Rozdział 97

3.9K 81 32
                                        

Stoję przed lustrem i poprawiam mój kombinezon. Wybrałam czarny kombinezon i oczojebne różowe szpilki, żeby mój strój choć trochę różnił się od tego służbowego. Przejechałam po ustach jeszcze bardzo różową szminką i popatrzyłam na to jak wyglądałam. Może przesadziłam?

Złapałam za wacik, starłam krzyczący róż i nałożyłam brudny róż. Od razu lepiej wyglądałam. Włożyłam telefon i portfel do torebki, i zeszłam na dół. Byłam jako pierwsza na dole, więc usiadłam na kanapie i przypomniały mi się wszystkie dobre chwile jakie tutaj były.

Uśmiechnęłam się kiedy obok mnie usiadł Dylan i przyciągnął mnie do siebie. Oparłam głowę o jego ramie i przytuliłam go.

-Cieszę się, że jesteście razem - przyznał, a ja popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się. -I nie zależnie od tego czy Vin jest moim bratem, jak się dowiem, że cie skrzywdził popamięta mnie - dodał, a ja się zaśmiałam.

-Nigdy mnie nie skrzywdzi - przyznałam z uśmiechem i przymknęłam na chwilę oczy, ale poczułam mocne pociągnięcie, więc otworzyłam oczy i zobaczyłam Vin'a, który zaciskał zęby i patrzył z mordem na brata.

Nie odezwałam się, bo nie wiedziałam nawet co mogłabym powiedzieć, ale wystraszyłam się. Nigdy nie był tak impulsywny. Złapał mnie za bok i pocałował w policzek, a ja się lekko uśmiechnęłam.

Po 15 minutach wszyscy domownicy zebrali się przed domem i wsiedliśmy do 3 samochodów. Ustaliłam z Vin'em, że może spokojnie celebrować swoje urodziny i że ja poprowadzę w drodze powrotnej do domu.

Po kolejnym kwadransie zaparkowaliśmy na parkingu, który był zapełniony od samochodów i ruszyliśmy do wejścia. Oczywiście nie obyło się bez spojrzeń w naszą stronę, a zwłaszcza na Vin'a, który cudownie prezentował się w swoich ubraniach. Jeansy opinały mu wysportowane nogi, a umięśnioną klatkę piersiową opinał mu biały t-shirt.

Oczywiście zjadała go każda laska, którą mijaliśmy, ale powstrzymałam się od komentarza, po prostu wbiłam się mu w usta, czym udowodniłam że jest mój. Złapałam go za dłoń i pociągnęłam w stronę naszej loży.

Wszyscy zamówili sobie po drinku, wszyscy oprócz mnie, ale ja na prawdę nienawidzę alkoholu. Jak można się truć tym gównem? Po chwili wróciła skąpo ubrana kelnerka z palącymi się niebieskimi shotami. Wszyscy złapali za kieliszek i stuknęli się, a ja zrobiłam to samo z sokiem. Kiedy opróżnili już całą tacę Vin pociągnął mnie na parkiet.

Położył mi dłonie na talii i poruszał kusząco biodrami. Przygryzłam wargę i poczułam rosnące w moim ciele podniecenie. Mężczyzna zjechał dłońmi na moje pośladki i ścisnął je, na co niechcący jęknęłam, ale zagłuszyła to muzyka. Boże, jakie szczęście.

Vin odwrócił mnie w jego stronę tyłkiem i poczułam na moim pośladku jego sterczącego członka, więc zaczęłam się o niego ocierać. Nagle Vin pociągnął mnie w stronę neonowego napisu WC, a ja wiedziałam do czego to zmierza.

Weszliśmy do kabiny i mąż zaczął mnie łapczywie całować, jakbym była tlenem, którego potrzebował. Pomogłam mu zdjąć mój kombinezon z uśmiechem, a on zdjął swoje spodnie. Poczułam go przy moim wejściu, więc naciągnęłam jego skórę i nadziałam się na niego.

Zaczęłam oddychać bardzo płytko, kiedy Vin przyspieszył, ale w przeciwieństwie do niego nie chciałam jęczeć. Starałam się go chodź trochę uciszyć, ale nie dało się. Nie umiał się powstrzymać po alkoholu, którego dosyć sporo wypił, ale robił to rzadko, bo wiedział że tego nienawidzę.

Vin jęczał okropnie głośno, a ja się tylko na to śmiałam. Po chwili poczułam jak wytrysnął we mnie szybciej niż zazwyczaj, więc przyspieszyłam i przyszedł ten upragniony orgazm. Przygryzłam wargę i oparłam się o drzwi kabiny oddychając szybko. Popatrzyłam na zdyszanego męża i uśmiechnęłam się.

Don't LieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz