Dziś niebo było inne niż zwykle. Richard i Robert pojechali na męski wypad. Byłam dość niespokojna. Ann popijała owocowe piwo.
- Wiesz... Mam jakieś złe przeczucia...
- Marie, wyluzuj i napij się piwa.
- Jakoś dziwnie...
Może i to tak po prostu, ale wolałam mieć już Roberta przy sobie. Jakoś nie lubię bez niego i nie umiem nawet chwili wytrzymać. Jest dla mnie bardzo ważny i chcę mieć go przy sobie.
- Głowa mnie boli - rzekłam.
- Bo ciągle się stresujesz niepotrzebnie. Laska wrzuć na luz.
Poszłam po tabletkę. Nagle zadzwonił telefon. Ann odebrała i wypowiedziała dziwne słowa,, ale jak to... To na pewnie chodzi o nich? "
- Ann, co jest... - siedziała ze łzami w oczach przy słuchawce.
- Richard i Robert mieli wypadek... Jest źle... Bardzo źle...
- A-ale j-jak to... - opadłam bezwładnie na łóżko.
- Jedźmy do szpitala.
- Wiedziałam, że coś jest nie tak - rozpłakałam się na dobre.
Nagle do domu wpadł Andi, Karl i Markus. Bardzo mnie to ucieszyło. Żadna z nas nie była w stanie kierować.
- Który to szpital? - zapytał Markus.
Ja nie byłam w stanie odpowiedzieć. Dudniło mi w głowie. Nagle poczułam jak osuwam się na ziemię. Marie usłyszałam. A potem już nic...
- Marie, halo... - cucił mnie Karl.
- Może zostań w domu?
- Nie! Ja muszę tam jechać... Muszę!
- Marie, ale...
- Jadę i koniec! - przerwałam Karlowi.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Wpadłam do szpitala. W sali, w której leżał Robert non stop coś się działo. Lekarze wchodzili i wychodzili. W sali obok leżał Richard. Lecz z nim było ciut lepiej niż z moim mężem.
- Panie doktorze, ja jestem żona Pana Johanssona... Co z nim? - zapytałam zapłakana.
- Musimy operować... Ma poważne obrażenia wewnętrzne.
- Ale on przeżyje..?
- Bądźmy dobrej myśli... - rzekł lekarz i zniknął w sali Roberta.
- Marie, jesteśmy tu z Tobą - objął mnie Andi.
- On nie może mnie tak zostawić... Nie może...
- I nie zostawi - próbował uśmiechnąć się Karl.
Operowali i operowali. Byłam przerażona. Bałam się, że go stracę, a tego bym nie zniosła... On nie może mnie tak zostawić... Nie może...
W końcu po czterech godzinach opuścili salę operacyjną. Od razu udał się do mnie lekarz.
- Operacja się udała. Najbliższe dwadzieścia cztery godziny pokażę co dalej.
- Dziękuję - bo co innego miałam powiedzieć. Chociaż operacja się udała.
- Widzisz,zaczyna się powoli układać. Operacja się udała - rzekł Markus.
- Zawsze coś...
- Ann siedzi przy Richim.
- On chociaż tak bardzo nie ucierpiał...
- I z Robertem będzie dobrze. Zobaczysz!
- Liczę na to...
Było źle. Cały czas bałam się o męża. Poinformowałam jego rodziców o zdarzeniu i swoich dziadków. Na miejscu pojawił się mój tata, miał bliżej niż dziadkowie.
- Będzie dobrze - rzekł mój ojciec.
- Operacja się udała, ale ta doba będzie decydująca.
- Jest silny...
- Nawet bardzo, ale doznał poważnych obrażeń wewnętrznych
- Wszystko się ułoży.
Nie spałam tej nocy w ogóle. Robert dalej był nieprzytomny. Nastał nowy dzień. Byłam padnięty, ale wreszcie mogłam wejść do męża. Złapałam go za rękę. Mam nadzieję, że niebawem się przebudzi. Chciała bym by znów się uśmiechnął. By coś powiedział... Co kolwiek...
- Marie... - usłyszałam cichy głos.
- Robert, kochanie! Jak się czujesz? - od razu rozpromieniałam.
- Bywało lepiej, ale jakoś to jest...
- Tak się bałam... Nawet nie masz pojęcia. Operacja się udała!
- To mamy połowę sukcesu. Jeszcze trochę tu poleżę.
- Co Cię boli?
- W sumie prawie wszystko... Ale takie uroki wypadku.
Byłam przy nim resztę dnia. W końcu przekonał mnie do zjedzenia czegoś. Przejął się mną, ale to on tu był najważniejszy.
***************************
Witam!
Jutro ciąg dalszy tego rozdziału 🤘
CZYTASZ
Love Again
FanfictionMarie zaczyna pracę w niemieckiej kadrze skoczków. Przeżyje wiele przygód i... I znów się zakocha Historia miłości szczęśliwej... i niekoniecznie ZAPRASZAM! (Zdjęcie z okładki wzięte ze strony Psychology Today)