Rozdział 88

3.7K 83 23
                                    

Poczułam dłoń na moim policzku, więc otworzyłam oczy. Na początku poraziło mnie światło z żarówki, więc lekko przymrużyłam oczy. Kiedy przyzwyczaiłam się do światła otworzyłam szerzej oczy i zobaczyłam pochylonego nade mną uśmiechającego się Vin'a.

Złapałam go za kark i mocno przytuliłam, a on delikatnie głaskał mnie po plecach.

-Boże, gdzie wy byliście?! - zapytałam odsuwając się od niego.

-Nie martw się maleńka, ważne, że jest już po wszystkim - szepnął i założył mi kosmyk włosów za ucho. -Kocham cię - powiedział i przybliżył się do mnie. Kiedy dzieliły nas już tylko milimetry po pomieszczeniu rozniósł się huk, a Vin otworzył szeroko oczy upadając na mnie.

Położyłam go na łóżku i patrzyłam co się stało. Jego szara koszulka powoli zalewała się krwią, a ja poczułam łzy gromadzące się w oczach.

-Vin - powiedziałam szturchając chłopaka. -Vin! - krzyknęłam kiedy jego oczy nieobecnym wzrokiem patrzyły się w sufit. Po raz pierwszy wybuchnęłam płaczem i przytuliłam się do zwłok mojego mężczyzny życia.

Szybko otworzyłam oczy i starałam się uspokoić, znowu pojebany koszmar. Po policzkach płynęły mi łzy, a ja znowu nie mogłam ich powstrzymać. Wstałam z łóżka i uciekłam jak najdalej od sypialni Vin'a.

Wbiegłam do mojego pokoju i weszłam do łazienki. Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Jestem całkowicie załamana tym wszystkim. Patrzyłam z nienawiścią na moją twarz, jaka byłam bezsilna i słaba.

Zobaczyłam w lustrze odbicie mojej matki, która uśmiechała się szeroko. Patrzyłam na nią z nienawiścią, ale milczałam.

-I co zdziro? On już nie wróci - powiedziała podchodząc do mnie. -Nie ma po co wracać - szepnęła mi nad uchem z tym swoim uśmiechem. Zamachnęłam się i pięściami uderzyłam w lustro rozbijając je w drobny mak. Krzyknęłam sfrustrowana i opadłam bezsilnie na kolana.

Łzy kapały po mojej twarzy, a ja czułam ogromny ból w dłoniach. Kawałki szkła pozostały w skórze co wywoływało niemiłosierny ból. Wyciągnęłam odłamki i odrzuciłam je na podłogę. Pode mną była ogromna kałuża krwi, która powiększała się z każdym ruchem moim ruchem.

Złapałam za apteczkę i polałam ręce wodą utlenioną. Piekło, ale nie tak bardzo jak ból psychiczny. Kiedy zrobiły się strupy wyrzuciłam zakrwawione gazy do kosza i zmyłam niechlujnie szmatą krew.

Wstałam z kolan i weszłam pod prysznic. Wykonałam codzienne czynności i ubrałam się. Bez wyrazu zeszłam na dół. Ostatnio jadłam kiedy odbierałam Karę z lotniska, ale nie miałam ani chęci, ani siły na jedzenie. Jedyne o czym teraz marzę, to wtulić się w Vin'a i zobaczyć ich wszystkich zdrowych tutaj gdzie ich miejsce.

Wsiadłam do samochodu i tym razem wsiadłam do Ferrari Romy Vin'a. Z mojego prawego oka poleciała łza, ale szybko ją starłam. Odpaliłam silnik i uśmiechnęłam się lekko na dźwięk silnika. Wyjechałam z posesji i ruszyłam do firmy.

Wjechałam na moje piętro i zabrałam się do pracy. Usłyszałam otwieranie się drzwi, więc wiedziałam, że to Karolina. Podeszła do biurka i usiadła na fotelu na przeciwko mnie.

-Jak było na imprezie wczoraj? - zapytałam i popatrzyłam na nią nieobecnym wzrokiem.

-Musisz go bardzo kochać - powiedziała wstając. Okrążyła biurko i kucnęła obok mnie.

-Ja nawet nie potrzebuję, żeby do mnie wracał, bo i tak dał mi już za dużo miłości. Chcę żeby odezwał się czy jest bezpieczny - szepnęłam, a Karolina przycisnęła mnie do siebie.

-Z opowiadań wnioskuję, że on ciebie też kocha, więc wróci - powiedziała i odsunęła się ode mnie, szukając łez na mojej twarzy, ale ich nie znalazła. -Musi wrócić - szepnęła i znowu mnie do siebie przycisnęła.

Karolina mówiła do mnie coś jeszcze, ale jej nie słuchałam. Powtarzałam w głowie cały czas jej słowa. "Kocha, więc wróci". W porze lunchu dziewczyna wyciągnęła mnie na wyjście coś zjeść, niechętnie zgodziłam się.

Podeszłyśmy do pierwszej lepszej restauracji i zamówiłyśmy sobie po sałatce. Dziewczyna tłumaczyła to trzymaniem linii, a mi się po prostu nie chciało w ogóle jeść. Starałam się normalnie z dziewczyną rozmawiać, ale nie byłam w stanie, to wszystko mnie po prostu zjadało od środka.

Kiedy wróciłyśmy do brukowca dziewczyna wysiadła wcześniej, a ja pojechałam na górę. Weszłam do mojej części i usiadłam na biurkiem. Popatrzyłam na podłogę, na której była krew Ricky'a Cyrus'a i zobaczyłam tam zakrwawionego Vin'a. Przetarłam oczy i już go tam nie wiedziałam, westchnęłam żałośnie i zagryzłam wargę.

Złapałam za tableta i starałam się zapomnieć o czarnych scenariuszach, ale nie umiałam. Kiedy czułam, że moje oczy zaczną mi wypływać z bólu z oczodołów. Zgasiłam tableta i odłożyłam go na biurku. Wstałam i założyłam płaszcz. Ruszyłam windą na parking podziemny i wsiadłam do Romy.

Z zabójczą prędkością jechałam do domu, z nadzieją że może dzisiaj wrócili cali i zdrowi, ale znowu się pomyliłam.

Położyłam głowę na kierownicy i oddychałam płytko. czułam narastający ból serca, ale nie miałam zamiaru brać leków, już i tak za dużo ich biorę.

Wysiadłam z samochodu i weszłam na górę. Zmyłam z siebie makijaż i w samej bieliźnie położyłam się pod ciepłą kołdrą w sypialni Vin'a. Starałam się jak najbardziej umiałam przypomnieć jakieś miłe wspomnienia z mężczyzną w roli głównej, ale w ciągu dalszym nie mogłam.

Próbowałam tak z każdym z chłopaków, ale przypominały mi się tylko najgorsze rzeczy, a o Cat to w ogóle nie chciałam myśleć. To wszystko co przeze mnie przechodziła, przez mojego ojca, którego w ogóle nie powinnam tak nazywać, przez matkę ladacznicę. Łzy kapały z moich oczu nawet jak miałam je zamknięte. Są tylko i wyłącznie oznaką mojej słabości i tym, że nie jestem w stanie poradzić sobie z tym wszystkim.

I przez następne tygodnie, moje życia wyglądało tak samo, czyli nijak. Zachowywałam się jak robot. Myłam się rano, suszyłam włosy, robiłam makijaż, ubierałam się, schodziłam do garażu, wyjeżdżałam pierwszym lepszym samochodem, jakie mi kluczyki wpadły w dłoń takim samochodem jechałam do firmy.

Karolina wpychała we mnie jedzenie, na które w ogóle nie miałam ochoty, wracałam do firmy po obiedzie, pracowałam, chodziłam na zebrania i wracałam do domu i kładłam się spać, wracając myślami do najgorszego. Obmyślanie w jaki sposób zakończyli swoje życie było jedną z najgorszych czynności w ciągu dnia, ale nie najgorszą. Najgorszą był sen, który od miesięcy był dla mnie zmorą.

Bo czy da się żyć bez celu? Bez miłości, bez przyjaciół? No właśnie, nie da się.

Więc po co żyć skoro nie ma się dla kogo...

Maraton 2/4

Don't LieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz