Wczoraj brutalnie dopadła mnie przeszłość. Moja matka to była ostatnia osoba, której się tu spodziewałam. Nic, a nic nie zrozumiała przez te lata... Po jej wyjściu ryczałam jak mała zagubiona dziewczynka. W sumie dalej nią byłam... A, że w pobliżu nie było mojego męża to i nie ma mnie kto objąć. Patrzyłam w okno, a łzy ścigały mi się po policzkach. Wróciła przeszłość... Chwyciłam telefon i wykręciłam numer Ann.
- Była tu... - szlochałam.
- Kto był? Marie, wszystko okey..?
- Moja matka była...
- Pierdolisz?! - była w szoku.
- Właśnie nie... też byłam w szoku.
- Czego chciała?
- Wielce na pogaduszki ją zebrało. Dalej nie przyjmuje do wiadomości, że miałam depresję.
- Nic się nie zmieniła? A miałam nadzieję...
- Była rozczarowana i wręcz miała pretensje o fakt, że nie było jej na ślubie...
- Ale ma kurwa tupet! Nie odzywa się tyle lat, focha chuj wie o co i takie żądania..!
- Też mnie to wkurzyło - rzekłam dalej płacząc. - Dała upust swej pretensjonalności...
- Nie płacz... Nie zadręczaj się nią, nie warto - próbowała mnie pocieszyć.
- Nie widziała swojej winy, a nawet próbowała wmówić mi, że to ja nawaliłam.
- Aj szkoda gadać... A Robert?
- Nie ma go, treningi. Do niego też się czepiała.
- Przecież go nie zna... - zdziwiła się Ann.
- To jak wiemy nie przeszkadza jej w wydaniu orzeczenia...
- Co pierdoliła?
- Że Norweg, że nie dobry na męża - odparłam i aż się we mnie gotowało.
- Skąd ona ma takie informacje niby?! Jak zwykle próbuje Ci dojebać.
- Kazałam jej zniknąć i dać nam spokój.
- Bardzo dobrze!
- Normalnie nie wierzę...
- Przyjechać do Ciebie? Jutro rano już bym była.
- Nie no, nie rzucaj wszystkiego. Dam radę, po prostu przeszłość wróciła.
- Rozumiem - rzekła. - Ale jakby co to będę od razu.
- Dziękuję Ci za to, że jesteś - zdobyłam się na uśmiech, ale ona i tak tego nie zobaczy.
Przeszłość nie była kolorowa. Mam nadzieję, że ponownie odejdzie w zapomnienie. Teraz żyje mi się jak w bajce. To nie czas na lamenty, bo i tak nic już nie zmienię... Przeszłość odcinam grubą kreską. Nie warto się przez to zamartwiać, stało się i już. Głowa do góry i do przodu!
- Kochanie, jestem! - mój ukochany wrócił.
- Tęskniłam... - od razu wpadłam w jego ramiona, potrzebowałam ich.
- Co tam porabiałaś?
- Nic ciekawego...
- Stało się coś? Jesteś strasznie blada - od razu zauważył.
- Moja matka tu była - szepnęłam.
- I jak spotkanie po latach?
- Nic, a nic się nie zmieniła. Miała pretensje o to, że nie było jej na ślubie. Do tej pory nic do niej nie dociera. Nawet o Ciebie zahaczyła.
- Czyli nie ciekawie... Ona lubi tak oceniać po wyglądzie?
- I narodowości... Kocha to.
- Nie martw się nią. Nie warto przez kogoś takiego wylewać łzy kochanie - wtulił mnie mocno.
- Kocham Cię wiesz o tym?
Udałam się do skrzynki po listy, bo już trochę się ich nazbierało. Wśród rachunków i gratulacji był jeden wyróżniający się list... Otworzyłam go i oto kolejne starcie z przeszłością... List był od Stephana. Od miesiąca nawet go nie widziałam, kompletnie nic. Zaczęłam czytać jego zawartość.
Kochanie...
Bardzo chciałem być zawsze przy Tobie. Zależało mi i zależy na Twoim szczęściu. Marie, wiem, że nie raz zawiodłem na całej linii. Chciałem być dla Ciebie oparciem. Gdy trener nam Cię przedstawił od razu chciałem być jak najbliżej Ciebie. Ujrzałem wtedy małą, drobną, śliczną blondynkę. Słowami nie da się pisać tego co czułem. Uwielbiałem nasze rozmowy, wspólnie spędzony czas. Wtedy w Predazzo było mi lepiej niż w niebie, bo byłaś ty. Gdy byłaś smutna, zła, radosna to ja też taki byłem. Niestety moja miłość do Ciebie już nie była czymś pięknym. Całe moje najgorsze zachowanie było dyktowane zazdrością. Wiem, że ty też się zakochałaś, ale w innym mężczyźnie. Chcę byś była z nim szczęśliwa i jeżeli to właśnie ten jedyny to życzę wam jak najlepiej. O mnie możesz się nie martwić. Ja jakoś dam sobie radę...zawsze dawałem.
Nawet nie miałam pojęcia jak on to wszystko widział. Jaka była jago perspektywa... Przykro mi się zrobiło, bo na nowo dotarło do mnie ile wycierpiał.
Niedługo bierzesz ślub i to właśnie na tym się skup. To bardzo ważna chwila w życiu i niech będzie taka jak ze snu. Nigdy nie przestanę Cię kochać Marie. Zawsze w moim sercu będziesz na honorowym miejscu. Nie wiem czy będę w stanie kogoś pokochać... Ale to nie istotne, najważniejsze to byś ty zawsze miała miłość. Odsunąłem się od Ciebie i żałuję tej decyzji, ale nasza przyjaźń nie miała szans przetrwać. Tylko byśmy cierpieli, a nie o to chodzi w przyjaźni. Nie chciałem zatruwać Ci życia swoją zazdrością. Sam też miałem nadzieję, że miłość po prostu mi przejdzie, ale myliłem się. Ona zostanie ze mną już na zawsze. Marie, mam nadzieję, że w Norwegii czujesz się jak w domu. Mam też nadzieję, że przywykłaś do zmian, a wiem jak Ci z nimi ciężko, bo ich nie lubisz. Nie wiem na co liczę pisząc ten list... Może tak po prostu by chociaż w taki sposób życzyć Ci szczęścia. Pamiętaj, że jesteś dla mnie najważniejsza. Niech Robert się Tobą dobrze opiekuje.
Na zawsze zakochany w Tobie Stephan....
Na zawsze zakochany we mnie... Pisał to jeszcze sporo przed moim ślubem. Nadal się o mnie martwił i dalej cierpi... Mam nadzieję, że wbrew temu co napisał jeszcze kiedyś się zakocha, tym razem szczęśliwie. Po raz kolejny wpadłam w sidła przeszłości...
******************************************************
Witam!
Dziś oto taki rozdział, mam nadzieję, że jest okej ;)
Rozdział zawiera fragment rozdziału LETTER!
CZYTASZ
Love Again
FanfictionMarie zaczyna pracę w niemieckiej kadrze skoczków. Przeżyje wiele przygód i... I znów się zakocha Historia miłości szczęśliwej... i niekoniecznie ZAPRASZAM! (Zdjęcie z okładki wzięte ze strony Psychology Today)