Rozdział 99

3.7K 81 12
                                        

Najlepsze kliniki kardiologiczne świata.

Wyszukaj.

Wcisnęłam Enter i wyskoczyło mi mnóstwo klinik, ale najlepsza prywatna jest w Berlinie, gdzie pracuje moja ciocia, matka Karoliny.

Nie byłam w stanie wytrzymać bólu fizycznego jak i zarazem psychicznego, wiec sięgnęłam po kolejną tabletkę przeciwbólową.

Połknęłam ją resztką śliny i sprawdziłam czas odlotu samolotu. Lot jest o 7.30 rano, czyli za jakieś 4 godziny. 12 godzin w samolocie, ehhh. Ale kiedyś trzeba zadbać o zdrowie, prawda?

Wysprzątałam już syf tytoniu po naszej nocnej palarni z Ethan'em i wyczyściłam wyszukiwanie w jego przeglądarce.

Wskoczyłam pod prysznic i zaczęłam mocno szorować moje ciało omijając żebra, które są w złym stanie. Uparcie starałam się wymyć zapach tytoniu, ale w dalszym ciągu go czułam. Umyłam zęby, na których był ochydnym osad i wysuszyłam włosy.

Zrobiłam dzienny makijaż i śpiewam włosy w niechlujnego koka. Mam przyjęcie do szpitala na godzinę 20 tamtego czasu lokalnego, będę przed czasem, ale trudno.

Wzięłam tylko torebkę nie mając sił pakować się i tak cały pobyt będę tam w piżamie, wiec nie widziałam powodu zabierania jakiś rzeczy.

Przejechałam jeszcze tylko błyszczykiem po ustach i ruszyłam do garderoby. Założyłam na siebie szare body, które miało długi rękaw i czarne dresy, a na stopy zarzuciłam białe skarpety i Jordany.

Zeszłam na dół i wzięłam torebkę. Popatrzyłam na półmisek z owocami i zrobiło mi się nie dobrze. Tytoń jest jednak okropny.

Zagryzłam wargę i wróciłam na górę. Otworzyłam drzwi do biura Vin'a i zaczęłam pisać, krótkie treściwe listy do domowników, tłumacząc, że muszę coś załatwić i że wrócę za 2 tygodnie. Mężowi miałam ochotę nawet napisać wypowiedzenie z pracy, ale powstrzymałam się i napisałam mu tylko żeby zastanowił się nad swoim zachowaniem.

Zaadresowałam wszystkie listy do poszczególnych osób i położyłam je pod danymi drzwiami.

Teraz już na spokojnie mogłam wyjść z domu. Zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam schodzić po schodach. Ruszyłam po żwirze i zaczęłam się przyglądać moim butom i zaciągać się czystym powietrzem.

Przed wyjściem wysłałam jeszcze wiadomość do Karoliny, że nie będzie ze mną kontaktu przez 2 tygodnie. Wiadomość była nie przeczytana, wiec rano ją odczyta.

Kiedy doszłam do bramy wyszłam furtką obok i zamknęłam ją za sobą. 4 goryli, którzy pilnowali wyjścia popatrzyli na mnie i wyprostowali się.

-Dzień dobry, pani Brown - powiedział najwyższy, a ja się mu przyjrzałam. Czyli Vin już przestawił mnie personelowi, którego w ogóle nie znałam.

-Dzień dobry - powiedziała reszta, a ja przyjrzałam się ich twarzom, które były oświecone chłodnym listopadowym słońcem.

-Dzień dobry - przyznałam, ale nie wysilałam się na uśmiech, przynajmniej powiedziałam to miłym głosem.

-Nie jest pani zimno? - zapytał trzeci, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że drżałam. W końcu jak debil wyszłam tylko w długim rekawie na 7 stopni, a oni byli w kurtkach.

-Nie, miłego dnia- odpowiedziałam i ruszyłam. Czułam za sobą ich czujny wzrok, wiec przyspieszyłam kroku.

-Pani Brown - powiedział jeden, a ja odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na tego najwyższego, który stał ode mnie może z 2 metry. -Proszę niech pani wróci do środka i ubierze się cieplej - zażądał, a ja dopiero teraz zrozumiałam.

-Jeżeli mój mąż kazał wam mnie kontrolować, to proszę mu przekazać, żeby się lepiej zajął sobą, a mnie zostawił wreszcie w spokoju, bo to jego zachowanie jest karygodne, a nie moje - powiedziałam twardym głosem nieznoszącym sprzeciwu. Ochroniarz popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem, ale zamilknął na chwilę.

-A gdzie się pani wybiera? - zapytał 2, a ja westchnęłam ciężko i popatrzyłam na niego z politowaniem.

-Na grzyby - odpowiedziałam i ruszyłam powolnym krokiem, w stronę głównej drogi, gdzie już czekała na mnie taksówka.

Oczywiście odprowadzili mnie wzrokiem i wrócił pod dom, kiedy odjechałam w pojeździe.

Podałam kierowcy adres firmy Vin'a i zamknęłam oczy odchylając się do tyłu. Wypuściłam cicho powietrze i przetarłam oczy.

Pod biurowcem byliśmy po 40 minutach, zapłaciłam kierowcy odpowiednią sumę i wysiadałam ze środka.

Pierwszy raz wchodzę do firmy w nieeleganckim stroju i czuje się jak kocmołuch. Winda otworzyła się, a ja weszłam do środka.

Kiedy jeżdżąca puszka otworzyła się na 40 pietrze wysiadłam ze środka i weszłam do mojego pokoju.

Pogrzebałam trochę i znalazłam to czego szukałam. Złapałam za długopis i zaczęłam uzupełniać formularz.

Kiedy skończyłam otworzyłam drzwi do biura, pożal się Boże, prezesa i położyłam ja jego biurku wniosek o urlop.

Położyłam obok mój długopis i wyszłam na korytarz. Zamknęłam moją kartą magnetyczną drzwi do naszych biur i schowałam ją na dno torebki.

Zjechałam na parter i wyszłam z biurowca. Ku mojemu zdziwieniu ciągle przed biurem stała ta sama taksówka, wiec wsiadłam do środka i poprosiłam na lotnisko.

Na miejscu byłam po 15 minutach, wysiadłam uprzednio płacąc i skierowałam się do butki, z którą linią samolotową miałam lecieć.

Wypełniłam wszystkie formalności i zapłaciłam gotówką. Ziewnęłam i zabrałam bilet, żegnając się z miłym facetem.

Minęłam oddawanie walizek, gdzie była ogromna kolejka i od razu ruszyłam do bramek.

Przeszłam w 20 minut przez bramki i spojrzałam na mój zegarek. Mam samolot za godzinę, szmat czasu.

Kupiłam sobie książkę i usiadłam na krzesełku przed moim gate'm. Kiedy na tablicy wyświetlił się Check-in wstałam i podałam moją kartę pokładową stewardessie.

Przeszłam przez rękaw i weszłam do samolotu. 23 E. Jak znalazłam swoje miejsce usiadłam i od razu zapięłam pas.

Kiedy wszyscy już zajęli miejsca, zrobiłam rozeznanie. Przede mną siedziała rodzina Niemców z 2-4 letnim dzieckiem, a za mną siedzieli ich kumple. Krzyczą do siebie przez cały samolot, a mnie chce chuj strzelić.

Siedzi za mną smarkacz 10-12 letni, który napierdala nogami w moje krzesło, a obok mnie siedzi spaślak, który patrzy na mnie jakby miał mnie wyruchać na wózku stewardess.

Coś czuje że to będzie długa podróż.

Don't LieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz