~Night~

48 4 0
                                    

Stephan

Znów popłynąłem i upiłem się jak świnia. Mimo to zmieniłem trunek na wino i sączyłem prosto z butelki. Zmartwiony Karl jedynie błąkał mi się pod nogami i marudził. Moje oblewanie sukcesu weszło na nowy poziom. Było mi tak cholernie przykro, a alkohol potęgował to uczucie. Miałem niewyobrażalny żal do Marie. Tylko pytanie czy miałem prawo mieć? Odniosłem jak dla mnie wielki sukces, a ona to totalnie olała i jak zwykle bujała się z tamtym dziwakiem.


- Zespotuj już, bo to nie idzie w dobrą stronę - zrzędził Karl.

- A pierdole to! Ja oblewam sukces.

- Ale jesteś już niemiłosiernie pijany.

- O to chodziło... - rzuciłem.

- Znowu będzie z tego jakiś młyn.

- Aj tam zaraz młyn... Oleje ją tak jak ona mnie...

- O czym ty znowu mówisz?

- O Marie... taka przyjaciółka? Zakręciła się obok mnie, a obiecywała mi w szpitalu, że po mojej wygranej będzie świętować ze mną całą noc!

- Proszę Cię nie kombinuj nic Steph... - Karl sam nie wiedział czego się spodziewać.

Szczerze? Sam nie byłem pewny tego co mogę odwalić. Alkohol dawał mi doping i bylem śmielszy niż zazwyczaj. Uczucie rozgoryczenia dochodziło powoli do maksimum. Pamiętałem jej słowa ze szpitala i czułem się wystawiony. Jeszcze do tego migdalili mi się na oczach. Do diabła z miłością!


Bawiłam się dobrze z Robertem. Śmieszkowaliśmy na kanapie totalnie nie wiedząc co już niebawem się wydarzy.

- Wiesz, ja ich nie rozumiem. Jak można się tak upodlić? - zastanawiał się odnośnie ich stanu upojenia.

- Niektórzy tak definiują dobrą zabawę.

- A nie lepiej coś z tej zabawy pamiętać?

- Jestem zdania, że lepiej pamiętać, ale znasz ich nie od dziś.

- Chcesz coś do picia?

- Poproszę sok jaki kolwiek...

No i się zaczęło. Pojawił się Karl z ciekawymi faktami.

- Mar, proszę Cię zrób coś... Steph jest pijany jak bela i nie zamierza stopować. A na dodatek zaczyna mu odbijać!

- A temu co... - udaliśmy się w jego stronę.

- Steph, przestań no - zwrócił się do niego załamany już Karl.

- Spadaj okey?

- Steph, chodź już do pokoju. Czas się zdrzemnąć.

- O proszę Marie!

- No ja... Weź już nie pij, chodź zaprowadzę Cię do pokoju.

- Serio się mną przejmujesz? Proszę Cię! Idź lepiej do tego swojego Norwega!

- Steph...

- Co mi obiecałaś w szpitalu? Że jak wygram to będziesz ze mną świętować całą noc... A ty masz wyjebane na mnie! Idź do tego swojego fagasa! On jest jak zwykle ważniejszy, to se do niego idź!

- Zapomniałam... - zapomniałam o tym co mu obiecałam.

- Miło to wiedzieć... zapomniała o własnym przyjacielu... Widać ile jest warta ta przyjaźń! A raczej coś więcej niż ona... Spadaj do rudego i zapomnij, że istniałem! - podniósł się i chwiejnym, aczkolwiek szybkim krokiem gdzieś się udał.

- Jasna cholera... - wyszeptał Karl.

Opadłam na krzesło trawiąc każde jego słowo. Zwrot zapomnij, że istniałem szumiał mi w głowie.

- Nie martw się... Jest pijany - ratował i tak już zgliszcza Karl.

- Zapomniałam o nim - łzy napłynęły mi do oczu.

- Ale po cholere robił taką awanturę.

- Co się stało? - przyszedł z napojami zmartwiony Robert.

- Stephan trochę namieszał - wyjaśnił Karl.

- Jak zwykle on! Niech on wreszcie zniknie!

- To właśnie zrobił - szlochałam.

Rudzielec zabrał mnie do pokoju i ułożył do spania. Wiedział, że Steph to mój przyjaciel i jak mi ciężko. Nakrył mnie kołdrą, wtulił w siebie i uspokajał. Serio zawiodłam...


Stephan

Szedłem przed siebie olewając wszystko dookoła. Było mi tak cholernie źle. Smutek rozrywał mi serce na milion kawałków. Niech zapomni o moim istnieniu, bo i tak tylko przeszkadzam jej w romansie. Tak będzie najlepiej dla nas obojga. Jutro z rana pakuje się i wracam do domu. Kończę sezon, bo muszę wyleczyć się z tej beznadziejnej miłości...


*****************************************************

Bum!

Mam nadzieję, że było ciekawie.

Love AgainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz