Już miesiąc jak pracuje w kadrze z tymi porąbami. Najbardziej dogaduje się ze Stephanem i Karlem. Właśnie ruszamy na Turniej Czterech Skoczni po bardzo udanych świętach. Jak zwykle nie mogę się ruszać z przejedzenia, ale to świąteczna tradycja. Bardzo ekscytuje mnie tegoroczne TCS gdyż nigdy nie miałam okazji być w niego tak wkręcona. Ostatnio jak ogarnęłam nogi Markusa poszła fama, że jestem najlepszą fizjoterapeutką. Czy ja wiem?
Osobiście tak nie uważam, ale z Mareczkiem nie ma dyskusji.
Nigdy nie widziałam tak pozytywnego i narwanego gościa jak on. Już niedługo będziemy na miejscu. Karl jest w dość dobrej formie, może uda mu się wygrać ten turniej.Robert
Kurde, na co było mi to odśnieżanie? Plecy bolą mnie jak cholera... Za dwa dni startuje turniej, a ja jestem gorzej niż jakiś paralityk! Nasz lekarz i fizjoterapeuta rozkładają ręce... Z nikąd pomocy.- Stephan, oddaj mi te słuchawki! - krzyknęłam na rozbawionego bruneta.
- Gadaj ze mną, a nie jakiś Rammsteinów słuchasz.
- A może ja chcę ich słuchać...
- Oj no nie bądź taka! Pogadaj z tą naszą bidą - rzucił Markus.
- Stul psyk alkoholiku - warknął Steph.
- Dobra już dobra pogadam z Tobą. Tylko mi się tu nie pozabijajcie...
- Mam dosyć tej podróży! - jęczała Ann.
- To o czym chcesz rozmawiać?
- O Tobie - zdziwił mnie tym stwierdzeniem.
- To raczej mało ciekawe...
- Ależ nawet bardzo ciekawe - rzekł. - A mianowicie... Gdy będziemy w Ga-Pa będą twoje urodziny. Konkretnie w Nowy Rok.
- Steph, wiem kiedy się urodziłam. Do sedna...
- Planuje coś dla Ciebie tylko muszę wiedzieć kilka rzeczy. A wiadomo, że kto pyta nie błądzi.
- A więc pytaj - rzekłam rozbawiona. Ciekawe u licha co on knuje z tymi popaprańcami.
- Lubisz kwaśne żelki?
- Ba! Ja kocham kwaśne żelki.
- Piwo czy wino?
- Jedno i drugie - odparłam skupionemu brunetowi.
- Wiem, że lubisz czytać.
- Zgadza się - odparłam.
- Ostanie pytanie... Masz dobry kontakt z innymi kadrami?
- Nawet tak - czyli planuje mi imprezę niespodziankę. Pytanie czy po tym ich słynnym Sylwestrze będą się do niej nadawać.
W końcu dotarliśmy do hotelu. Miałam jeden pokój z Ann więc to grozi pożarem. Mimo wszystko cieszę się, że ona tu jest, bo nie musze bidować w pokoju sama. Miała być trzy tygodnie, ale coś jej się przeciągnęło. A mianowicie Richi przypadł jej aż tak do gustu... Z resztą ze wzajemnością...
- To jest ta nasza cudotwórczyni - przedstawił mnie nasz trener norweskiemu.
- Oj bez przesady - speszyłam się, bo się za takiego kogoś nie uważam.
- Mamy problem. Pomożesz nam? - zapytał trener Norwegów.
-Jaki to problem?- Jeden z moich kadrowiczów odśnieżał w święta i upadł. Ma teraz dość mocne problemy z plecami.
- A więc chodźmy!
Ruszyliśmy w stronę pokoju hotelowego poszkodowanego Norwega. Otworzyłam drzwi i dostrzegłam rudego, wąsatego faceta, który mierzył mnie wtedy wzrokiem w Wiśle. Ann to by się teraz jarała pomyślałam.
- Hej, Robert jestem - przedstawił się Norweg
- Marie - odparłam. - Słyszałam, że masz dość poważny problem z plecami?
- Było ciut lepiej, ale podróż tu sprawiła, że się pogorszyło.
- No to nie pozostaje nam nic innego jak to ogarnąć.
Kazała mu zdjąć koszulkę i przystąpiłam do zapoznania się z sytuacją. Potem wykonałam kilka zabiegów.
- Lepiej mi. Wielkie dzięki - uśmiechnął się spod sumiastego wąsa.
- To moja praca - rzekłam nieśmiało.
- A może dasz się zaprosić na kawę?
- Z miłą chęcią...
- To może jutro o 15?
- Pasuje - odparłam wyobrażając sobie minę Ann jak jej o tym powiem.
- To będę po ciebie pod...
- Pokojem 212 - dokończyłam za niego.
- Jeszcze raz wielkie dzięki.
- Drobiazg. To do jutra.
Udałam się szybko do pokoju do Ann. Już wiem, że nie da mi spokoju.
- Gdzieś ty była Brandt!? - naskoczyła na mnie.
- Pomagałam...
- Opowiadaj, bo widzę, że masz o czym!
- Nasz trener przedstawił mnie trenerowi Norwegów. Bo jak pomogłam wtedy Markusowi to sama wiesz, że okrzyknął mnie cudotwórcą. Ich trener poprosił mnie o pomoc, bo pewnien kadrowicz ma problemy z plecami. Okazało się, że owym kadrowiczem był rudy...
- Pierolisz! - już miała te łobuzerskie spojrzenie.
- No to mu pomogłam, wiesz moja praca i on zaprosił mnie na kawę. Jutro wybywam o 15.
- Aaaa! - wydała okrzyk radości. - Mówiłam, że z tej mąki będzie chleb!
- To tylko kawa wariatko...
- Od kawy się zaczyna - nie przetłumaczysz wariatowi nic. A więc dopuściłam.
********************
Jak myślicie Robert namiesza?
CZYTASZ
Love Again
FanfictionMarie zaczyna pracę w niemieckiej kadrze skoczków. Przeżyje wiele przygód i... I znów się zakocha Historia miłości szczęśliwej... i niekoniecznie ZAPRASZAM! (Zdjęcie z okładki wzięte ze strony Psychology Today)