Obudziłam się rano, a Roberta nie było obok. To dziwne, bo zawsze czeka aż się obudzę i składa na mych ustach pocałunek na dzień dobry. Może coś pilnego wyskoczyło.
Robert
W mojej głowie kłębiły się dziwne myśli. Od zawsze byłem chorowity... Bałem się, że ta dziwna choroba wróci i zniszczy moje szczęście. Wstałem przed Marie i udałem się na balkon. Musiałem się przewietrzyć. To zżerało mnie od środka. Nie spałem pół nocy... Nie chcę znowu przez to przechodzić. Niby wszystko jest w porządku, nic mi nie dolega, ale strach został z kiedyś. Niedługo nasz ślub, chcę by wszystko było idealne.- Robert! - zawołałam go. Liczyłam, że jest gdzieś w domu.
- Tak? - jego głos był jakiś inny, bardziej smutny.
- Wstałeś tak szybko. Stało się coś?
- Nie.
- Na pewno wszystko okey?
- Tak, idę się przejść... - i wyszedł.
Po prostu wyszedł. Był zimny, smutny. Martwiło mnie jego zachowanie. Nigdy się tak nie zachowywał. Nie chciał specjalnie prowadzić dyskusji.
Może po tym spacerze zechce się wygadać.Minęły cztery godziny, a po Robercie ani śladu... Telefonu też nie odbierał. Byłam kłębkiem nerwów. Po chwili otworzyły się drzwi i pojawił się Rudzielec.
- Gdzieś ty był? Jak ja się bałam...
- Nie potrzebnie.- Robert co jest? - był taki nieswój.
- Nic, mówiłem już - poziom lodowatości wywaliło w kosmos.
- Po prostu się martwię. Jesteś jakiś dziwny, znikasz na kilka godzin...
- Po prostu.
Po prostu tylko tyle miał mi do powiedzenia. Złość we mnie wzrastała coraz bardziej. Patrzył na mnie takim lodowatym wzrokiem...
- Tylko tyle mi powiesz?!
- Tak...
- Kurwa, martwiłam się, a ty twierdzisz, że to tak po prostu!
- Bo co mam Ci powiedzieć? Zrozum, że ja może nie chcę rozmawiać! - gdy krzyknął aż podskoczyłam.
Zamknął się w pokoju. Był to taki jego kącik. Stałam w miejscu... Czułam jak łza spływa po moim policzku. To nasz pierwsza kłótnia, bo chyba tak mogę to nazwać. Złość ustąpiła miejsca smutkowi. I ja zniknęłam w swoim kąciku. Płakałam jak głupia. Ja tylko się o niego bałam. Fakt sama zaczęłam krzyczeć, ale on zrobił to wyjątkowo głośno. Postanowiłam zostać tu na noc. Prześpię się na tym fotelu...Ale jest dopiero po 16. Jeść mi się nie chciało. Postanowiłam przejrzeć instagrama by zająć głowę głupotami. Nie będę znowu próbowała rozmawiać, bo nie wiem jak na to zareaguje.
Robert
Gdy krzyknąłem aż podskoczyła.
Nie powinienem był...
Marie chciała dobrze, martwiła się. Powinienem jej po prostu powiedzieć, że boję się choroby. Teraz dam jej czas by ochłonęła.Instagram wyciąga. Nawet nie wiem kiedy na zegarze ukazała się 19. Postanowiłam się umyć i wrócić na fotel. Chciałam uniknąć spotkania z Robertem. Niech pobędzie chwilę sam. Może tego teraz potrzebuje...
Udałam się pod prysznic. Strumień ciepłej wody zmywał ze mnie ten dzień. Każda kropla muskała moje ciało tak powoli. Niby to tylko ciepły prysznic, ale jednak pomógł.
Robert
Udałem się do jej pokoju. Spała na fotelu odkryta kocem. Serce mi się krajało gdy ujrzałem chusteczki, ślad że płakała. Nie chciałem doprowadzać jej do płaczu. Nigdy więcej nie krzyknę, nigdy już nie będzie przeze mnie płakała. Nigdy!***********************
WITAM!
Trochę się porobiło...
CZYTASZ
Love Again
FanfictionMarie zaczyna pracę w niemieckiej kadrze skoczków. Przeżyje wiele przygód i... I znów się zakocha Historia miłości szczęśliwej... i niekoniecznie ZAPRASZAM! (Zdjęcie z okładki wzięte ze strony Psychology Today)