Tego dnia okropnie padało.
Na szczęście konkurs jutro więc nie mamy się czym martwić.
Patrzyłam jak krople deszczu ścigają się po szybie. Zawsze jak byłam mała to właśnie tak robiłam. Ann zajęta była Freitagiem, chłopcy grali w karty, a Robert sama nie wiem w sumie. Dalej byłam pochłonięta podziwianie wyścigu. Nie miałam dziś zbyt dobrego nastroju. Spałam do 12. Generalnie spała bym cały czas, ale miejmy resztki przyzwoitości. Myślałam o swoim dzieciństwie i doszłam do smutnych wniosków...
Nie byłam jak inne dzieci, ja niestety wiecznie miałam wpajane, że mam być taka czy taka. Moi rodzice totalnie zafiksowali na wybraniu mi zawodu. Od małego miałam być lekarzem albo choćby pielęgniarką. Fizjoterapeutka chyba wpisuje się w ich standardy. W sumie mnie to nie obchodzi! Robię to co kocham, a z nimi... A z nimi brak mi porozumienia. Pokłóciłam się z nimi dwa lata temu. Padło wiele nie przyjemnych słów i do tej pory nas to boli. Moja mama jest najbardziej obrażona i totalnie się do mnie nie odzywa. Tata natomiast wymieni ze mną kilka zdań jak już musi. Ja też nie pałam chęcią rozmów po tym wszystkim. Wpełzłam pod koc i czułam jak łzy napływają mi do oczu. Nagle wpadł Norweg.- Chodź chcę Ci coś pokazać.
- No dobra - przy okazji odkryłam, że deszczu towarzyszy słońce. Poszłam za Robertem i odkryłam, że zabiera mnie na dwór.
- Piękna - wskazał na tęcze. - Ale ty i tak jesteś piękniejsza.
- Mok... - przerwał mi pocałunkiem. Całował mnie namiętnie w deszczu.
- Zrozumiałem jak bardzo mi na Tobie zależy. Marie, zostań moją dziewczyną...
- Ja... - zamurowało mnie.
- Zakochałem się - spojrzał na mnie cały mokry.
- Ja się zgadzam... Zostanę Twoją dziewczyną... - tym razem to ja się dossałam do jego ust. Nie wiem ile tak staliśmy. Wiem, że ta tęcza była pretekstem by romantycznie zacząć związek.
Wróciliśmy do hotelu , a w drzwiach stała Ann.
- Co wy tacy mokrzy? Nudziło się wam, że biegacie po deszczu..?
- Były powody - uśmiechnęłam się. - Jesteśmy parą.
- Pierdolisz! - krzyknęła. - No to życzę wam szczęścia!
- Komu szczęścia? - wparował Karl i Stephan.
- Marie i Robert są parą!
- Szczęścia - odparł Karl. Stephan stał nie w sosie.
Stephan
Że co?
Byłem w takim szoku, że nie mogłem słowa wydusić.
Jak to parą?
Właśnie straciłem swoją wielką miłość...- Steph, wszystko okey? - zapytał mnie Karl gdy się oddaliliśmy.
- Nic nie jest okey! Straciłem ją Karl...
- No miłość nie wybiera... Nie chcę nic mówić, ale skoro Mar jest szczęśliwa to dobrze.
- Zostało mi tylko życzyć jej szczęścia i cieszyć się jej radością.
- Stary, może to zabrzmi głupio, ale wszystko się jeszcze ułoży.
- Mam nadzieję Karl... - szepnąłem zrezygnowany.
Od razu mój humor uległ poprawie. Po tym depresyjnym wyścigu kropel deszczu i dla mnie wyszło słońce.
- Co moje kochanie zje na kolację? - zapytał mnie mój chłopak.
- Tosty z serem mi zamów - rzekłam siedząc na stołówce ze swoim teamem i nim.
- Za pięć minut wracam.
- Wow Mar widzę, że go wzięło - rzekł z uśmiechem Markus.
- Miłość rośnie wokół nas! - śpiewał Consti.
- Oj dajcie spokój. Po prostu zazdrościcie samotnicy.
- Mi jest dobrze jak jest - stwierdził Pius.
- Steph, coś ty taki? - zapytałam go zmartwiona.
- To przez pogodę - rzucił obojętny.
- No mnie też to odbiło.
Stephan ma takie huśtawki nastrojów, że nie mogę za nim trafić. Mam nadzieję, że niebawem wróci jego piękny uśmiech.
- Pokażę Ci całą Norwegie, a potem może jakieś Bali - snuł po sezonowe plany mój Rudzielec.
- Brzmi interesująco.
- Zabiorę Cię gdzie tylko zechcesz.
- Przy Tobie wszędzie mi dobrze - wtuliłam się w niego.
Reszta wieczoru upłynęła mi na romansach z moim Norwegiem.
**********************
Liczę na to, że generalnie jest okey.
Jak myślicie co dalej ze Stephanem?
CZYTASZ
Love Again
FanfictionMarie zaczyna pracę w niemieckiej kadrze skoczków. Przeżyje wiele przygód i... I znów się zakocha Historia miłości szczęśliwej... i niekoniecznie ZAPRASZAM! (Zdjęcie z okładki wzięte ze strony Psychology Today)