Dla PatixaLovic
POV. Iyumi
Sięgnęłam po kolejną butelkę piwa i napiłam się. Wiem, że w teorii nie powinnam, ale mieszkając z wampirami już nawet nie patrzysz na wiek. Poza tym grając w butelkę, nie można być na trzeźwo.
- Teraz ty Azusa! Kręć butelką! - krzyknął Kou podając bratu pustą butelkę, która była główną atrakcją dzisiejszej zabawy. Zielonowłosy wampir chwycił ją i zakręcił na środku. Wypadło na Yumę.
- A spróbuj kazać mi się pociąć to ciebie potnę - mruknął. Walnęłam się w czoło a następnie wielkoluda obok mnie.
- Przecież jemu o to chodzi - zauważyłam.
- Bardzo kusząca... propozycja Yuma... Jednak zapytam... prawda czy wyzwanie...? - spytał Azusa patrząc na swojego brata posępnym wzrokiem.
- Oczywiście, że wyzwanie! - odpowiedział pewnie. Wampir uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Musisz... wziąć dziesięć... pomidorów ze swojego... ogrodu i dać je... randomowym osobom... które spotkasz... przed rezydencją... - odparł. Zaśmiałam się szczerze. Dobrze go nauczyłam.
- Co?! Nie ma mowy! - krzyknął. Ruki rozłożył ręce.
- Takie są zasady gry. Musisz to zrobić - powiedział a Yuma prychnął wstając.
- Iyumi, zakręć za mnie. Kolejna osoba, która będzie musi spać dzisiaj na dworze - odparł a ja pokazałam mu kciuka w górę na zgodę. Wzięłam kolejny łyk alkoholu i zakręciłam butelką. Wypadło na Kou. Wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
- No cóż, śpię na dworze dzisiaj. Kręcimy! - rzucił i sięgnął po szklane naczynie. Zakręcił. Tym razem wypadło na mnie.
- O ironio... - mruknęłam.
- Mam nadzieję, że wybierasz wyzwanie MNeko-chan - powiedział z uśmiechem a ja skinęłam głową na potwierdzenie.
- Twoje wyzwanie to ignorować Subaru Sakamaki'ego przez czterdzieści osiem godzin - odparł pewnie. Założyłam ręce na piersi.
- A jeżeli nie chcę tego zrobić? - spytałam
- Zawsze możesz odmówić, ale wtedy musisz oddać nam swój "bezcenny" szkicownik a my się nim odpowiednio zaopiekujemy - odpowiedział z uśmiechem.
- Chyba ci już totalnie odbiło od tej sławy! Obie opcje są okropne! - stwierdziłam głośno. Wolałabym nie musieć wybierać między tymi dwoma zadaniami. Prychnęłam głośno wstając z miejsca.
- Czyli rozumiem, że włączam minutnik na czterdzieści osiem godzin - odparł blondyn. Tylko pokazałam mu środkowy palec i ruszyłam do swojego pokoju.
- To powiesz mi jutro co wybierasz! Pamiętaj, że jak będziesz się zbytnio wykłócać to wezmę twój bezcenny szkicownik i narysuję siebie! - krzyknął za mną, ale ja bez słowa weszłam do swojego pokoju. Dobrze przynajmniej, że będzie spał dzisiaj na dworze za karę. Niedawno udało mi się odzyskać regularne spotkania z Subaru a teraz mam nagle przestać się do niego odzywać na dwa dni i co? Znowu nasza relacja będzie nadszarpnięta.
Zrzuciłam z siebie ubrania i założyłam piżamę. Nie dam rady go ignorować... Ale z drugiej strony, cholera wie, co oni zrobią z moim szkicownikiem, jak im go oddam na tydzień. W ogóle, co to są za proporcje? Że ja muszę dwa dni udawać, że mój najlepszy przyjaciel nie istnieje a oni mogą na tydzień zabrać mi mój sens istnienia. To nie fair! Jutro rano porozmawiam sobie z Kou. No przysięgam, że jak nie skróci tego czasu to coś mu zrobię.
Położyłam się na łóżku i wtuliłam się w poduszkę. Przecież jutro jeszcze umówiliśmy się na spacer! O nie... I co, mam iść tam i udawać, że go nie ma czy nie iść a potem dostawać milion telefonów, co się dzieje ze mną? Może jeszcze szybko mu napiszę, że nie mogę jutro? Ale nie umiem już podnieść głowy... I w ogóle wszystko się kręci. Za dużo wypiłam...
~następny dzień~
Obudziłam się z małym bólem głowy. I bynajmniej przez alkohol. Całą noc dręczyły mnie koszmary, że Subaru coś sobie robi, albo tracę jego przyjaźń. Mam nadzieję, że jak mu wytłumaczę wszystko już po zakończeniu wyzwania to nie będzie na mnie zły. Przecież wie, jak ważny jest dla mnie szkicownik a relacje są trwalsze niż rysunki.
- Dzień dobry Iyumi! Jak humorek? - spytał Kou wchodząc do mojego pokoju. Otwarłam oczy i spojrzałam na niego. Trzymał wielką tacę, ale nie widziałam zawartości.
- Dobry... Taki sobie. Co chcesz? - odpowiedziałam pytaniem i podniosłam się do siadu. Przetarłam oczy, żeby lepiej go widzieć a przy okazji trochę się rozbudzić.
- Przyniosłem śniadanie dla mojej siostrzyczki. Wiesz, o szóstej mogłem wrócić do domu to zrobiłem coś do jedzenia. Uznałem, że to nie może być takie trudne skoro ty i Ruki się tym zajmujecie codziennie - powiedział siadając naprzeciw mnie. Postawił tacę pomiędzy nami.
- To naprawdę kochane. Dzięki - mruknęłam. Oby zapomniał o tym głupim wyzwaniu. Chociaż pewnie nie zapomniał skoro spał na dworze. Spojrzałam na niego z małą nadzieją.
- Nie, nie zapomniałem. Ale poczuj łaskę, bo o północy puściłem odliczanie. Może lecieć dalej, jeżeli robisz to wyzwanie - oznajmił pokazując mi telefon. Leciało tam już odliczanie na serio. Westchnęłam ciężko.
- No dobra, ale miałam plany na te dwa dni. Teraz sama będę musiała to zrobić i to tak, żeby Subaru się nie dowiedział - odparłam. Może jednak pozwoli skrócić ten czas jak trochę go powyciągam z domu. Spędzi ze mną czas i stwierdzi, że odpuści siostrze trochę.
- No to w czym problem? Ja z tobą pójdę! - powiedział szczęśliwy. Powstrzymałam mały uśmieszek, który chciał wejść na moje usta. To może rzeczywiście się udać. Może nie będę musiała ignorować Subaru dwa dni!
- Świetnie! To przygotuj się, bo za godzinę wychodzimy! - odparłam z uśmiechem i zabrałam się za jedzenie. No mogło być lepsze, ale liczą się chęci. A ja chcę nie musieć robić tego zadania, ale to tak chyba nie działa.
- Będę czekać na dole - oznajmił wstając z miejsca. Skinęłam głową na zgodę. Blondyn wyszedł z mojego pokoju a ja miałam ochotę walnąć się w twarz. To wyjście może też pójść totalnie w inną stronę.
Dokończyłam jedzenie i wstałam z łóżka. Trzeba jakoś to przeżyć. Podeszłam do szafy, żeby wybrać ubranie. Złapałam cokolwiek i weszłam do łazienki. Tam wykonałam poranną toaletę, żeby nie wyglądać jak trup. Chociaż jestem wampirem, cały czas tak wyglądam...
Wyszłam po pół godzinie i spakowałam do torebki najważniejsze rzeczy. Spojrzałam na telefon, gdzie już widniały wiadomości od Subaru. Nie chcę ich nawet odczytywać, bo jeszcze pokuszę się o odpisanie a wtedy będę musiała oddać szkicownik na sto procent. Wyciszyłam telefon i wrzuciłam go z innymi rzeczami. Ubrałam na siebie płaszcz dla pozorów. Nie, żeby było mi zimno. Zarzuciłam torebkę przez głowę. Wziąłem tacę, żeby ją odnieść do kuchni i wyszłam z pokoju. Zeszłam ostrożnie po schodach. Odłożyłam tacę na blat mijając się z Ruki'm w przejściu. Przeszłam do holu, gdzie włożyłam buty.
- Limuzyna już czeka - oznajmił Kou, który nagle pojawił się w drzwiach. Podskoczyłam lekko z zaskoczenia, ale tylko skinęłam głową na zgodę. Wyszłam z rezydencji myśląc o zupełnie czymś innym niż mała wycieczka do miasta. Wsiadłam do limuzyny.
- Nie smuć się Iyumi, poświęcę ci całe dwa dni. Zobaczysz, że nawet nie zauważysz, kiedy to minie - odparł i przytulił się do mnie.
- Z pewnością - mruknęłam. Subaru, obyś nie miał mi tego za złe i, że nasza przyjaźń jest trwalsza niż te nieszczęsne dwa dni. Nigdy więcej zabawy w butelkę z moimi braćmi.
CZYTASZ
Diabolik lovers - one-shots 2
FanfictionCzęść 2 shotów z Diabolik lovers. Przed zamówieniem proszę zapoznać się z zasadami zamówienia. Okładkę wykonała: @25_WeLka_05