Rozdział 89

4K 93 13
                                    

Wstałam ziewając, a z oczu znowu poleciały mi łzy. Już przyzwyczaiłam się do ich obecności. Wstałam i mechanicznie wykonałam poranne czynności. Weszłam do garderoby i zobaczyłam jak na wieszaku przede mną jest piękna suknia balowa. No tak dzisiaj bal charytatywny. Dostałam wiadomość o tym, że jest jeszcze dodatek, czyli trzeba założyć maski.

Bal miał zacząć się o 20, więc nie miałam zamiaru opuszczać dnia w pracy, bo zwariuje. Zadzwoniłam do stylistki i zamówiłam u niej makijaż, paznokcie i fryzurę. Miałam przyjechać do niej o 5. Podziękowałam jej i pojechałam do pracy.

Musiałam nadzorować wszystko, więc podjechałam pod wynajętą ogromną salę. Weszłam do budynku. Powoli pracownic rozwijali czerwony dywan, przypinali ostatnie wstęgi, które spadały z sufitu. Było 150 stolików po 6 osób i każdy stolik miał karteczkę z osobistością, która miała usiąść na danym miejscu.

Przejechałam dłonią po karteczce z napisem "Pan Wilson" i odłożyłam ją na bok. Miał wygłaszać przemowę, ale go nie ma więc będę ja miała ten "zaszczyt". Westchnęłam i wyprostowałam się. Rozejrzałam się po całej sali i zobaczyłam jak w moją stronę zaczął podchodzić uśmiechnięty pan Bieber.

-Dzień dobry, Cheryl - powitał mnie uradowany i pocałował moją dłoń. Tak, zdążyliśmy przejść na "Ty".

-Witaj Jeremy, będziemy siedzieli przy jednym stoliku - powiedziałam i wskazałam na stolik.

-Powiedz mi teraz szczerze Cheryl, gdzie jest do licha Adam? - zapytała i patrzył się uważnie na moją reakcje. On jako jedyny wnika tak w to wszystko i jako jedyny nie uwierzył w moje kłamstwo. -Nikomu nie powiem - dodał kiedy zobaczył mój wyraz twarzy.

-Chciałabym wiedzieć - powiedziałam siadając. -Nie mam bladego pojęcia gdzie on jest - przyznałam.

-Jak to nie wiesz? - zapytał zaskoczony.

-Nie mam z nim kontaktu od tygodni, nie wiem co się dzieje, ale staram się trzymać interes na tym samym poziomie - przyznałam od razu, a on się uśmiechnął.

-Firma wygląda o wiele lepiej, kiedy Adam cię zatrudnił, stał się też mniej markotny. Czuję że może być coś między wami - szepnął, żebym tylko ja usłyszała. -Widzę jak na siebie patrzycie - dodał, a jego uśmiech się rozszerzył.

-Skąd? - zapytałam niepewnie.

-Chodź, przejdziemy się - powiedział i podał mi dłoń, którą przyjęłam. Wyszliśmy na dwór i zaczęliśmy chodzić po kostce wzdłuż altany porośniętej pluszczem.

Kiedy byliśmy daleko od pracowników, zaczął mówić normalnie.

-Byłem przyjacielem świętej pamięci rodziców Vin'a - powiedział i uśmiechnął się smutno. -Byli cudownymi ludźmi, bardzo kochali wszystkich chłopców - dodał i westchnął. -A ty jak na prawdę się nazywasz? - zapytał i popatrzył na moją twarz zatrzymując się.

-Jestem Sheila Brown - przedstawiłam się.

-To jesteś siostrą Vin'a? - zapytał niezrozumiale.

-Nie, jestem żoną Vin'a - powiedziałam uśmiechając się smutno.

-Boże dziecko tak ci gratuluje - powiedział, od razu uścisnął mnie i szeroko się uśmiechnął. -Vin to bardzo dobry chłopak - dodał, a ja poczułam się jeszcze gorzej, z myślą, że on już nie wróci.

-Ale go już nie ma tak długo, nie ma go już 5 tygodni - szepnęłam i zaczęłam nerwowo okręcać obrączką.

-Sheila, to jest bardzo dojrzały facet, który przeżył nadzwyczajnie dużo, jestem pewien, że wróci do ciebie - zapewnił uśmiechając się. -Jak czujesz, że nie dasz rady to nie musisz przychodzić - zapewnił mnie.

Don't LieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz