Rozdział 8

7.8K 175 5
                                    

Wstałam o 2 zwijając się z bólu, kurwa co ja takiego złego zrobiłam?! W porównaniu do tego co robiłam w szkole, a co mam w domu to jest jakaś kurwa przepaść.

Wiedziałam, że tej nocy nie zmrużę oka, więc wstałam wiedząc, że zrobienie makijażu zajmie mi dzisiaj o wiele więcej czasu niż zawsze.

Popatrzyłam do lustra i aż sama się wystraszyłam, wyglądam jakbym przed chwilą wyszła z oktagonu i to w dodatku po przegranej walce.

Po nałożeniu 5 warstw dopiero nie było widać siniaków i worów pod oczami. To jest jakiś kurwa dramat, nie wiem czy długo wytrzymam jeszcze z tymi ludźmi.

Uprasowałam moją koszulę i założyłam ją na siebie. Bardzo ładnie komponowała się z moimi czarnym rurkami. Mam nadzieję, że nie prześwituje tak bardzo, żeby można było zobaczyć siniaki na reszcie ciała.

O 4 wyszłam z domu i postanowiłam iść na plaże, a potem pod dom Ben'a i pojechać z nim razem na akademie zakończeniową rok szkolny i na odebranie świadectw.

Przez plażę przechodziło mnóstwo ludzi ubranych na galowo spacerujących lub spieszących się niewiadomo gdzie.

Ku mojemu zaskoczeniu ktoś usiadł obok mnie, więc podniosłam głowę i popatrzyłam na tą osobę.

To była Lissa.

-Jesteś bardzo podobna do swojej matki, wiesz? - powiedziała uśmiechnięta. - Często tutaj przychodziłyśmy i całe ranki przesiadywałyśmy właśnie na tej plaży śmiejąc się z niewiadomo czego jedząc kanapki z tamtego baru - powiedziała wskazując palcem na budkę stojącą pod palmą oddaloną niedaleko od nas. Popatrzyłam na jej zamyśloną twarz i nie wiedziałam co zrobić.

-Nie jestem do niej podobna - zaprzeczyłam bez grama grzeczności, dzisiaj nie miałam na to siły.

-Nawet nie wiesz jak się mylisz - przyznała kręcąc obrączką. -Jesteście bardzo do siebie podobne, tylko Ellen zakochała się w nieodpowiedniej osobie, jak ręka? - zapytała zmieniając temat.

-Bardzo dobrze - skłamałam, bo wczoraj ojciec narobił mi jeszcze większych szkód w tym obrębie.

-To dobrze - skwitowała, siedziałyśmy w ciszy i wpatrywałyśmy się w ciszy w ocean - Nawet nie wiesz jak żałuję, że nie jesteś z Ben'em razem. Bylibyście idealną parą - wyżaliła się, a mnie zaskoczyła tym.

-Niestety, traktujemy się jak rodzeństwo, fajna byłaby z ciebie teściowa - powiedziałam dalej patrząc na wodę, a z boku usłyszałam śmiech.

-Nie mów tak, bo czuje się już maga staro - powiedział z uśmiechem lekko szturchając mnie w ramię - Dobra na mnie czas zaraz przyjedzie tutaj po ciebie Ben i pojedziecie razem do szkoły - dodała wstając.

-Skąd wiedziałaś, że tu jestem? - zapytałam podejrzliwie.

-Widuje cie tutaj każdego dnia - puściła mi oczko i odeszła, a ja usłyszałam za sobą klakson samochodu, to był Ben, więc pomachałam w jego stronę i zaczęłam kierować się w daną stronę.


-Sheila Richardson - usłyszałam przez megafon, więc wstałam z niewygodnego krzesła i ruszyłam w stronę mojej wychowawczyni, która z dumą dawała mi najlepsze szkolne świadectwo. Podałam jej rękę i podziękowałam odbierając świadectwo.

Przed szkołą razem z Collins'em czekaliśmy na resztę, żeby pójść uczcić koniec roku szkolnego. W pizzerii bawiliśmy się na całego i rozeszliśmy się dopiero po 10 wieczorem.

Ja uradowana wracałam do domu, żeby poszukać jakiejś dobrej oferty pracy i żeby przed końcem sierpnia wyprowadzić się z domu i zamieszkać we własnym mieszkaniu daleko od mojej pojebanej rodziny.

Przekręciłam klucz w zamku i weszłam do domu, lecz poczułam zapach alkoholu co bardzo źle wróżyło, starałam się przemieścić do mojego pokoju niezauważona, ale mi się kurwa nie udało.

-O moja córcia wróciła do domu - wybełkotał mój ojciec. Obok niego siedzieli jego obrzydliwi koledzy. - Patrzcie jaką mam piękną córeczkę, jak prawdziwa księżniczka - powiedział dotykając moich włosów, to jest kurwa obrzydliwe. Jego koledzy zaczęli się ślinić na mój wygląd, co podkreślam kolejny raz nie wróży nic dobrego!

----------

Nienawidzę tego... Właśnie szczotkuje zęby po... a szkoda sami wiecie co się stało. Jestem już tym wykończona, mam tego po prostu kurwa dosyć. Zmyłam twarz z makijażu i wyszłam zobaczyć na dół, czy wszyscy już pousypiali.

-Chcesz powtórki, księżniczko? - zapytał Bob zbliżając się niebezpiecznie w moją stronę. Miałam dwie opcje, albo dać mu tego czego chce, albo spierdolić jak najszybciej i potem dostać od ojca wpierdol. Chuj, wybrałam 2.

Odwróciłam się na pięcie i skierowałam się bardzo szybko w stronę drzwi zdążyłam wziąć tylko trampki i wyszłam z domu kierując się w stronę parku.

W parku byłam za jakieś 20 minut i stanęłam nad mostem, postanowiłam usiąść i spuścić nogi w dół.

-A co jakby tak skończyć? - zapytałam sama siebie. Tak skoczyć z wieżowca? Utopić się w stawie, który znajduje się pode mną? Wziąć jeden z kuchennych noży i wbić go sobie w tętnice szyjną? Kurwa, co ja pierdole? Całe życie przede mną, a ja już się zastanawiam nad śmiercią?

Wstałam z mostu i otrzepałam się z niewidzialnego kurzu. Podniosłam wzrok z tafli wody i popatrzyłam w stronę parku. Ja pierdole! Kurwa mać! Znowu?! Pierdole to wszystko.

Na początku mostu stał mężczyzna znacznie wyższy ode mnie i patrzył centralnie na mnie spod kaptura, zresztą tak samo jak ja, było bardzo ciemno, więc ani ja ani on nie był w stanie dostrzec twarzy, w moim przypadku pokiereszowanej twarzy.

Patrzyłam tak chwilę na niego dopóki nie zaczął się kierować w moją stronę, a ja odwróciłam się w przeciwną w celu odejścia w przeciwną. Ja kurwie, tam też jest mężczyzna. To jest jakiś nieśmieszny pierdolony żart...

Don't LieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz