego.
M: po co ona miałaby kłamać?
K:  Martula wiesz ile kiedyś głupot narobiłem, są osoby które chcą zniszczyć mi życie i odebrać to co kocham.
M: ciężko mi jest w to uwierzyć.- miałem świadomość, że jeszcze mi nie wierzy.
K: kocham was wiesz o tym, daj mi szansę by udowodnić to, że nic nie zrobiłem.
M: dobrze ale bądź przy nas już zawsze.-powiedziala poczym lekko mnie przytuliła. A ja się popłakałem.
K: to jest drugi raz od poznania ciebie kiedy się popłakałem.

Kocham cię.- powiedzieliśmy oboje w tym samym momencie... A moje maleństwo się popłakało.

K: ej maluchu nie płakuj.
M: wiedziałam, że długo bez siebie nie wytrzymamy.
K: nasz rekord dwa dni. Gdzie byłaś przez ten czas?
M: u Oli.
K: mhm, wrócicie do domku?
M: tak skarbie.
K: kocham cię. - musnąłem jej usta

*Martyna*
Oj Kubuś przygotuj się na powrót do domu, bo tak łatwo ci nie odpuszczę...

K: kto ci powiedział, że tu jestem?
M: mój kochany brat zadzwonił.
K:. Gdy się tu obudziłem byłem na siebie wkurwiony, że mi się nie udało.
M:. I dobrze, że ci się nie udało, to nie miało prawa się udać.
K: byłby spokój gdyby się udało.
M: palnąć ci w ten pusty łeb?
K: nie, buziak wystarczy.
M: jak będziesz grzeczny
K: oj no dobrze, jak tam maluchy dwa dni bez tatusia
M: Łucja siedząc obok mnie i Oli powiedziała "gdzie tata"
K: serio?
M: mhm.
K: chce ją już zobaczyć
M: czekaj chwile.

Wyszłam na korytarz i zadzwoniłam do Oli z pytaniem czy może przyjechać tutaj z dziećmi. Powiedziała, że nie bo siedzą u nas w rezydencji i Kubuś musi poczekać aż go wypiszą.

M: dzieci zobaczysz jutro albo dopiero jak cie wypiszą czyli za dwa dni.
K: oj dobrze a masz zdjęcia w galerii?
M: no mam wczoraj robione
K: pokaś pokaś plosie.
M: dobrze dzidzia spokojnie.
K: ej tylko nie dzidzia bo się obrażę.
M: ok poddaję się.
K: cieszę się, że postanowiłaś dać mi szansę.
M: musiałam
K: jak zobaczyłem ten list i obrączke nie zrozumiałem o co chodzi dopiero potem uświadomiłem sobie ze odeszłaś.
M: wtedy nie wiedziałam co mam zrobić czy ci uwierzyć czy nie, ale to wyglądało tak jakbyś ja naprawdę znał.
K: zapomnijmy o tym, widzę, że bez płaczu się nie obeszło.
M: tylko troszkę
K: troszkę troszkę czy troszkę bardzo
M: troszkę bardzo.
K: kiedy zdążyłaś zwinąć moja bluzę?
M: nie interesuj sie
K: dobrze, przytulisz Kubusia?
M: oczywiście.-pochyliłam się nad nim i go przytuliłam.
K:. Od dziś będę się tulił cały czas
M: nie dasz rady
K: założysz się?
M: żartuję dasz radę.

Po skończonym temacie przytulanka, Kuba powiedział mi w którym miejscu jego ręką ucierpiała, i rozmawialiśmy na tak ciekawe tematy jakby nas rozdzielili przynajmniej na rok. A tu tylko dwa dni i już tyle rzeczy do przegadania.
Kubuś podczas naszej całej rozmowy trzymał mnie za rękę jakby się bał, że odejdę. Dwie godziny później zadzwoniła Ola, mówiąc mi, że Łukasz po mnie zaraz przyjedzie bo nie wracamy do Olki do domu tylko zostajemy na noc w rezydencji mojego brata.

K: idziesz już?
M: tak, bo Łukasz zaraz po mnie będzie. Ola jest takim leniem, że nie chce jej się wracać do swojego domu więc zostajemy w rezydencji. Ale przyjadę jutro.
K: będę czekał. - pocałował mnie w usta.
M: masz telefon to do mnie potem pisz
K: zrobię Ci spam jak nie odpiszesz.

Musnęłam go w usta i poszłam w stronę wyjścia że szpitala. Na zewnatz czekał na mnie mój ukochany braciszek.

Ł: co z nim?
M: pogodzilismy się
Ł: haha wiedziałem że się uda.
M: Łukasz nie wnikam w to co myśleliscie.
Ł: i dobrze

Wsiedliśmy do Jaguara i Łukaszek pojechał do domku.

Eluwina kolejny rozdział wlatuje, czeka nas Jeszcze dużo rozdziałów więc wyczekujcie i czytajcie narazie dzisiejszy❤️

Nadałaś sensu mojemu życiuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz